
Tylko odważni potrafią uciekać
Pamiętacie, kiedyś pisałem wam, że wystarczy tylko jedno spojrzenie na kogoś, kogo widzimy pierwszy raz w życiu, aby móc powiedzieć – pamiętam Cię. To jest ten moment, kiedy patrzysz na kogoś i już wszystko wiesz. I nawet jeśli tego nie rozumiesz, to nie zadajesz tych wszystkich pytań, które się zadaje, a po paru latach patrzysz na ślubne zdjęcie wiszące przy ścianie i dalej wiesz, że to był piękny dzień, tylko teraz inaczej byś się ubrał.
Pamiętam, kiedyś siedziałem na ławce nieopodal Pałacu Kultury. Był ciepły sierpniowy wieczór, dookoła chodzili sobie ludzie, przejeżdżały samochody, w okna najwyższych wieżowców, jakie widziałem w życiu paliły się światła, a ja się na to wszystko po prostu gapiłem.
To był mój pierwszy raz w Warszawie. Ledwie jeden dzień od 8 rano do 22 wieczorem. Jeden dzień wystarczył mi, abym zobaczył w tym mieście siebie z przyszłości i podjął decyzję, że tu jest moje miejsce, ci ludzie będą moimi sąsiadami, po tych ulicach przejdę jeszcze wiele razy. Pewnego dnia tutaj będzie mój dom.
Miałem wtedy 15 lat
MAŁY KOMINEK W WIELKIM MIEŚCIE
Byłem 550 km od domu, nikt nie wiedział gdzie jestem, ja sam nie do końca rozumiałem po co znalazłem się w stolicy i robiło mi się miękko w nogach na myśl, że rodzice mogliby dowiedzieć się o mojej wycieczce. Powiesiliby mnie za jaja. I zabrali komputer.
Przez ostatni tydzień tzw. cała Polska szukała dwojga nastolatków, którzy postanowili sobie uciec z domu. Zainspirowała mnie ich historia. W tym czasie stali się bohaterami mediów telewizyjnych, prasowych i radiowych. Internet też ich szukał. Policjanci dwoili się i troili, by ich zatrzymać, aż w końcu dopadli gówniarzy bodajże na ulicy w Gdańsku. Całych, zdrowych, najedzonych i nieszczęśliwych tylko z jednego powodu: ktoś im przerwał przygodę życia.
Dlaczego nie pozwalamy ludziom uciec?
Ja swoją „ucieczkę” do Warszawy planowałem przez kilka tygodni. Pewne było tylko jedno: rodzice nigdy by mnie nie puścili nawet do sąsiedniej wioski. Trzymali mnie krótko, za co jestem im wdzięczny, bo gdyby nie ich smycz, to pewnie zacząłbym ćpać, chlać i chodzić na dziwki. Przesadnie mądrym dzieckiem to ja niestety nie byłem.
Najpierw od rana do wieczora sprzedawałem muszelki na plaży, aby zarobić na pociąg, życie i alkohol. To ostatnie dla kumpli, którym zorganizowałem dwudniową imprezę na działce pod miastem. Oni byli moim alibi. Mieli siedzieć i pić, gdy ja będę w stolicy i pamiętać, że jak ktoś zapyta, to mają mówić: ” Tomek jest z nami, psze pani, ale poszedł gdzieś”.
Nie pochodzę z patologicznej rodziny i na szczęście nigdy nie miałem powodu by uciekać z domu, ale miałem powód by spełniać swoje marzenia, a zobaczenie Warszawy, obiad w McDonald’s, pójście do „dużego” kina, przejazd metrem – dla chłopaka, który przez całe życie widział to tylko w telewizji – było wielkim przeżyciem. Był tez inny powód, ale to opowieść na inną historię.
Plan został zrealizowany w stu procentach. Pierwszego wieczoru wsiadłem w pociąg do Warszawy, który na miejscu był o 8 rano i tego samego dnia wieczornym pociągiem wróciłem z powrotem do domu. Jeszcze tylko rankiem prosto z pociągu poszedłem na plażę, już nie pamiętam po co, chyba żeby nie wzbudzać podejrzeń, że wracam z imprezy o świcie.
„Jak się udał wyjazd na działkę?” „Znakomicie, mamo!”
Dopiero niedawno wspomniałem mamie o tej przygodzie. Nie uwierzyła. „Przecież ty byłeś takim grzecznym dzieckiem”.
Byłem wtedy w wieku tego chłopca, którego gliniarze szukali przez ostatni tydzień i który teraz pewnie ma bardzo przesrane.
Mnie się udało. Jeden dzień w Warszawie na zawsze zmienił moje życie, o czym jeszcze wam kiedyś opowiem, ale jedno jest pewne: dziś nie pisałbym do was, gdybym wtedy nie odważył się zrobić czegoś wbrew woli najbliższych.
NIE POZWALAMY LUDZIOM UCIEKAĆ OD NAS
Kiedy czujemy się dobrze w czyimś towarzystwie, chcemy tę osobę przy sobie zatrzymać.
Kiedy ktoś wyjeżdża na bardzo długo, próbujemy zatrzymać lub obarczamy go naszą tęsknotą.
Gdy odchodzi od nas ktoś, kogo darzymy uczuciem, próbujemy zmienić jego decyzję.
Kiedy ktoś umiera, bez względu na to czy pragnie odejść, próbujemy przedłużyć mu życie.
Nie pozwalając ludziom odejść, nie okazujemy im naszego szacunku. Realizujemy swoją potrzebę życia z nimi.
Na co dzień bierzemy odpowiedzialność za cudze uczucia. Jeśli ktoś nas kocha, zostajemy przy tej osobie tak długo jak się da, a często nawet i dłużej. Bywamy szczęściem dla kogoś, kto jest nieszczęściem dla nas. Boimy się ucieczek. Boimy się zmian. Nie boimy się za to konsekwencji, jakie ponosimy nie czyniąc żadnych zmian.
Krytykujemy tych, którzy wybierają życie bez nas i na przekór nam.
Mężczyzn odchodzących od kobiet w ciąży. Kobiety, zdradzające kochających ich mężów. Dzieci uciekające z domów, by przeżyć przygodę życia. Przyjaciół, którzy odmawiają nam przysług. Partnerów, którzy przestają nas kochać. Sportowców poddających się w walce. I wszystkich tych, którzy nie robią tego, co według nas powinni i do czego ich zobowiązaliśmy.
Sami też dajemy się obwiązać łańcuchami zobowiązań wobec ludzi, którzy przecież i tak kiedyś od nas odejdą. Bo wszyscy odchodzą. Poza garstką tych najbliższych, z którymi łączą nas więzy krwi, wszyscy prędzej czy później odchodzą. Na samym końcu wydarzeń pozostajemy sami. Nierzadko zostawieni i skopani przez tych, od których wcześniej nie uciekliśmy, bo nie dawali nam ku temu powodu.
ODWAGA I UCIECZKA
Miałem kiedyś taką jedną znajomą, która na dzień przed ślubem poinformowała swojego przyszłego męża, że nie zostanie jego żoną i poprosiła go, aby wyprowadził się z jej mieszkania. Znałem go. To był facet z krwi i kości, niegłupi i dobrze radzący sobie w życiu. Nie miał do niej żadnych pretensji. Jeszcze tego samego dnia przeniósł się do hotelu. Ona – jak się później okazało – właśnie na dzień przed ślubem poznała innego faceta. Intuicja podpowiedziała jej, że będzie z nim szczęśliwsza i wbrew rozsądkowi, wciąż gorącym uczuciom, rodzinie i przyjaciołom – wybrała uczucia do kogoś, kogo ledwo co znała.
Jej niedoszły mąż ułożył sobie życie z inną kobietą i chyba są razem do teraz. Ona parę miesięcy później była znowu sama. Ten nowy okazał się dupkiem i porzucił ją dla kogoś innego.
Można wyciągnąć z tego morał, że jednak nie warto uciekać. Rzecz w tym, że ona do dziś jest przekonana, że postąpiła słusznie i ja jej wierzę.
A MOŻE BY TAK WYBRAĆ ŻYCIE?
Pamiętam taką scenę w filmie „Godziny”, w której bohaterka grana przez Julianne Moore odchodzi od kochającego męża i małego dziecka. Bez podania przyczyny. Tak po prostu zostawia wszystko i odchodzi. Gdy po wielu latach wspomina tę decyzję, wyznaje ze łzami w oczach, że zdecydowała się na ten krok, bo wolała wybrać „życie”. Ta scena bardzo utkwiła mi w pamięci. Pozornie szczęśliwa matka i żona odważyła się uciec do życia. Wiedziała, że zrani rodzinę, ale ważniejsze były jej potrzeby niż branie odpowiedzialności za ich uczucia. Wiele razy w życiu przypominałem sobie ten fragment. To były momenty, kiedy kogoś rozczarowywałem swoimi decyzjami i nie zawsze te osoby rozumiały, kiedy wyjaśniałem, że to nie ich wina i mimo że ranię, to nie jest to moim celem.
Ja tylko wybieram inne życie!
To żadna odwaga uciekać, gdy nas biją i gdy wszystko się wali. Największą odwagą jest kierować się intuicją. Nie słuchać rozsądku, który mówi nam „jesteś przecież szczęśliwy!”, „przecież go kochasz!”, „NIE możesz tego zrobić, pomyśl o konsekwencjach!”. Boimy się zmian, zwłaszcza tych, których konsekwencji nie możemy przewidzieć oraz tych, które uczynią nas szczęśliwszymi, ale obniżą jakość naszego życia. Boimy się krzywdzić ludzi, a tym samym skazujemy się na to, by nasze przywiązanie do nich, ograniczało nas, nasze ambicje i marzenia.
Życie jest krótkie. Młodość jest krótka. Tylko jeden raz przeżyjemy dzisiejszy dzień, ten miesiąc, ten rok. Czy warto żyć dla kogoś, a nie dla siebie?
Jeśli chcemy być szczęśliwi, musimy mieć odwagę być od czasu do czasu być egoistami, sukinsynami i chamami. Mieć odwagę rzucić wszystko w cholerę i odejść. Mieć odwagę kochać najbardziej siebie samego. Kto tego nie rozumie, jest albo nieśmiertelny albo zwyczajnie głupi.
to mój nowy ulubiony tekst na in 🙂
Jakoś mi długi wyszedł. A i tak o połowę skróciłem.
Tak trochę wbrew sobie, ale nie obrażę się jeśli będzie miał mało „like” i niższe statystki odsłon. Przynajmniej będę mógł się wymądrzać, dlaczego lepiej pisać krótsze teksty:)
jest w sam raz, ale mógłby być dłuższy 🙂
Zgadzam się. Najtrudniej w dzisiejszym świecie pełnym dobrych ludzi jest być skurw… kochającym samego siebie. Tylko dlaczego potem się dziwią, że jest tyle rozwodów i samowychowujących się dzieci.
Przeczytałam i dało mi to dużo do myślenia… Fajnie mi się czyta tego bloga, bo później przez długi czas zastanawiam się czy czasem nie powinnam zmienić czegoś w swoim życiu by było mi ‚wygodniej’
A co ze strachem, że równie wartościowych osób jak te, które mamy przy sobie dzisiaj (przed hipotetyczną ucieczką) już drugi raz nie spotkamy?
Mieć ciasto i zjeść ciastko, ha.
Intuicja daje nam zawsze jedno rozwiązanie. Właściwe lub nie, ale jedno. Jej słuchać. Wtedy konsekwencje podjętych decyzji, nawet jeśli obniżą jakość naszego życia, będą łatwiejsze do przetrawienia, bo będziemy mogli mówić, że żyjemy w zgodzie ze sobą.
