
PRZYPADKOWA KOBIETA
Jak wiele razy spotkaliście przypadkiem kogoś na ulicy i biliście się z myślami: podejść do niej/niego czy nie? Zagadać? Poprosić o numer telefonu? A może ma faceta? Nie, taki facet nie moze być sam. A może mu się spodobam?
Kim ona jest? Jakim on jest mężczyzną?
Znacie te pytania. Wiecie także, że zwykle pozostają bez odpowiedzi.
Nie starcza nam odwagi by podejść i zadać sakramentalne pytanie: czy my się przypadkiem nie znamy?
Przypadkowo napotkanym osobom można wiele wybaczyć.
Tym z przystanków autobusowych wybaczamy zabłocone buty, rozcipciane włosy na wietrze, mętny wzrok wbity w przydrożną kałużę. Milczeniem zbywamy ich pytający wzrok, gdy swoje nadprogramowo tłuste cztery litery wygodnie sadzają na siedzeniach, a tuż obok nich stoją schorowane babcie stękające z bólu w stawach.
Mariolkom z bibliotek wybaczamy wielkie okulary w grubych oprawkach, wytarte spódnice, grube swetry pachnące lawendą przeciw molom. Lachę kładziemy na ich gębę, która nie może się zamknąć. Nic tak nie trenuje cierpliwości jak słuchanie studenciar opowiadających o swoich podbojach książkowo-egzaminacyjnych.
Wiele można wybaczyć wagonowym towarzyszkom, które dosiadłszy się do naszego przedziału umilają nam podroż wpierniczaniem śmierdzącego jedzenia (kominek pozdrawia jajka na twardo i panią salami). Serwują nam przy tym opowieści o facetach świniach i zawistnych psiapsiółkach. Wybaczamy im nawet sen z otwartymi ustami pełnymi ślinki skapującej na ich zwiotczałe piersiątka.
Czego nie mogłem wybaczyć przypadkowej kobiecie z supermarketu?
To wydarzyło się dzisiaj. Zgłodniałem, poszedłem na zakupy. Kupiłem nową szczoteczkę do zębów, papier toaletowy i śmietankę do kawy.
Ciągnę sobie wózek na dział z mrożonkami, rozmyślam o życiu i porannej kupie aż tu nagle jebut!
– Auu!
– Ouu!
– Ups, przepraszam!
– Nie nie to ja przepraszam.
– Nic się panu nie stało?
– A pani?
– Nie zauważyłam pana.
– Nie widziałem pani.
– Wszystko w porządku?
– Trochę boli mnie w kroczu.
– Trzeba pomasować.
– Panią też coś boli?
Zamyśliła się.
– Tak, stopa.
Zamyśliłem się.
– To nic takiego. Przejdzie.
Odszedłem.
Zderzyły się dwa wózki i pech chciał, że jednym z nich był mój wózek. Ten drugi należał do całkiem całkiem kobiety, z wyglądu przypominającej bardzo taką co gra w reklamie jednego z banków, chyba BPH. Ale nie ta od słynnego „wypierdalać”, tylko ta, co lubi swojego kota i swój bank. Albo bank lubi jej kota. Nie wiem. Kto oglądał ten skojarzy.
Niewiele mogłem wiedzieć o tej kobiecie.
W koszyku miała puszkę koli, podpaski i paczkę kotletów sojowych.
Ani chybi oznaczało to, że mieszka sama, nie jest w ciąży i ma nasrane we łbie.
Sojowym idiotkom mówimy stanowcze NIE, ale uzmysłowiłem sobie, że nie mogę zachowywać się jak na blogu i rozdawać bany wszystkim laskom, które mają czelność nie pokazać mi swoich cycków na przywitanie.
Zwłaszcza, że miała całkiem fajny gust jeśli chodzi o ubranie, nawet pochwaliłbym jej zapach, ale musiałaby wcześniej co najmniej dwa dni się nie perfumować, żeby uleciało z niej to, co na siebie dziś wlała.
Przypadkową kobietę spotkałem ponownie całkiem przypadkowo przy przypadkowej kasie obsługiwanej przez równie przypadkową kobietę o bardzo przypadkowym wygiętym nosie, który przypadkowo tak wystawał, że o mały przypadek, a wszedłby jej do ust.
– Znowu się spotykamy – rzekła posyłając mi uroczy uśmiech. Między jedynką a dwójką miała ciemną kropkę, chyba pozostałość po bułce z makiem. Szczegół.
– To z pewnością przeznaczenie – odparłem najgłupszym tekstem, na jaki było mnie stać. Reaguj, lalka!
– Chyba nie możemy pozwolić mu się minąć. Daleko stąd mieszkasz?
– Mam bałagan w mieszkaniu – skłamałem.
– Nie, nie to nie to co myślisz. Tak tylko zapytałam. Bałagan jeszcze o niczym nie świadczy.
„Świadczy o tym, że mieszkam sam, blondynko”. – pomyślałem.
– Mieszkasz sam?
– Pytasz czy stwierdzasz?
– Pytam.
Czyli IQ poniżej 110. Szkoda.
– Sam. Raz na jakiś czas pomieszkuje u mnie znajoma i jej kot. Ona sprząta, on ogląda seriale.
– Ach, rozumiem…
Gówno rozumiesz. To nie to co myślisz.