Czasami warto zostawić ciastko. Może i jest smaczne, ładne, ale przecież po ciastkach też rośnie dupa.
Zdecydować się na rzut monetą i w sekundę po pstryknięciu jej w powietrze zorientować się, że kibicujemy reszce.
Racja.
Nie, nie zawsze. To po pierwsze.
Jednak istotniejsze jest to, że większość ludzi nie ma pojęcia czego chce. Ich intuicja śpi, albo nie ma jej w ogóle. Ty i ja należymy do tej mniejszości, która wie czego chce, ale to nie jest norma. Norma niestety, to rozlazłość i „chcę być szczęśliwy/a, ale wiem tylko, że nie chcę obecnego życia”. To nie wystarczy. Jeśli wejdziesz do sklepu i powiesz tylko czego nie chcesz – wyjdziesz z niego z niczym.
Wierzę, że każdy z nas ma intuicję i ona nigdy nie śpi, ale nie każdy chce jej słuchać. Twoja intuicja każdego dnia ci o sobie przypomina. Kiedy myślisz, że jesteś nieszczęśliwy, przygnębiony, kiedy myślisz, że twoje życie nie ma sensu to nic innego jak ona właśnie. Kiedy robisz coś przeciwko sobie zawsze można to odczuć. A jeśli się nie wie czego chce to warto wejść do sklepu i kupić kilka produktów w ciemno, tak na próbę. Nóż, łyżka, widelec któryś z produktów ci się spodoba i już zawsze będziesz chciał go mieć w domu. Jeśli za każdym razem wejdziesz do sklepu i wyjdziesz z niego z pustym koszykiem to tylko na własne życzenie. Niczyje życie nie odmienia się samo z siebie. A kiedy nie wie się co się chce w życiu robić trzeba próbować nowych rzeczy, a nie siedzieć i narzekać.
tak.. strach lubi nas zatrzymywać. trzeba zrozumieć, że myśląc „nie jest tak źle, może być gorzej” do niczego nowego, lepszego nie dojdziemy. lepiej więc może zmienić swoje myślenie na „będzie lepiej”?
Lubię nażreć się wieloma ciastkami i posiadać zapas kolejnych. 😀
Dobre wyjścia z sytuacji są dobre 😉
Chciałbym napisać coś wzniosłego, stawiającego kropkę nad „i”, lecz dodam jedynie, że podpisuję się całym sobą pod powyższym tekstem.Brawo, Komin.
Czekałem długo na takie słowa, dzięki! Teraz wiem, że nie jestem sam z takim podejściem do życia.
Przeczytałam całość jednym tchem. Świetny tekst.
Świetny tekst. I pomógł mi właśnie podjąć pewną decyzję. Dzięki
No dobra. To teraz, skoro jest już sama, daj mi do niej numer!:)
Niestety nie chodzi tu o relacje damsko-męskie. 😉
Jak o mesko-meskie to tez sie pewnie znajdzie chetny 😉
Widzę, że nie tylko mnie wzięło dzisiaj na tematy blogowania związane z podróżowaniem 🙂 odnoszę wrażenie, że każdy nastolatek, aby nazwać ten okres „latami głupi i chmurnymi”, potrzebuje takich eskapad.
Nie czuję, że uciekam. Czuje, że zabijam ostatnie motyle. Jestem szczęśliwa, a każdy kolejny dzień sprawia, że jestem jeszcze szczęśliwsza – otaczając się już tylko ludźmi, którzy nie ucinają ci skrzydeł, ale jeszcze wzbijają do góry. Dziękuję.
Mało jest tu już chyba osób, które pamiętają całą historię z zabijaniem motyli.
Na święta przywrócę te teksty.
Rewelacyjny tekst!
W życiu by być szczęśliwym trzeba być egoistą, bo tylko uszczęśliwiając najpierw siebie możemy kiedykolwiek móc dzielić szczęście z innymi.
Nie ma to jak przeczytać długi tekst Kominka na dobranoc.
Dzięki Kominku za danie mi powodu by porozmyślać przed snem, bo brakowało mi tego ostatnio.
Dzięki Komin! Świetny tekst, warto było tyle czekać.
Ostatni fragment to to, czym kieruję się w życiu. Jak można żyć pełnią życia, jeżeli nie żyje się dla siebie?
nie ma co komentować tylko trzeba się pod tym podpisać, od kiedy czytam kominka tak żyję i żyje mi się dobrze, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się napić (bezalkoholowego drinka) z facetem, który zmienił moje życie 🙂
Świetny tekst. Dzięki, Komin
Dzisiejszy wieczór jest raczej z tych pracowitych. Mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia i stwierdziłam, że zerknę tylko szybko co nowego na blogu, a potem dalej do pracy. Przeczytałam pierwsze zdania i wiedziałam, że to będzie TAKI tekst. Więc usiadłam wygodnie, włączyłam muzykę…
To takie banalne, ale i tak to powiem: dziękuję Kominku za ten tekst. Za to, że przypomniałeś mi jak ważny jest ten szczególny rodzaj odwagi, której często mi w życiu brakowało. Na szczęście to już za mną. A przede mną tak wiele.
I dziś już mogę to powiedzieć – nareszcie uciekłam. Nareszcie jestem szczęśliwa.
Jeśli przeczytałaś pierwsze zdanie, to sugeruję doczytać tekst, z którego to zdanie pochodzi. Jest podlinkowany. To jeden z moich ulubionych tekstów, ale jakoś tak przeszedł bez echa, gdy go kiedyś publikowałem.
Doczytałam teraz, czytałam go też już jakiś czas temu. I muszę przyznać, że to też jeden z moich ulubionych, choć nie skomentowany przeze mnie. Nie umiem skomentować go słowami. Mój komentarz to mieszanina myśli, uczuć i dziwnego ścisku „gdzieś w gardle”. I spojrzenie – takie bez mrugnięcia, jakbym się bała, że ruch powieki zmąci ten stan.
Ucieczki niczego nie zmieniają, jesteś tak samo ze swoimi problemami, tylko ciut dalej. Ale na pewno kształtują, łapiesz zupełne inne spojrzenie na sprawy i jednak inaczej z dalekiej perspektywy ogląda się świat.
W sumie to zazdroszczę tej Wiktorii. Mnie w jej wieku wręczono różaniec i kazano się modlić. A ona, proszę, romans , i gigant:).
Osz cholera aż muszę skomentować, mimo że od 2 lat tego nie robiłem, bo to chyba o mnie.
Pewnego październikowego dnia wstałem rano i stwierdziłem – nie, nie chcę mi się jechać tramwajem tą samą trasą, nie chce mi się zakładać kurtki i siedzieć przy wigilijnym stole. Potrzebuję zmiany.
W środę wylatuję do Wietnamu na 7 miesięcy jako nauczyciel angielskiego – w Polsce mam wszystko, super przyjaciół, atrakcyjną pracę, rodzinę, własne mieszkanie i tak dalej.
Warto jest to wszystko zostawić dla samej świadomości że mogę, że z dnia na dzień mogę zmienić swoje życie w stu procentach. Czekam z utęsknieniem środy, lot LO85 warszawa – hanoi.
Jeśli to prawda, to tak. Ten tekst jest o Tobie.
Daj nam znać jak Ci tam jest. Pomysł świetny, Gratuluję i życzę powodzenia
Powodzenia! Azja to ciekawy kontynent. Baw się dobrze! 🙂
Piszesz, że zostawiasz rodzinę, czy masz na myśli żonę i dziecko (dzieci)? Jeśli tak, proponuję, żeby Twoja żona również poszła za głosem serca (lub zdrowego egoizmu)i wyjechała na rok np. do Kenii polować na antylopy. A co tam, niech gówniarz sam sobie radzi!
Człowiek zawsze broni błędów, które kocha…
Ładnie powiedziane.
Pokochać siebie samego…święte słowa, ale jak tu kochać siebie samego już na zawsze, skoro tyle razy padamy ofiarami własnych błędów, potyczek, słabości. Chyba „pierwotną” odwagą jest akceptacja, bez tego miłości nie będzie 🙂
do ulubionych!
jeśli po każdej przerwie w pisaniu masz popełniać takie dzieła, to wg mnie – pisz jak najrzadziej(:
Czy tylko ja tak mam, że co chwila odnajduję siebie w tym tekście? Miodzio się czyta 🙂
nie tylko w miłości tak się dzieje… myślę że sporo z nas spotkało toksycznych „przyjaciół” w naszym życiu, od których też nie powinno się mieć skrupułów aby uciec… od ciągłego narzekania, obgadywania innych, irytowania się rzeczami błahymi co i nam podnosi ciśnienie przy okazji, oczekiwania że zawsze będziemy mieć czas na wysłuchanie czyjegoś lamentu osoby, która nawet nie zapyta co u nas bo po co skoro wie że zawsze będziemy i zawsze damy wyssać z siebie trochę energii… Kominek ma racje, nie warto mieć za kogoś więcej serca i szacunku niż ktoś ma dla nas…
a co do wypraw… też miałam potrzebę poznania czegoś nowego, odszukania „czegoś” w swoim życiu, w efekcie odwiedziłam kilka państw, mieszkałam trochę tu, trochę tam, zawsze na własny rachunek, tak tez kończę studia, poznałam miłość swojego życia, i czasem mam wrażenie że samo szukanie „nowego” sprawia że żyje bez względu na efekt… przeraża mnie jedynie moja młodsza siostra-ja się do europy raczej ograniczyłam, a ona mi się buntuje przeciwko systemowi i mówi o Tajwanie, gdzie zamiast pracy będzie rzucać małpami po palmach żeby jej kokosy podawały… 🙂
ja uciekłam nie tak dawno temu. W podjęciu decyzji pomogły mi teksty z tego bloga.
Dziękuję za ten i inne wpisy.
Od kilku lat jestem egoistką, nie biorę odpowiedzialności za cudze uczucia i bardzo mi z tym dobrze. I pomyśleć, że to wystarczy, żeby być szczęśliwym. Ludzie, którzy myślą inaczej, odeszli. Przyszli ci, którzy mają podobne wartości. I nadajemy na tej samej fali. Jest zrozumienie, nie ma miejsca na fochy.
Tekst super! Samo sedno sprawy.Dzięki.
a mi się tekst akurat nie za bardzo podoba… czy ma jakieś znaczenie różnica w wielkości czcionek pomiędzy poszczególnymi fragmentami ?
Podeślij mi screena, bo u mnie są równe.
http://i44.tinypic.com/1217cl4.jpg
Też zauważyłem tą różnicę. Podobnie jest we fragmencie ‚MAŁY KOMINEK W WIELKIM MIEŚCIE’
U mnie na stronie wygląda normalnie. Zmieniłem w edytorze na arial wszystko i może się to wyrówna jakoś.
Tak, już jest ok 🙂
Lucjan, masz na myśli tematy pisane grubą czcionką?
Racja. Niby trywialne, ale w niektórych momentach naszego życia o tym się zapomina. Ze jestesmy śmiertelni. Że nie żyjemy dla innych. Wielu ludzi zostało nauczonych, że potrzeby innych są najważniejsze, wtedy zapominają o sobie samym. I żyją dla innych i są nieszczęśliwi. Strasznie boją się porzucenia i zmian, bo przewidywalna przyszlosc to przyszlość bezpieczna.
Niedawno się z kimś rozstałam. Teraz już myślę o tym tak „Nie będę cię krytykować za to, że mnie nie kochasz”. Kiedyś mu to powiem.
Dopiero w ostatnim akapicie padło słowo egoizm, które chodziło mi po głowie od połowy tekstu. I tak, jestem egoistką, choć gdy wykładam „swoje mądrości” rodzinie czy przyjaciołom, wyraz „egoistka” ma wydźwięk negatywny. A jestem z tego dumna, że wybieram siebie, znaczy, że żyję świadomie, w sposób niezależny. Sądzę jednak, że jest to tok myślenia o tyle ryzykowny, że jest bardzo cienka granica pomiędzy byciem egoista a byciem (przepraszam za mięcho, musiałam) skurwysynem. W pewnym momencie własne „ja” może na tyle przesłonić nam świat, że przestaniemy zauważać i szanować drugiego człowieka, no może o tyle o ile jest nam do czegoś potrzebny.
Taką ścieżkę obrał mój ojciec odchodząc gdy miałem z osiem lat. Uciekł od konsekwencji do swojej utopii. Czy go za to winię? Na pewno nie jestem mu za to wdzięczny ale nie mam mu tego za złe, wolę go nie mieć, niż mieć jako wielkiego cierpiętnika pogrążającego się w swoim nieszczęściu.
to nie jest takie proste czasem kierujac sie intuicja czyli jakąś chwilową potrzebą odetchnięcia ranimy kogos a tego nie mozna juz cofnac latwo jest odejsc trudno jest trwac przy kims gdy nie jest kolorowo jasne ze trzeba znac granice i nie dac sobie wejsc na glowe i zyc tylko dla innych ale uciekanie tez nie jest wyjsciem
jak dla mnie same bzdury
łatwo jest odejść? z pewnością nigdy tego nie robiłaś/eś. ludzie, zwłaszcza w związkach, wolą wytrwać przy drugiej osobie nawet wtedy, gdy marzy im się inne życie bez niej. i nie dlatego, że są tacy odważni, silni i wytrwali, ale dlatego, że boją się świata, w którym będą sami, bez bezpiecznych uczuć tamtego człowieka. mam wrażenie, że zniekształcasz sens tekstu kominka na swoją rzecz. gdy czytasz, że „bywamy szczęściem dla kogoś, kto jest nieszczęściem dla nas. boimy się ucieczek.” to nie znaczy, że masz odejść, gdy pokłócisz się ze swoim partnerem/partnerką o to, kto myje dziś naczynia. ale jak najbardziej czas o tym pomyśleć, gdy poczujesz, że z daną osobą nie robisz postępów, że ta osoba chroni ciebie tylko przed samotnością. i, tak, niewykluczone, że dojdziesz do takiego wniosku podczas kłótni o naczynia 😉
a zresztą. nie wiem, po co w ogóle coś ci tłumaczę, bo skoro w pierwszym zdaniu widzę kwiatek w stylu „kierując się intuicją, czyli jakąś chwilową potrzebą odetchnięcia”, to z automatu nie mamy o czym ze sobą rozmawiać.
poza tym nieładnie stawiać tezę i nie poprzeć jej argumentem. dlaczego same bzdury?
Przeczytałam tekst jeszcze raz i on mnie uskrzydlił. Potem przeczytałam jeszcze raz..i on mnie jeszcze bardziej uskrzydlił! Jakaś taka wiara przyszła, że nic nie jest niemożliwe, że dobra droga to tylko jedna droga. Uczciwości wobec siebie samego. No chyba dziś spać nie pójdę, takie mam emocje.
Nawet nie chcę sobie wyobrażać, gdzie bym dziś była i jak bardzo byłabym nieszczęśliwa, gdybym kilka razy w życiu nie podjęła decyzji o ucieczkach (chociaż nie z domu :). Nie raz się przekonałam (na szczęście szybko), że spełniane cudzych oczekiwań potrafi unieszczęśliwiać jak mało co, chociaż wmawia się nam, że powinno być odwrotnie. No nie. To tak nie działa i żadną siłą nie da się tego sobie wmówić na tyle, żeby w to uwierzyć. Na szczęście kilka razy potrafiłam wyłączać rozsądek i iść za głosem intuicji, właśnie, żeby nie wpaść w wegetację, tylko dać sobie szansę chociaż spróbować żyć po swojemu. Chociaż spróbować, nawet jeśli miało by przez moment boleć, to lepsze to, niż nieskończone kłucie małą igiełką poczucia życia niezgodnie z sobą, w niespełnieniu i poczuciu poddania. Ludzie paradoksalnie wolą narzekać na życie, zamiast zaryzykować (nawet właśnie utratą tego co mają dziś, chociaż tego nie znoszą) i coś zmienić, albo od czegoś uciec. Może takimi tekstami kolejni czytelnicy Kominka odkurzą własne marzenia. Oby 😉
Heh, taki tekst dla mnie.
Kiedy byłam mała, brzydka i głupia, moim marzeniem było gdzieś wyjechać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak się za to wziąć, czy to w ogóle tak można, no i „co ludzie powiedzą”. Męczyłam się, siedząc w tym samym mieście, widząc przeważnie tych samych ludzi, te same miejsca, spędzając czas na robieniu tych samych rzeczy. Chciałam dążyć do niezależności i robienia wszystkiego na swój sposób. Pewnego dnia postanowiłam wyjechać za granicę – miałam 19 lat, byłam 3 dni po maturze, w głowie z planem podjęcia studiów. Postanowiłam zostawić rodzinę, znajomych i dotychczasowe życie. Wtedy nawet rodzice nie byli w stanie mnie zatrzymać. Rzuciłam wszystko w cholerę i poszłam własną drogą. Ten skok na głęboką wodę zmienił moje życie. Miałam dość bycia ograniczoną przez oczekiwania innych ludzi, wizji schematycznego życia „liceum-studia”, w momencie, gdy serce pragnie czegoś innego. Dopiero z dala od domu poczułam, że żyję, że robię to, co chcę, jak chcę, kiedy chcę; że nie marnuję się siedząc w uczelnianych murach, studiując „na siłę”, podczas gdy gdzieś tam tyle się dzieje. Cieszyłam się młodością, dając sobie szansę na znalezienie tego, co chcę w życiu robić. Potrzebowałam trzech lat, aby się wyszaleć, dojrzeć, podjąć świadomy wybór kierunku studiów i zaplanować własną przyszłość. Nigdzie mi się nie spieszyło, dokładnie wiedziałam, co robię. I teraz nie potrafię sobie nawet wyobrazić siebie, gdybym tego wszystkiego nie przeżyła.
Odczuwam silną potrzebę posiadania drugiej furtki, poczucia, że z dnia na dzień mogę wszystko rzucić bez płaczu. Nie przywiązuję się do miejsc ani ludzi, ani nie chcę, aby ludzie się przywiązywali do mnie. Takich radykalnych zmian w życiu podjęłam się już parę razy, opierając się na wewnętrznym „czuju”. ANI razu nie żałując. A teksty Kominka jeszcze bardziej mnie w słuszności moich wyborów utwierdziły.
Jestem zły. Chciałem napisać notkę na ten sam temat – wczoraj akurat wpadł mi do głowy pod prysznicem, a dzisiaj widzę go u Kominka… 🙁
Kominek, proszę – poleć mi jakąś dobrą książkę
Dominik, myślę, że przy takim podejściu do życia, sprawy rodzicielskie są najtrudniejsze. Bo i ile rozgarnięty dorosły poradzi sobie z „ucieczką” narzeczonego, przyjaciela, rodzica, o tyle dziecko to już zupełnie inna kategoria. Nie jest się wtedy odpowiedzialnym tylko za siebie. I jeśli podejmuje się taki krok, to w stosunku do dziecka trzeba to zrobić nad wyraz mądrze.
Dziękuję Kominku! Uwielbiam! I się wzruszyłam – połączenie samych moich ulubionych tekstów – i takie piękne zakończenie…
Bardzo często ludzie którzy uważają, że nie można kochać siebie, być czasem egoistą, nie wierzą, że można żyć dla siebie samego, nie dla dzieci, męża, chłopaka, pracy… że nie trzeba w życiu koniecznie poświęcać się, chodzić na kompromisy, cierpieć i mieć wiele wyrzeczeń…że można tak po prostu żyć dla siebie, spełniać swoje małe (i duże czasem) pragnienia i mieć z życia zajebistą satysfakcję…
Dziękuję Ci, Kominku, za ten tekst. Bardzo Ci dziękuję.
Obecnie jestem na rozdrożu. Muszę podjąć kilka ważnych, „życiowych” decyzji. Ale, właśnie, słuchając głosów typu „jak możesz mi to robić!; ranisz mnie; rozczarowałaś mnie” wciąż się waham mimo, że teoretycznie ja już tych zmian dokonałam. Pozostał tylko jeden krok od tego „nieodwołalnego” i modliłam się, by ktoś dał mi wskazówkę, co zrobić. Tę wskazówkę dałeś mi Ty, swoim tekstem.
Nie będę czekać, nie będę „zostawać” dla innych. Choć raz zrobię coś dla samej siebie z czystego egoizmu. Ucieknę po to, by w przyszłości powiedzieć, że to była jedyna słuszna decyzja.
I, być może, kiedyś o tym opowiem.
tl;dr!
A tak serio.. Cóż, szczyl ze mnie nadal, więc praktycznie nie powinienem się wypowiadać – a przynajmniej tak mi się wydaje – ale jedno powiedzieć muszę i raczej mogę: świetny tekst. Jasny, zrozumiały, a jednocześnie nie łopatologiczny i w żaden sposób nie gardzący inteligencją czytelnika – a to się chwali najbardziej.
więcej ryzyka nam trzeba 🙂
Ja zdecydowałam się uciec. Uciekłam z Warszawy do Krakowa, wbrew wszystkim. Teraz jestem szczęśliwa, bo nic mnie tyle nie nauczyło.
Luuuuubię to! Komin, masz ten dar artykułowania tego co myślę, choć nawet nie wiem, że tak myślę.
Przekonajmy się.
Masz na mnie ochotę.
Wyjaśnij dlaczego niby brać odpowiedzialność za uczucia innych – ktoś może się w nas zakochać wbrew naszej woli czy nawet z głupiego powodu (dla niektórych wystarczy „akceptujesz mnie!”).
Tekst gloryfikujacy to czym brzydze sie najbardziej-nielojalnosc wobec bliskich
chyba ktoś tu nie zna znaczenia pewnych słów – służę słownikiem.
lojalny
1. «uczciwy i rzetelny w stosunkach z ludźmi»
2. «praworządny, prawomyślny»
lojalnie jest trwać przy kimś i udawać, że twoje uczucia są szczere i prawdziwe i że nie chcesz uciec? dla mnie lojalnością jest odejście osoby, którą kocham, w chwili, w której, zostając przy mnie, ta osoba tylko by mnie krzywdziła – bo sama byłaby nieszczęśliwa lub mniej szczęśliwa niż by mogła być. słownik, jak widać, zgadza się ze mną. kiedy oszukujesz kogoś, by go uszczęśliwić, nijak nie możesz tego nazwać lojalnością.