– Nie mogę się doczekać aż pozna jakiegoś leszcza i da mi spokój – kontynuowałem wyjaśniając niezręczną sytuację.
– Ach, rozumiem.
Ta, teraz rozumisz. Nie poproszę cię o numer. Zostały ci dwie minuty. Nie spierdol tego.
– W takim razie miałabym dla ciebie propozycję.
Nareszcie! Konkretne kobiety to jest to, co Kominek lubi najbardziej…
– Masz komórkę?
…i co Kominek najczęściej spławia za głupie pytania.
– Że kogo?
– Telefon.
– And…?
– Po ostatnim związku jestem bardzo ostrożna. Czy miałbyś może ochote na flirt?
– Nie znam tej pozycji.
– Najpierw przez sms. Później, gdyby nam się fajnie pisało, moglibyśmy bliżej się poznać. Będzie cieplej, moglibyśmy pojechać na piknik
Będzie cieplej? Piknik? W styczniu?
– W styczniu?
Uśmiechnęła się.
– Trochę za zimno, ale pod koniec kwietnia na pewno będzie cieplej. Wiesz, nie chciałabym się z niczym spieszyć… Dziwnie to brzmi, gdy mówię tak obcemu mężczyźnie, ale…
Skończ. Kobieto, błagam, skończ!
– …podaj mi swój numer – przerwałem jej.
Podała.
– Napiszę do ciebie dziś wieczorem, dobrze?
– Na pewno?
– Na pewno.
– Fajny z ciebie facet. Masz super oczy (bla, bla, bla…).
Poszła sobie.
Nawet nie próbowałem kusić losu. Numer od razu skasowałem. Flirt?
Nienawidzę tajemniczych flirtujących idiotek!
Jeśli zastanawiacie się, czy warto do kogoś nieznajomego podejść i zagadać, a nie wiecie czy powinniście to zrobić, bo boicie się odrzucenia, mam dla was dobrą radę.
Nie podchodźcie.
Statystycznie jesteście pasztetami. Nie spodobacie się tej osobie. Ja nie chciałbym, aby podchodziła do mnie nieznajoma kobieta, która nie miałaby figury modelki, cudownego głosu i uśmiechu doprowadzającego mnie do orgazmu. To samo tyczy się mężczyzn. Albo wyglądasz jak Brad Pitt albo posuwaj korę w drzewie.
I tak sobie myślę, że rola przypadkowo poznanych osób nie powinna wykraczać poza rolę przypadkowo poznanych osób. Nigdy nie wiesz w jak wielkie łajno możesz wdepnąć.
Wiele było interesyjących, nawet intrygujących kobiet, które widziałem przez ułamek sekundy. W szkole, w pociągach,na ulicy. Nigdy nie miałem odwagi do nich podejść. Dziś zrozumiałem, że być może zbyt wiele nie straciłem i nie mam za złe, że ich piękno budowane było przez moje wyobrażenia o ich doskonałości.
Daję zgodę, by piękno kobiet, które nigdy nie będą moje, mogło składać się z złudzeń.
A ja bym bez wahania podeszła do Ciebie? Nie jesteś ideałem, bo ideałów nie ma. Ale podoba mi się Twój styl bycia. Trochę szkoda, że uważasz tylko kobiety piękne. Nie pomyślałeś, że kobieta o przeciętnej urodzie może mieć IQ powyżej 110? Tak czy owak podeszłabym do Ciebie, bo zawsze wiem, czego chcę 🙂
Z tym IQ jest ciekawe, bo znam dziewczyne ktora miala koło 140, a tak naprade to wstyd bylo z nia gadac. Wiec trzeba byloby troche rozbudowac wypowiedz o IQ. Intelekt i oczytanie? A moze Intelekt etykieta i oczytanie?
Anno, na temat stwierdzenia „ideałów nie ma” był wpis oraz dyskusja.
i wlasnie dlatego nosze ze soba dwa telefony, jeden numer oficjalny a drugi na takie sytuacje 🙂 chyba nie powinienes sie tak ograniczac, one czesto tak gadaja zeby nie wyjsc na „latwe” ale napisalbys dwa smsy i moze by nawet posprzatala twoje mieszkanie
Nie wiem jak to sie stalo, ale nie czytalam tego tekstu. Jest swietny. 🙂
Na poczatku, po zderzeniu wozkow w supermarkecie, myslalam, ze obcym kobietom nie da sie wybaczyc… brzydkich stop.
Bo dlaczego, Kominku nie zaproponowales jej pomasowania bolacej stopy? 🙂
W ogole, gdy sa jakies dialogi w notkach, to one sa zwykle najlepsza czescia tekstu. Ostatni o hucie byl boski 🙂
paru się odwazylo skonfrontowac moj wygladplus ich wyobrazenie o mnie(jesli w ogole brali topod uwage)nie pamietam by z tego cos dobrego wyszlo.straszengo owszem,okrutnego a jakze.bolesnego i pieknego tak.dobrego.nie.nie dla mnie…zatem panowie idzie dalej,bo ja tez chce miec zludzenia…kominek ma racje.
Pingback: Podejść czy nie podejść? | Kominek IN
hm… nic dodać nic ująć… podoba mi sie Twoje podejscie do niektórych spraw, choć na inne ma swoje zdanie..
Jaka szkoda, że pod najlepszymi Twoimi tekstami jest tylko kilka komentarzy. Nic dodać nic ująć – jesteś świetny!