Ten tekst właśnie pomógł mi podjąć decyzję. Właściwie uświadomił mi, że decyzja ta została podjęta już jakiś czas temu, nawet jeżeli nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. Zdrowy rozsądek, o którym była mowa wcześniej, bił moją intuicję po pysku, nie dając jej dojść do głosu. Intuicja dobrze wiedząc że finalnie wygra w tym pojedynku, dawała zdrowemu rozsądkowi poczucie, że to jego jest na wierzchu. Po przeczytaniu tego tekstu, moja intuicja wybuchnęła szczerym śmiechem, radosnym takim, bo z każdym słowem wiedziała, że wygrywa. A ja z nią. Bo o tym, że rzucenie wszystkiego w cholerę i zebranie odwagi na ucieczkę jest najlepszą rzeczą jaką mogę zrobić w swoim życiu, moja intuicja wiedziała od dawna. Intuicja dziękuje Kominkowi za ten tekst. Wreszcie to ona strzeliła zdrowemu rozsądkowi w pysk, a ja za nią. Pożegnam schemat… i rzucę wszystko w cholerę.
wspaniały tekst, ale tylko przypomniał mi, jak bardzo nie potrafię podejmować decyzji. właściwie żadnych. wybór lakieru do paznokci sprawia mi niesamowity problem, a co dopiero jakieś bardziej życiowe sprawy. a uciekam nie od ludzi, od związków itp., tylko chyba przed sobą. bo nie wierzę że mam aż tak wyczuloną intuicję, że każe mi spieprzać przed wszystkim co może być dobre.
Też uważam, że trafiłeś idealnie z tym tekstem. Właśnie dzisiaj miałam ostrą awanturę z moim chłopakiem na ten temat. Nasłuchałam się jaka to jestem tchórzliwa i bo uciekam od problemów i tego co mi nie pasuje zamiast to jakoś rozwiązywać. Dzięki temu co napisałeś dotarło do mnie, że czasami to co może wyglądać na tchórzliwy odwrót jest aktem odwagi. Bo łatwiej było by tkwić w tym co jest według wszystkich „dobre” niż robić swoje bez żadnego wsparcia. Może sobie na za dużo pozwalam, ale dzięki Tobie poczułam pierwszy raz takie właśnie wsparcie. Dzięki, za to.
„Jeden dzień w Warszawie na zawsze zmienił moje życie, o czym jeszcze wam kiedyś opowiem, ale jedno jest pewne: dziś nie pisałbym do was, gdybym wtedy nie odważył się zrobić czegoś wbrew woli najbliższych.” Efekt Motyla? (;
Masz 100% racji. Czasami trzeba być ch.jem i kropka. Nasza intuicja, bądź podświadomość często mówi nam coś, czego powinniśmy słuchać rzecz w tym, że ludzie coraz rzadziej słuchają swojej podświadomości, przez co rujnują swoje (i nie tylko) życie.
Tekst dał mi do myślenia. Jestem na miesiąc przed najważniejszą decyzją mojego życia i mam trzy opcje. Ciężko cokolwiek wybrać.
Jeżeli masz kłopot z wyborem jednej z trzech opcji, a ton Twojej wypowiedzi sugeruje, że każda z nich mam minusy – znajdź czwartą, z samymi plusami :).
Zgadzam się. Ale z jednym wyjątkiem: nie potrafię zaakceptować/zrozumieć porzucania (bardzo małych) dzieci w pogoni za „szczęściem”. Zostawianie małego człowieka, któremu nie dano czasu na ukształtowanie choćby zarysów samoświadomości, ani na to, żeby sobie czymkolwiek na cokolwiek zasłużyć, bez przyczyny dającej się ubrać w słowa, to cios w nerkę z porządnego rozbiegu. Intuicja ci podpowiada, że nie będziesz szczęśliwym rodzicem? Kij ci w oko, trzeba było jej słuchać, kiedy był na to czas. Teraz rób swoje najlepiej jak potrafisz i jeśli musisz odejść, daj nabrać sił i przygotuj.
prawda
No widzisz, tu jest pewien problem – czy nie zostawiać małych dzieci bo ludzie to potępią? Znów wpadamy w sidła zadowalania innych a nie siebie. Wiesz, to że dziecko sobie nie zasłużyło można podłożyć wszędzie – mało kto uważa, że zasługuje na porzucenie.
Nie. Nie zostawiać ich, bo u zdrowego emocjonalnie ludzia fakt stworzenia człowieka i pozostawienia go na pastwę losu powinien wywołać tsunami wyrzutów sumienia. Tu nie chodzi już o zakochanie, gdzie możesz powiedzieć „Nie moja wina, że mnie obdarzasz niewłaściwymi uczuciami”. Tutaj świadomie kreujesz życie, którego częścią składową są emocje automatycznie nakierowane na Ciebie jako ojca/matkę. Zlekceważenie ich kiepsko świadczy o Twoim węchomózgowiu.
Dlatego też nie mam nic szczególnie przeciwko odchodzącym ojcom – lepiej, żeby dziecko rozwijało się w izolacji od osobnika niedorozwiniętego emocjonalnie.
Zgadzam się z Pio.tr. Dążymy do Prawdy i doskonałości. A jest ona wtedy, gdy będąc uczciwymi wobec siebie i swoich uczuć jesteśmy też spójni z innymi.i odpowiedzialni. I to się wtedy łączy. Mając dzieci i będąc dojrzałym, wolnym, kochającym siebie nie chce się ich zostawiać, a chce się z nimi być i je wspierać.Jeśli porzuca ktoś dzieci, to znaczy, że jeszcze siebie nie kocha. Nie wie, że będzie się to za nim ciągnęło, jak smród po gaciach całe życie. ( nie rób drugiemu, co tobie niemiłe) i kiedyś, gdy zrozumie co zrobił będzie cierpiał..Jeśli naraża się na cierpienie ze swoich decyzji to znaczy że kompletnie nie ma pojęcia, co to znaczy siebie kochać.Jeśli wybieramy ucieczkę od dzieci, czy odpowiedzialność sprawia nam kłopot, czy dokonujemy wyborów krzywdząc innych, to jeszcze nie jesteśmy dojrzali i dużo pracy nas sobą nas czeka, by móc korzystać z wolności. Do wolności trzeba dorosnąć. Dojrzeć.Wystarczy nauczyć się widzieć konsekwencje. Czy impuls chwilowego pseudoszczęścia przy ucieczce od dzieci jest trwały? Dla mnie to tchórzostwo, a nie ucieczka w imię swojego życia.Samoświadomość i to, jakie mamy życie pokaże nam, kiedy wybierając siebie kogoś krzywdzimy, a kiedy tylko tym niedojrzałym się wydaje, że są krzywdzeni.W rzeczywistości, tym, co jeszcze nie rozumieją pokazujemy dobrą drogę. Egoizm to nie egocentryzm.
Nawet nie wiesz jak bardzo, aktualny jesteś w tym momencie. Dla mnie oczywiście. To ja uciekam. Nerka!
Ciągłe uciekanie nie ma sensu, ale zdarzają się chwile, kiedy po prostu trzeba odważyć się na ten krok. Ja to zrobiłam 8 lat temu, z małej śląskiej wsi, do Warszawy. Z małą córką do mężczyzny poznanego w necie, którego pokochałam od pierwszego kliknięcia. Bez wykształcenia i perspektyw na sensowną pracę. Uciekłam i nie wyobrażam sobie teraz siebie gdybym tego nie zrobiła. Jestem szczęśliwa, ale czasami mam ochotę znowu zwiać, ale nie od swojego życia, tylko od samej siebie.
Rzadko słyszę / czytam o facecie, który zachęca do „słuchania swojej intuicji” czy „kierowania się sercem”. A może nie chcę słyszeć, bo jak do tej pory kierowanie się emocjami do niczego dobrego mnie nie zaprowadziło. Komin, a jeśli ta intuicja jest strasznie poplątana i niejasna ?
A tak w ogóle to z Allena „Przychodzi stary facet do psychiatry i mówi: Panie doktorze, mój brat zwariował. Myśli, że jest kurą. A lekarz na to: To czemu nie odda go pan do wariatkowa? – A facet: – Oddałbym, ale potrzebuję jajek.” To chyba takie mam podejście do związków. Wie się, że są całkiem irracjonalne, szalone, absurdalne i… Ale chyba kontynuujemy je, bo większość z nas potrzebuje jajek.
Kominku, ale trafiłeś z tym tekstem!
Właśnie przechodzę przez spore zawirowania w moim życiu i dzisiaj rano uznałam, że pora w końcu zacząć żyć dla siebie.
ojoj… o mnie i dla mnie!
Kiedyś byłam w Kominkowej sytuacji. Młoda 15 letnia dziewczyna, ukończyła gimnazjum i musiała zdecydować o własnym losie wybierając liceum które ma ją przygotować do studiów. Pochodzę z małej miejscowości, miałam tam znajomych i to z nimi miałam pójść do szkoły średniej. Ze strony mojego gimnazjum padła propozycja abym podjęła naukę w Warszawie. Ze strachem, ale porzuciłam znajomych, przyjechałam do „wielkiego miasta”, w którym zakochałam się całym sercem i od ponad 6 lat kocham to miasto i życia bez niego sobie nie wyobrażam. Znajomi oczywiście byli oburzeni, ale i tak w końcu dupę na mnie wypięli. Za co teraz jestem im wdzięczna bo nie odczuwam dużej więzi z miejscem z którego pochodzę.
Wielu decyzji żałuję, ale z wielu jestem też zadowolona. Wiem, że ciągle będę musiała podejmować walkę, wybierać i decydować. A od teraz postaram się cieszyć się z każdego działania, nawet jeśli okaże się nie do końca trafiona!
„A MOŻE BY TAK WYBRAĆ ŻYCIE?”
Z tym hasłem tylko jedno mi się kojarzy:
Dlaczego to zrobiłem ?
Mam miIion odpowiedzi. Niestety|fałszywych. A poważnie,
to jestem złym człowiekiem.|Muszę się zmienić.
Więcej czegoś takiego nie zrobię.|Sprzątam po sobie i w drogę.
Wybieram życie.|Nie mogę się już doczekać.
Będę jak Ty.
Praca, rodzina, zajebisty TV,|praIka, samochód, kompakty,
otwieracz do puszek, ,zdrowie, niski|cholesterol, dobre żarcie,
ubezpieczenie, kredyt, dom,|sportowy ubiór i torba
garnitury, samodzieIność,|teIeturnieje, niejadaIne żarcie
dzieci, spacery, etat, goIf,|czysty wóz, szafa swetrów.
święta z rodziną, emerytura,zwolnienie podatkowe,
pogodna starość i życie…aż do śmierci.
~Trainspotting
„Trzymali mnie krótko,”
Pamiętam, że jak miałem gdzieś koło 8 lat musiałem się pytać czy mogę iść do przedszkola, które było z 50 metrów od mojego bloku. Tam graliśmy w piłkę itp.
A jak się nie zapytałem, to mnie wkładali do beczki i wystawiali na balkon na 3 noce.
Tylko, ja myślę, że mi krzywdę robili.
Dzieki za ten tekst Kominku! Nie znajac jeszcze wynikow matury, kupilam bilet w jedna strone i polecialam do Finlandii. Ludzie pukali sie w czolo, ale tak jak ty w Warszawie, ja juz widzialam szczesliwa siebie, z przyszlosci 🙂 Czasami odczuwam presje ze strony rodziny, wyrzuty sumienia, ze za daleko, ze za rzadko… Ale wtedy ten moj maly, wewnetrzny egoista mowi: przeciez jestes szczesliwa :)! Wszystkich nie uszczesliwie, niestety.
Odwagę do uciekania miałam zawsze. Gdyby rodzice znali moje wszystkie eskapady to pewnie byłabym już sierotą. Zresztą nie chodzi tylko o przemieszczanie się na spore odległości, ale o uciekanie z różnych życiowych sytuacji. Teraz czekam, kiedy wreszcie nabiorę odwagi, żeby przestać uciekać. Wbrew pozorom to nie takie proste.
…a dalsza część filmu ‚Godziny’ pokazuje, jak ten mały zostawiony chłopiec, będąc już draśniętym zębem czasu mężczyzną, wyskakuje przez okno, bo nigdy nie pogodził się z odejściem matki, która wybrała życie. Wszystko fajnie, zmiany są potrzebne, wiem, sama ich doświadczyłam, czasem bardziej świadomie i chętnie, czasem jednak bojąc się i grymasząc. Zdrowy egoizm jest w cenie, pozwala nam dbać o siebie, a tym samym o innych, bo kiedy my czujemy się lepiej, inni wokół nas również. Natomiast nie uważam, żeby jakakolwiek skrajność była dobra. Ucieczka? Ok, chcesz coś zmienić, zmieniaj jak chcesz, ale kiedy decydujesz się na taką odpowiedzialność jak np. dziecko, zanim je zostawisz, zastanów się po cholerę je sobie sprawiałaś/eś.
Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, bo to nic nie da.
Ale o pewnych rzeczach warto myśleć raczej przed niż po.
I co z tego? To nie jest tekst o podróżach w czasie i naprawianiu błędów młodości.
Jest za to o tym, że pewne decyzje z przeszłości ważą niestety o przyszłości. Nie jesteś w stanie zatrzeć wszystkiego tzw. ‚ucieczką’. To bardziej złożone.
magia, prosto i na temat 🙂
Jak dla mnie, trochę zbyt grubymi nićmi szyte to co w notce napisane.
Wchodząc w relacje z ludźmi sprawiamy, że stają się oni częścią naszego życia, a więc w pewnym sensie również częścią nas samych. Pewnie, że czasem można a nawet trzeba odwrócić się na pięcie i rzucić wszystko w cholerę – wtedy kiedy jest to konieczne bądź uzasadnione. Nie można jednak tak sobie uciekać na zasadzie: „bo tak mi się chce” – za każdym razem, od wszystkiego i wszystkich.
Różne są sytuacje, różne bywają układy. Abstrahując od tego czy chodzi o ucieczkę od osoby/osób czy o zmianę pracy, albo wyjazd na drugi koniec świata, ponosimy taką czy inną odpowiedzialność za swoje czyny. Jeśli już podejmujemy w swoim życiu decyzję o dokonaniu takiego zwrotu o sto osiemdziesiąt stopni, niech to chociaż będzie decyzja przemyślana.
Trudno się z Tobą nie zgodzić Kominku. Sądząc po komentarzach większość popiera Twoje stanowisko, dziwi mnie więc to, skąd bierze się ta „realna” niechęć do akceptowania ucieczek innych ludzi. Wszyscy chcielibyśmy rzucić wszystko/wyjechać na koniec świata/pójść na inne studia/odejść, dopisz tu co chcesz, ale nie pozwalamy na to innym. Moja przyjaciółka, która na piątym roku zawiesiła studia prawnicze i postanowiła wyjechać a drugi koniec świata była oburzona, że ja z dnia na dzień porzuciłam swoje studia na rzecz innego kierunku. Usłyszałam: „To niepoważne, przecież chciałaś być dziennikarzem!”. Chciałam, a ona chciała być prawnikiem. Dziwi mnie, że zamiast wspierać się w tej pokrętnej formie ulepszania swojego życia, w czasach tak totalnej mobilności i natychmiastowej komunikacji, każda próba ucieczki jest traktowana jako błąd. Nawet jeśli to błąd, to mój, a tylko na swoich można się czegoś nauczyć. Jeśli nowa ścieżka nie będzie dobra i wciąż nie wiemy czego chcemy, to przynajmniej wiemy czego NIE chcemy, a to równie cenne.
Pochwała egoizmu, życia dla samego siebie i braku poczucia odpowiedzialności za bliskie osoby.
Być może miała to być prowokacja, jeśli jednak nie – jest to apoteoza pesymistycznego widzenia świata i ludzi, braku wiary w dobro.Przekonanie, że człowiek ma prawo krzywdzić w imię własnej przyjemności i szczęścia to dla mnie zwykłe spaczenie.
Człowiek piszący takie słowa albo jest nieszczęśliwy i chce to nieszczęście swoje przerzucić na innych, niejako znormalizować, albo po prostu za wszelką cenę chce być oryginalny.
Bez obrazy wobec autora tekstu, po prostu szczerze.
Tak naprawdę w takich rzeczach nie ma kompromisu – albo my skrzywdzimy kogoś kierując się własnym szczęściem, albo ten ktoś skrzywdzi nas z tego samego powodu.
„Człowiek piszący takie słowa albo jest nieszczęśliwy i chce to nieszczęście swoje przerzucić na innych, niejako znormalizować”
Nawet jeśli jest nieszczęśliwy to co? Ma tkwić w tym nieszczęściu dla dobra innych? Wolę, aby nieszczęśliwa osoba ode mnie odeszła nic mi nie tłumacząc, niż żeby miała tkwić przy mnie i zarażać mnie swoim nieszczęściem. Po rozstaniu pocierpię miesiąc, przy kimś nieszczęśliwym może to być parę lat.
Tekst Kominka czyta się przyjemnie, jest refleksyjny, ale zarazem w pewien sposób… jednowymiarowy, płaski. Nie jest to zarzut, a podpowiedź, jak według mnie warto do niego podchodzić – mianowicie jak do każdego tworu literackiego, filmowego itp. Jeżeli akceptujesz go bez zastrzeżeń, wejdziesz do szafy i wściekniesz się, że nie ma Narni. Równie dobrze możesz przeczytać książkę, zinterpretować ją po swojemu i zacząć tresować lwa w zoo, żeby reagował na „Aslan”. Dostajesz jeden ze składników, tutaj słowa o egoizmie, ale dopiero wymieszanie wielu ingrediencji daje Ci pełnego człowieka.
I tutaj się z Tobą zgodzę – człowiek myślący wprost w opisany w tekście sposób prawdopodobnie jest nieszczęśliwy. Ale…
Tekst nie uwzględnia wielu podrodzajów relacji, dla których można uwzględnić wyjątki od reguły, jak choćby przewijający się motyw relacji odchodzący rodzic-dziecko. Sądzę, że jego celem jest pobudzenie ludzi do myślenia. Zastanowienia się, wprowadzenia własnych modyfikacji do proponowanego światopoglądu.
Kominek chyba nie chce mieć tu stada bezmózgów bezkrytycznie przytakujących każdemu jego słowu. Tak myślę. Mam nadzieję.
W końcu tekst „Chociaż z drugiej strony”, „ale weźmy pod uwagę”, „Możliwa jest również taka sytuacja”, „Chociaż często tak nie jest” byłby po prostu mdły i nijaki. Teraz mam przed sobą tekst krótki, zwięzły, mówiący o pewnych rzeczach wprost, a pod nim wiele ciekawych komentarzy rozważających różne przypadki. I między innymi o to chyba chodzi w blogowaniu, prawda? 😉
Ostatnio właśnie gadałam z koleżanką, że życie tak naprawdę składa się z wielu drobnych decyzji, które mogą zaważyć na całym życiu. Twój wyjazd do Warszawy, gdzie zrozumiałeś, czego chcesz, a mój niezamierzony, wakacyjny wyjazd na kilka dni poza miasto, gdzie poznałam ludzi, którzy uświadomili mi co nieco. Nigdy nie możemy być pewni, czy to, co dzisiaj sobie postanowimy, jutro będzie słuszne. Czy studia, których ukończenie było naszym największym marzeniem, nie okażą się jedną z tych najbardziej znienawidzonych przez nas rzeczy i czy nagle nie stwierdzimy, że naszym powołaniem jest lepienie kaczuszek z modeliny. Czy facet spotkany na ulicy nie zepchnie na drugi plan człowieka, z którym do tej pory chcieliśmy spędzić resztę życia. Eh, pokręcone to wszystko, ale na pewno warto czasami porzucić nawet tych najukochańszych, aby poznać innych ludzi, inne miejsca, a przy okazji innych siebie.
Ech Kominku …
lubię Cię czytać
Nie mam nic do dodania, ament!
Wolnosc czasem ma swoja cene,ale warto ja ponosic by zyc w zgodzie z soba i wlasnymi pragnieniami.
Ludzie zniewoleni(glownie przez samych siebie)tkwia w kiepskich zwiazkach,chodza do pracy,ktorej nienawidza,robia cala mase rzeczy,ktorych nie robiliby gdyby mieli odwage byc wolni.
Niektorzy po wielu latach dochodza do tego,ze nie zyja jak chca-czyli nie zyja w ogole…
Ja na szczescie sie urodzilam z „pierwiastkiem wolnosci”i od najmlodszych lat wiedzialam,ze bede zyla po swojemu,wbrew oburzeniom,sprzeciwom,oczekiwaniom.I nawet jesli zdarzalo mi sie zboczyc z wlasnej drogi…to i tak konczylo sie ucieczka ku wolnosci…
Ciężko tak po prostu być chamem i egoistą … Twój tekst daje do myślenia, może kiedyś się odważę…
Pozdrowienia od wzruszonych fanów Teksasu Chełminko! Gratulujemy pomysłu na bloga!
Człowieku zastanowiłeś się wogóle co piszesz? Szczerze – totalne głupoty. Dla Ciebie odpowiedzialność nic nie znaczy właściwie to można robić cokolwiek Ci się podoba a potem powiedzieć aa sorry inni nie chciałem was zranić tylko takie sobie życie wybrałem.
Jestem Islamskim terrorystą nie chciałem was zranić ale takie życie wybrałem – ciekawe co pasażerowie samolotu uderzającego w WTC by na to powiedzieli… ot taki przykład. Nie rozumiesz że podejmując akcje – działanie POWINNO się rozważyć jaki będzie miało wpływ to na innych. Jeśli chcesz odejść od gościa którego masz jutro poślubić to może do jasnej cholery trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. Mówisz że krytykujemy innych mężów żony etc. Ja krytykuje tych którzy postępują niefair wobec innych osób. Chcesz uprawiać seks z inną osobą – odejść od współmałżonka/i. Tylko ja to rozumiem tak że nie bierze się ślubu z nieznajomym. Może po trzech latach coś jest nie tak – ok rozumiem rozwód i no problem. A nie dzień przed czy po ślubie nagle Ci się odwidziało. Jak cie ktoś kiedyś pobije/okradnie to też mógł to zrobić bo uważał to za dobre i słuszne i dla niego w porządku?
Naprawde smutne jest to że są ludzie myślący w ten sposób.
Chyba nie o to chodziło w tym tekście. Nie ma tu mowy o przemocy (podałeś przykład terrorysty), ale o tym, że nie jesteś odpowiedzialny za samopoczucie innych. Bo bywa, że obojętnie co byś nie robił, nie wszyscy będą zadowoleni z twojego postępowania. Myślę, że o tym samym napisano w książce pt. „Prawo przyciągania” : „Naprawdę, nie ma niczego, co mógłbyś zrobić, by zapobiec złemu samopoczuciu innych, ponieważ nie czują się źle z powodu twojego zachowania. Nie ma większej pułapki w związkach ani w życiu, niż próba utrzymania innych w szczęściu poprzez obserwowanie ich emocji i próbowanie zrekompensowania ich swoimi działaniami.
Jedynym sposobem, byś mógł być szczęśliwy, jest podjecie decyzji, by być szczęśliwym. Jeśli bierzesz na siebie odpowiedzialność za czyjeś szczęście, próbujesz osiągnąć coś niemożliwego i wystawiasz siebie na wielki osobisty konflikt.”
Jak widzisz nie ma tu mowy o terroryzowaniu innych. Bo terroryzowanie innych to wymuszanie na nich określonego postępowania. Jeśli natomiast ty poddajesz się zachciankom i sugestiom innych, to znaczy, że lubisz być terroryzowany. I o tym jest ten tekst.
Ale co mnie to obchodzi?
Nigdy nie zrozumię tego „życie w zgodzie ze sobą” .To po co wychowanie, po co edukacja, kutura i te wszystkie hamulce na popędy ? To niech pedofile obłapują dzieci pod szkołą, faceci gwałcą, a mordercy robią rzeż niewiniątek, przecież to ich uszczęśliwia, a że ktoś sie poczuje skrzywdzony, to już jego sprawa. Idąc takim tokiem myślenia, to po co ten wpis ? Skoro ktoś chce być w toksycznym związku, to niech sobie bedzie.
Bycie chłowiekiem polega na odróżnianiu w sobie zwierzęcych impulsów i poleganie na intelekcie, jako mierniku dobrego i złego. Najwiekszą wartością jest umiejętność ważenia za i przeciw. Dlatego i zgadzam się z tym tekstem i nie, ale zrobię w zyciu większość rzeczy „‚poprawnych politycznie”.
Sęk w tym, że „wychowanie, edukacja, kultura i te wszystkie hamulce na popędy” powodują dewiacje.
W marcu, miną trzy lata – od mojej ucieczki. Ucieczki od wszystkiego co miałam. Dzięki, że przypomniałeś mi, jak bardzo mogę być z siebie dumna.
Czytając o twej podróży, przypomniało jak miałem takie wielkie plany również wyjechać choćby na 2 dni na drugi koniec Polski. Niestety wszystko zakończyło się klapą. Trochę Ci zazdroszczę, że w tak młodym wieku przeżyłeś fajną przygodę 🙂
Aniu ale przemoc fizyczna i psychiczna nie różnią się tak bardzo. Nie mówię że jestem odpowiedzialny za samopoczucie innych ale jestem odpowiedzialny za to jak moje akcje wpływają na samopoczucie innych. Podany przez Kominka przykład dziewczyny dzień przed ślubem mówiącej że jednak się rozmyśliła ilustruje co chciałem powiedzieć. Myślisz że gość nie poczuł się zraniony. Przez jej dziecinne zachowanie i nie przywiązywanie wagi do tego że ktoś ma jakieś plany związane z nią – na co dała mu nadzieje że mogą być zrealizowane żeby potem je bez skrupułów zniszczyć.
Zgadzam się z częścią tego tekstu – że należy robić w życiu to co się chce i nie patrzeć na to co myślą o tym inni… ale pod warunkiem że nie krzywdzi to w jakiś sposób innych. Ucieczka z domu może i była wspaniałym doświadczeniem i jego rodzice się nie dowiedzieli – super. Ale gdyby się dowiedzieli czy Kominku nie sądzisz że najpierw byliby przerażeni a dopiero potem źli. Co więcej naprawdę byliby źli dlatego że tak ich przestraszyłeś. Nie myślałeś o uczuciach innych. Co innego próbować przekonać do takiego wyjazdu co innego nie zostawić nawet znaku że się gdzieś jest i żyje.
Ach i może od Ciebie Kominku wszyscy odchodzą… ale uwierz to nie dotyczy wszystkich ludzi. No offense ale niektóre uogólnienia są moim zdaniem nieprawdziwe.
Jest w tym tekście pewne nawiązanie do mistyków (De Mello, Przebudzenie, Wezwanie do miłości). I podpiszę się pod tym. Aby się uniezależniać emocjonalnie od ludzi i ich osądów, aby się uwolnić od pragnień i stereotypów wykreowanych przez kulturę masową. Jest w tym tekście wezwanie do burzenia oprogramowania naszego myślenia. Ale, albo jestem głupia, albo nieśmiertelna, bo często, choć już nie mam sił, biorę odpowiedzialność za krew z mojej krwi. To ja jestem miejscem, domem i ciepłem. Lubię być dla kogoś oparciem, chociaż wiem, że wszyscy odchodzą…
Jak to czytałem w radiu puścili „When You’re Gone” The Cranberries, mają wyczucie. Swoją drogą muszę stwierdzić Kominku, że Cie nienawidzę. Nienawidzę za to, że piszesz dobitnie o tym wszystkim, o czym z jednej strony doskonale wiem, a z drugiej cały czas oszukuję się, że może jednak jest inaczej.
Niektórzy na tym forum mają wypaczony obraz pojęcia „życia w zgodzie ze sobą”. Dlatego nie rozumieją tego tekstu i są nim oburzeni. Przyjrzyjmy się, czym jest ta wspominana kultura i wychowanie, na które się powołują argumentując niedorzeczność tego wpisu. „Każdy rodzic wypacza dziecko” – stwierdził kiedyś House w jednym z odcinków i sporo w tym prawdy. Każdy jest wypaczony przez wychowanie. W różnym stopniu. Wypaczyć dziecko można na wiele sposobów: nadmierną troską, obrzydzeniem do intymności, kiedy to zakazuje mu się dotykania swoich intymnych miejsc, dystansem, zabieraniem głosu za niego, czy też nakazem chodzenia do kościoła, bo jak nie to bozia pokarze. Skąd się biorą dewianci seksualni? Na pewno nie z rodzin, gdzie słucha się potrzeb dziecka, panuje zrozumienie, traktowanie dziecka na równi ze sobą, z powagą, ale i czułością. Gdzie uczy się go szanowania drugiego człowieka.
A dewiacje można jedynie zatuszować tak zwaną „kulturą”. Ile razy to się słyszy, że „to był taki spokojny i przykładny sąsiad. Nie spodziewałem się, że może coś takiego zrobić”. Kultura uczy „keep smiling”, a nie szczerego wyrażania siebie. Uczy, że coś trzeba, nakazuje lub zakazuje. Uczy przybierania masek. Dla niektórych kulturą jest to, co zobaczą w serialu brazylijskim i staje się to dla nich wzorem do naśladowania: czyli zazdrość, zemsta, nienawiść.
Wyrażać siebie, to znaczy podążać za swoimi pragnieniami i intuicją i nie ma to nic wspólnego z emocjami rodem z serialu. Jeśli uważasz za intuicję chęć do zabijania innych, to znaczy, że jest ona wypaczona. Tak samo jak sięgając po batonik, który nie jest dla ciebie zdrowy tłumaczysz to intuicją organizmu, żeby zjeść coś słodkiego. Dobrze, zjedz coś słodkiego, ale coś, co jest dla ciebie zdrowe, na przykład owoc. Nie miałbyś chęci na batonika nie wiedząc, że taki produkt w ogóle istnieje. Ale twój ogląd jest wypaczony przez reklamy. Bo może faktycznie brakuje ci cukru we krwi, ale niekoniecznie musisz go uzupełniać batonikiem.
Nie masz również wpływu na to, że osoba, od której odchodzisz czuje się zrozpaczona lub pała chęcią zemsty. Może nie nauczono jej zrozumienia drugiego człowieka. Bo chyba lepiej odejść od kogoś, kogo się nie kocha, niż trwać w związku dla jej dobrego samopoczucia. Fałszywego, bo jak można być z kimś, jeśli wiemy, że chciałby od nas odejść.
To bardzo oderwane od rzeczywistości. Mam nadzieję, ze twoje dziecko nigdy nie sięgnie po batonik 🙂
Jeśli rzeczywistością ma być cukrzyca, to ja nie chcę takiej „rzeczywistości”.
Podoba mi się ten tekst. I nareszcie coś dłuższego :).
Jestem zachwycona tym tekstem. Jakieś 2 tyg temu na kameralnej imprezie wiele łez wypłakałam zastanawiając się czy spełniać swoje marzenia i wyjechać do Francji do pracy, na studia i dalszego życia, czy zostać w kraju aby być z ukochanym… Teraz wiem, że będę nieszczęśliwa w kraju ( dla mnie bez perspektyw) dla ukochanego, bo jeśli to uczucie ma przetrwać tą rozłąkę to przetrwa, jeśli nie, to trudno. Muszę spełniać marzenia !!
Dziękuję Kominku 🙂
Kominku jeśli Ciebie to nie obchodzi to życzę Ci szczerze żebyś był w takie sytuacji. Może wtedy zacznie.
@Aniu: Po pierwsze nie każdy rodzic. Po drugie oczywiście że wychowanie ma wpływ na nasze życie ale każdy z nas jest istotą rozumną i potrafi kształtować własne postrzeganie świata (a przynajmniej większość z nas). Jako ze jestem jedną z niewielu osób które wyraziły się negatywnie pozwolę sobie odnieść to co napisałaś do moich postów i postu Kseni Necel. Zatem twierdzisz że edukacja i wychowanie powodują dewiacje… zatem chciałbym usłyszeć co powiesz na temat czasów w których edukacji i wychowania nie było. Prawo silniejszego jest jak rozumiem satysfakcjonującym rozwiązaniem wszystkich problemów z dewiacjami. Ludzie nie są tacy sami, zdarzają się osoby myślące inaczej niż społeczeństwo i to jest niezależne od wychowania czy edukacji czy nawet kultury. I co? Powinniśmy uszanować prawo takich osób do krzywdzenia innych – bo one nie widzą w tym nic złego? Chyba nie. Piszesz że kultura i wychowanie to tylko wypaczenia… a to akurat moim zdaniem marginalna część tych pojęć. Raczej odnoszą się do zasad które przestrzega się w trosce o zachowanie dobra innych. Właśnie dlatego że wg tego co mówisz Ty i Kominek każdy powinien robić co mu się podoba – a to w prosty sposób prowadzi do prawa silniejszego. Gdzie niby kultura uczy keep smiling? Nie wiem skąd to wziełaś ale widać mnie uczono całkiem innej kultury. Dla mnie kultura to sposób wyrażania się nie obrażający innych, zachowania sie przy innych ludziach w sposób nienaruszający czyichś uczuć. Cóż może i dla kogoś kulturą są seriale brazylijskie… nie znam takich osób. Mówisz ze należy podążać za swoimi pragnieniami i intuicją a że wszystkie złe rzeczy które chcemy są spowodowane wychowaniem… cóż piękne marzenie ale to chyba nie jest prawda. Co więcej bez jakichkolwiek zasad wpojonych właśnie przez Rodziców, Edukację etc. szybko okazałoby się że wielu ludzi ma całkiem inną intuicję niż Ci się wydaje. Pragnienia mają to do siebie że chcemy jak najlepiej dla siebie nie przejmując się kosztem innych…. Od nas zależy czy potrafimy oprzeć się pokusie krzywdzenia innych w celu uzyskania większych korzyści. Przykład z batonikiem jest o tyle nietrafiony że raczej kieruję się sprawieniem sobie przyjemności – smakowej i zapewne również dzięki wydzielanej dzięki czekoladzie endorfinie. Wogóle nie rozumiem tego argumentu… masz na myśli że nie jadłbym batonika gdybym nie wiedział zę istnieje – to chyba oczywiste. Ale nie sądzę żeby reklamy miały wpływ na moje zjedzenie batonika.
I ostatni najłatwiejszy do obalenia argument – oczywiście że nie mam wpływu na to co czuje osoba od której odchodzę. Ale cofnijmy się do decyzji wcześniejszej – dlaczego wogóle byłem z tą osobą i robiłem jej nadzieję. Czemu zaczynałem związek nie kochając kogoś. Pewnie powiesz że kiedyś kochałem… nie, jeśli kochałem to nadal kocham a jesli nie to byłem zauroczony, zaczarowany etc. I to nie jest powód żeby potem kogoś ranić. Przed poważniejszym zaangażowaniem się powinno chyba się siebie spytać czy chciałbym spędzić z tą osobą swoje życie. I jak napisałem wcześniej czasem ludzie się zmieniają i wtedy okazuje się że to jednak nie jest to – i to jest zrozumiałe i oczywiste że te osoby się rozchodzą – ale sytuacja opisana przez Kominka z dziewczyną rozmyślającą się dzień przed ślubem jest moim zdaniem daleka od tego – nagle facet któremu obiecała rękę i z którym wczoraj planowała ślub zmienia się z dnia na dzien? W to nie uwierzę.
Żeś się uczepił tego: „dzień przed ślubem”…
Owszem, przykre. Zawsze jednak lepiej, niż przed ołtarzem, czyż nie? A tak też w życiu czasem bywa. Albo jeszcze, co gorsza, rok po ślubie.
Kominek trochę pokrętnie to wyjaśnił, i ja również w pewnych kwestiach mam takie czy inne zastrzeżenia. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że ktoś może zapragnąć zrealizować swoje cele czy zachcianki nawet kosztem nie ulegania naciskom tej drugiej strony. Nie da się kochać za dwoje i nie sposób zmusić kogoś do takich czy innych uczuć/dążeń/pragnień. Jeśli jedna ze stron ma się w danej relacji męczyć, lepiej żeby odeszła zawczasu.
przypomniał mi sie film „wszystko za życie” oparty na faktach. polecam
To tak w zwiazku z tematem notki.
uciekać – bo ktoś nie może sobie poradzić z problemami, które sobie zafundował, a uciekać by odciąć się od pewnych schematów, zacząć nowy etap – to dwie różne rzeczy.
Interesting… Ale jednak jednowymiarowe kominku. Nasze akcje zawsze wzbudzają reakcję, i to zachowanie w skrócie można podsumować egoizmem… Nie zrozum mnie źle, nie uważam egoizmu za coś złego, uważam, że jest integralną częścią naszego życia, ale nie da się całego życia być egoistą. Właściwie wróć, nie da się zbudować społeczeństwa gdzie wszyscy są egoistami.
Dlatego można być egoistą… pod warunkiem, że w naszych okolicach nie ma zbyt dużej ilości egoistów… inaczej przejmą nas ludzie, którzy egoistami nie są. Bo więzy wbrew pozorom znaczą dużo i wszystko jest kulturowo uwarunkowane.
I mówi to egoista… Ktoś kto się odważył uciec tak jak Ty jak miałeś 15 lat. Tylko, że ja zobaczyłem Nowy Jork i stwierdziłem tak samo… że będę tam jadł, pracował, kochał i nienawidził. Nawet wyszło, i doskonale rozumiem ludzi, którzy przestali się po tym do mnie odzywać…:) dobry post
a ja dodam od siebie , że Hitler wybrał życie pogromcy żydów i dobrze zrobił , bo to go uszczęśliwiło. No co… Były już głupsze przykłady
Nie wiem, gdzie ta opiewana odwaga. Ciekawi mnie, jak by zachowały się wszystkie Kobiety, które tutaj tak wychwalają ten tekst, gdyby zostały w ciąży porzucone przez męża, bo ten nagle stwierdził, że „wybiera życie”. Raczej nie sądzę, żeby spotkały się z przyjaciółkami i opowiadały, jakiego to odważnego męża miały!
@niktwazny Ja nie mówię o poddawaniu się naciskom. Jeśli popatrzysz na mój poprzedni post nawet to napisałem. Natomiast istotne jest żeby brać odpowiedzialność za swoje postępowanie i myśleć o skutkach zawczasu. Samemu zdarza mi się działać pod wpływem chwili – ale staram sie na ogół przemyśleć to co robię i zastanowić się czy moje działania nie zranią kogoś niepotrzebnie.
Tak bym właśnie zrobiła – uciekłabym…gdybym żyła na bezludnej wyspie. Ale nie żyje..I nic to, w porównaniu z faktem że kiedyś moje własne życie zechce mnie rozliczyć z egoizmu. A dostać „z liścia” w moim wieku to by było bolesne doświadczenie:) Jasne że czasem marzy mi sie inna droga niż ta którą wybrałam, ale dróg jest tyle że każda „inna” może wydawać sie lepsza.
„Kwintesencję życia trzeba wysysać tak, żeby sie nie udławić” – cytat ze Stowarzyszenia Umarłych Poetów, żeby nie było:) Ale ja sie pod nim podpisuje.
Pingback: Masz narkotyki? Chętnie na ciebie doniosę | Kominek IN
piękny tekst,.
Dziekuje Kominku za ten tekst. Pare lat temu ucieklam, od kochajacego i wspanialego meza, dostatniego zycia w Warszawie (za swoje pieniadze), kariery, lojalnych przyjaciol i wspanialej rodziny!!!! Spakowalam manatki i wyjechalam z niczym. W perspektywie bylo sprzatanie kibli, ale tak jak Ty kiedys przyjechales do Warszawy i wiedziales, ze bedziesz tu mieszkal tak ja wiedzialam, „od pierszego wejrzenia” gdzie jest moje miejsce 🙂 Od paru lat nie boje sie marzyc, nie ma granic w marzeniach, nawet te najbardziej szalone sie spenily, wymagalo to odwagi, ale ja jestem szczesliwa, a co najwazniejsze, wiem, ze Ci ktorych zostawilam tez sa szczesliwi. Kazdy znalazl swoja droge. Jak sobie mysle, ze jesli wtedy ne starczyloby mni odwagi zeby uciec pewnie wszyscy bylibysmy niespelnieni 🙂 Marzymy wszyscy, szkoda, ze tylko niewielu z nas ma odwage spelniac swoje marzenia.
Cudowne.
Ja niestety nigdy nie miałam w sobie wystarczająco dużo odwagi by nawet wypowiedzieć w towarzystwie moich bliskich o czym marzę, co chciałabym w swoim życiu zmienić. Działo się tak prawdopodobnie dlatego,że nigdy nie chciałam nikogo zawieść, i rozczarować co i tak zawsze robiłam będąc wiecznie nie wystarczająco dobrą córką, wnuczką. Od zawsze byłam przytłoczona tym czego wszyscy ode mnie oczekiwali: dobrego wykształcenia, dobrej pracy, nienagannych zachowań i stosownego ubioru żeby było śmieszniej. Tylko, że mi nigdy nie było do śmiechu, co oczywiście też było moją wadą dla moich bliskich. Szkoda, że nigdy nie zrozumieją dlaczego tak mało się uśmiechałam w moim życiu. Tyle razy marzyłam żeby stąd uciec, zacząć żyć dla siebie …. Mam 23 lata i mam wrażenie że, jeśli czegoś nie zrobię to przegram swoje życie. Przepraszam za ten pesymistyczny wątek ale jak wspomniałam wyżej, nie mam szansy poruszenia tego tematu z moimi bliskimi.
Ryfka, mam nadzieje, ze dostaniesz kopa zeby sie uwolnic 🙂 Dziewczyno masz 23 lata, co jest takiego czego nie mozesz zostawic za soba!!!! Uwierz, ze nic nie ogranicza Cie poza Toba sama 🙂 Wiem jak to jest niespelniac oczekiwan, cale zycie bylam czarna owca w rodzinie, w szkole etc. ale nie balam sie zyc przeciwko ustalonym standardom i tradycji. Dzis, wg. Kominka, jestem w fazie wieku „przy kocie”, jendak nie mam kota, a co najwazniesze przezylam swoje zycie tak, ze jak nie dozyje jutra to niczego nie bede zalowac i za niczym nie bede tesknic. Za Oscarem Wilde, pamietaj, ze zezeli masz popelnic „grzech” jesli tego nie zrobisz do konca zycia bedziesz zalowac, ze tego nie zrobilas, jak to zrobisz bedziesz wspominac te chwile do konca zycia. Zycie nie jest po to, zeby sie przez nie przeczolgac na kolanach tylko zeby je wziac za leb i wycisnac wszystko co tylko sie da. Tam gdzie jestes mozesz sie obudzic za 10 lat i co? Tam gdzie mozesz byc zalezy tylko od Ciebie. To tylko zalezy od Twojej determinacji 🙂 Naprawde powodzenia…..
U mnie tytuł i cały ten artykuł wywołuje pewien rodzaj dysonansu. W przeciwieństwie do większości wypowiadających się tu osób uświadamiam sobie, że uciekając we własnym życiu przed różnymi relacjami robiłam to tylko i wyłącznie z własnego ogromnego strachu ( czy to przed zaangażowaniem, czy wzięciem odpowiedzialności za uczucia drugiej strony, po co brnąć w coś, co nie będzie miało prawa bytu, według moich założeń- łatwiej wziąć nogi za pas.. ) Ucieczka niestety nie była tu żadną odwagą, chociaż właśnie w ten sposób najłatwiej i najprzyjemniej byłoby o sobie sądzić. Coś mi mówi, że właśnie kierując się intuicją odzywało się największe tchórzostwo.
Wydaje mi się, że tu chodzi ucieczkę od siebie. Ludzie uciekają od swoich pragnień, bo boją się reakcji innych. Wielkiej odwagi wymaga pokazanie kim naprawdę jesteś i co myślisz na dany temat.
Tirisfal,
Podsumuję jednym zdaniem: „Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa.” – J. Krishnamurti
Ale ty masz wszystko poukładane. Ciekawa filozofia tylko czy działa w praktyce?
Muszę pochwalić Ciebie Kominku. To jest bardzo dobry tekst, dzięki niemu utwierdzamy się w niektórych wyborach przed którymi chcąc czy nie chcąc, musimy stanąć. Niedawno przeżyłam kilka może nawet kilkaset trudnych chwil. Zastanawiałam się czy podejmuję słuszną decyzję, czy warto uciec od czegoś do było kiedyś dla mnie całym życiem teraźniejszym i przyszłym. Uciekłam, a może raczej otworzyłam kolejny tom swojego życia. Na początku było ciężko, ale czas odgrywa tak cholernie ważną rolę,że sama się dziwię. Wybrałam swoje życie, własne pragnienia, chęć poznawania ludzi i świata. WYBRAŁAM SIEBIE i jestem z tego dumna! Powodzenia dla zastanawiających się czy żyjecie dla siebie czy dla kogoś innego.
No i postanowione. Będę sukinsynem.
Znik, znik.
Gdy patrzysz na kogos i mówisz..pamiętam Cię-masz deja vu.Nie intuicję-jeśli coś mówi ci-odezwij się-a on sie odezwie i gdy patrzy Ci w oczy ,a ty czujesz jakbyś znała go całe życie,lub -zrobi mi krzywdę-to jest intuicja.Wtedy wiej,albo walcz.
Gdy czułeś,że jest to Twoje miejsce…- tak,intuicja Ci to podpowiedziała.Tyle,że niektórym deja vu myli się z intuicją-a takie mędrkowanie mnie nie przekonuje.
Zaczynać od dzieci,które wieją z domu i nie mieć świadomosci,że gdy miałes 15 lat na świecie-znanym Ci pod pseudo Plska był jeszcze komunizm i po świcie szlajało sie w miarę bezpiecznie-bo ten czy tamtem się nie przejmował za bardzo nastolatkiem przed PK-to naiwne.Teraz zaczepiłby Cie tam dealer,nawiedzona społecznicznka, ,,kurwy w czapkach,, ,lub jakiś psychol-a dworzec to ostatnie miejsce,gdzie smarkatemu wolno utknąc w nocy.
Może i dobrze-wychowac pokolenie rodziców,którzy nie będą za bardzo sie wkurwiac,gdy im dziecko zniknie-tyle,że dzisiejszy świat i właśnie więzy krwi-to coś,co powoduje,ze porusza sie cały świat-żeby smarkatego znaleźc-zanim znajdą go tacy-co użyczaja narkotyków,lub proponują ,,tylko jednen nocleg,,.
Kiedy czujemy się dobrze w czyimś towarzystwie, chcemy tę osobę przy sobie zatrzymać.-zgoda-powinnismy pozwoliĆ odchodziĆ.Tyle,że to i tak boli.Bez względu na to,jak sobie to tłumaczysz.Zakładam,ze masz rację.Kiedy ktoś wyjeżdża na bardzo długo, próbujemy zatrzymać lub obarczamy go naszą tęsknotą. Co jesli wyjadę a Ty nie będziesz tęsnił-nawet mnie o tym zapewnisz?Jak wróce-wypadniesz za drzwi z prędkościa światła-bo takie zapewnienie,jest dla mnie równowazne z wyznaniem miłości.Nie chciałabym słuchac jeków-kocham..wróc,wracaj szybko,ale gdy wspomi ktoś -tęsknię,mam do czego wracać.Nawet dzieciak na gigancie powinien to uslyszec od matki.
Gdy odchodzi od nas ktoś, kogo darzymy uczuciem, próbujemy zmienić jego decyzję.-nigdy bym tego nie zrobiła,ale nie próbowałabym sie oszukiwac,ze mi to zwisa.Bo nie zwisa .
Tyle,ze te tezy nijak się ma do podsumowania,bo dosyć mam pokręconych skurwieli w sensie Twoich czytelników.przekonujesz,ze powinniśmy uciekac kierując się intuicja-i piszesz postów kilka wczesniej,ze nie warto uciekac.
Tak tłumaczy sobie świat dupek,którego kopało zycie w dupe i ma dośc tego-postanawia byc skurwielem-tyle,ze gdy mu wszyscy wokół pluja w twarz-udaje,ze pada deszcz.Płacze potem wieczorem w łazience-mówi sobie do lustra-wszyscy to skurwysyny-ja tez.Brakuje potem czegos w zyciu,bo nie da się byc w związku i Ciebie czytać.Bałabym się takiego faceta.Nie rozumiem -poi co kreowac społecznosc ludzi,którzy sa fajni,madrzy a uczą sie byc zimni,wyrachowani w związku-nie umieja rozmawiac,okazywac uczuć-bo sa nimi wypełnieni-tyle,ze od środka.:-)Przekonanie o tym,ze to co robimy jest jedyne i słuszne-to czysty egoizm.oDEJŚCIE OD DZIECKA TEŻ.Teraz napisz-jak fajnie jest podrzucać dzieci do okienek i instrukcje porodu-bedziesz miał komplet.Przecież resztę juz dokładnie im wytłumaczyłeś.
Ja rozumiem niuanse i zawiłosci zwiazku i zakładm,ze jest tu kilku podobnym mnie-tyle,ze kiedys którys Twój czytelnik popatrzył na mój zwiazek i powiedział
-intuicja mi mówi,ze ty i ja powinnismy byc prekursorami.
-W czym?
-Zdradź go ze mna-to moze się wyleczysz?
-Z czego?
-Z miłości.
-Myślisz,że pierwszy na to wpadłeś?Sam to wymysliłeś?
-Nie -poczytaj Kominka.
-wypierdalaj mi z domu.
moge sie podpisac pod Twoimi refleksjami, latee. Branie dosłownie i ortodoksyjne stosowanie „nauk” Kominka moze zaszkodzić ludzkości. bo czysty egoizm szkodzi – egoiście również w długotrwałym rozrachunku.
tyle, ze chyba Ty i niektórzy nie zawuazyli w tekście tych dwóch wyrazów, które są tez w tym zdaniu w ostatnim akapicie:
„Jeśli chcemy być szczęśliwi, musimy mieć odwagę być od czasu do czasu być egoistami, sukinsynami i chamami”
od czasu do czasu…
egoistą owszem – od czasu do czasu, ale nigdy nie można być sukinsynem i chamem!
@Aniu to i ja podsumuję jednym zdaniem – Chore społeczeństwo jest kreowane przez ludzi którzy się nie liczą z innymi.
Ja bym powiedział, że każde społeczeństwo jest tak kreowane. Bo każde społeczeństwo wymaga indywidualności/liderów a ci którzy są egoistami/skurwysynami mają na to znacznie większe szanse niż Ci, którzy nimi nie są. Czysto z takmi grać nie możesz, a oni się tym nie przejmują, bo korzyść jest większa, a potrzeba osiągnięcia celu duża.
To chyba jednak temat na doktorat socjologiczny (i nie przywoływać mi tu Szwecji czy Norwegii jako przykładu:D), ale im wyżej jesteś w systemie, tym bardziej musisz uważać i tym mroczniej musisz grać by pokonać tych co są wyżej;) (vide korpo/polityka)
Jak Ci życie skopie 4 litery to będziesz inaczej myślał.
Myślę, że nawet takiemu Kominkowi życie nie raz już dało po tyłku. Może właśnie dlatego ma taką a nie inną osobowość? W końcu to doświadczenia i to jak na nie reagujemy nas kształtują.
To prawda… Żeby być prawdziwie szczęśliwym, trzeba umieć być egoistą. I czasem uciec choć na chwilę… Żal mi ludzi, którzy przez cały czas odkładają swoje życie na bok bo kredyt, bo zobowiązania, obowiązek, złożona obietnica, bo tak wypada, bo tak robią wszyscy… A przecież żyje się raz…
Ja też kiedyś uciekłam. 10 lat temu. Do dziś niewiele osób mnie rozumie, a ja wiem, że to była najlepsza decyzja mojego życia. Pewnie wiele osob indentyfikuje się z tym tekstem. Pozdrawiam uciekinierów!
Kominek, dla mnie to Ty jestes troche jak współczesna ” biblia”. Kiedy jestem na jakims rozstaju drog w zyciu, i wchodze na Twojego bloga, i trafiam wlasnie na taka notke… ktora idealnie pasuje do mojej sytuacji, mojego zycia i mojego sposobu rozumowania. Tylko Ty robisz to za mnie. Wyciagasz te wnioski przede mna. Ja wlasnie taka jestem. Ide za glosem intucji. Moja rodzina i przyajciele, zawsze mnie potepiaja, robie to wbrew im, ale ku swojemu szczeciu, bo czuje ze tak mi bedzie lepiej. jest roznie… czasem lepiej, a czasem z deszczu pod rynne, ale ja mam ta odwage. I jestem z tego bardzo dumna.
Słuchać głosu serca. Jak dla mnie za dużo jest współczesnych egoistów, którzy pod wpływem impulsu wszystko rzucają, nie potrafią walczyć o związek (cipy). Ja przeżyłem 7 cudownych lat w związku chociaż młody jestem dlaczego? Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Walka o uczucia, wszystko wynikało z potrzeby serca. Dzisiejsi ludzie (kobiety) te które poznaje, to egoistki/egoiści liczą się tylko ich potrzeby, nie ważne czy błahe czy nie – to nie jest miłość, to tylko wygoda. Współczesność doprowadziła do tego, żę ludzie sami nie wiedzą czego chcą od życia, czerpią z Islamu, szukają wskazówek w życiu nie wiadomo gdzie. Sięgają po alkohol – bo jest im źle, bo dziewczyna ich zostawiła. Dzisiejsze społeczeństwo to portal dla ludzi słabych, wątłych, o zaniżonej własnej wartości, pełnych kompleksów egoistów, którzy sami nie wiedzą czego chcą od życia. Nie potrafią sie cieszyć jedyne co obserwuje to shadefreude. Gdzie sie do huja podziały wartości? Spalone przez egoizm?
Uciekają tylko odważni,ja należę do tego grona.Może moja historia (której nie będę opowiadać) nie jest wyjątkiem,zostawiłam faceta tydzień przed ślubem bez żadnych wyjaśnień,Było to 2 lata temu,do dziś uważam,że była to najlepsza decyzja w życiu. To nic,że jestem sama,ale za to jestem szczęśliwa i przede wszystkim potrafię uśmiechać się,przy nim nie potrafiłam,byłam nieszczęśliwa. Nie jestem samotna,mam przyjaciół.Teraz za to wiem w końcu czego chcę od życia i z kim chcę być(pewnie dlatego jestem ciągle sama).Nie żałuję i nie żałowałam nawet przez moment tej decyzji! Nie namawiam nikogo do takich decyzji,opowiadam swoja historię a kto chce wyciąga odpowiednie wnioski i wprowadza je w swoje życie.
Pozdrawiam wszystkich odważnych i tych mniej też ;P
Ty nie należysz do grona odważnych, tylko zwyczajnie głupich. Po co planowałaś ślub z facetem przy którym, jak sama piszesz byłaś nieszczęśliwa??!!
Jeżeli twierdzisz,że jestem czy byłam głupia to może masz rację,ale nie masz prawa osądzać gdy nie znasz wszystkiego od podszewki!!!! Nie jest łatwo podjąć tak trudne decyzje gdy ma się dziecko i trzeba zapewnić mu byt,dach nad głową i godne życie.Dla dziecka KOBIETA jest w stanie zrobić wszystko nawet unieszczęśliwić się!!!!! Mężczyźni tak nie potrafią,po prostu zwijają się i tyle po ich OJCOSTWIE !!!!
A teraz sama sobie zaprzeczasz! Piszesz „Mężczyźni tak nie potrafią,po prostu zwijają się i tyle po ich OJCOSTWIE !!!!”. O tym właśnie jest ten artykuł, który tak Ci się podoba! Oni wcale się nie zwijają! Po prostu wybierają życie! Przecież sama piszesz, że to wyraz ODWAGI!!
Dopiero dziś znalazłam czas, żeby przeczytać ten tekst. Przypomniała mi się moja podróż i nagłe zmiany, które sama do dziś nie wiem, czy rzeczywiście były moim udziałem. Przypominają raczej film, przynajmniej mnie. Pamiętam, że facet mnie zostawił, trzy sesje ciążyły mi na głowie, jedna jeszcze niezamknięta zimowa i dwie letnie, zbliżające się wielkimi krokami. Promotorka naciskała na mnie, że wypadałoby oddać pierwszą część pracy licencjackiej jeśli chcę w ogóle myśleć o jakiejś magisterce. Złamane serce, butelka wina, filiżanka gorącej kawy. Spojrzałam na te stosy kserówek, podręczników i powiedziałam do siebie: „Dość, jadę do Chin. Na rok. Mam dość tego kraju, ludzi, uczelni, mdłych ulic”. Oczywiście nie brałam tego na poważnie. Złożyłam podanie o stypendium z myślą, że i tak niczego nie uda mi się zmienić, bo przecież moje życie jest szare, banalne,samotne i w ogóle do kitu. Złamane serce wprowadziło mnie w stan depresji, a jednocześnie coś we mnie pękło, bo napisałam chyba najlepszy w swoim życiu esej, rozprawiający o tym dlaczego to właśnie mnie instytut naukowy ma opłacić szkołę, akademik i miesięczne kieszonkowe. Spokojnie czekałam na decyzję instytutu i łubudubu zaprosiłam do domu mężczyznę. Zakochałam się. Znów byłam szczęśliwa, jak to zwykle w takich chwilach bywa. Zapomniałam o całym bożym świecie i pewnie do dziś bym o nim nie pamiętała gdyby nie listonosz, który przyniósł kopertę z chińską pieczęcią. Ładnie. Zaproszenie na studia, zaproszenie do Chin, wzór wniosku wizowego i arkusza badań lekarskich. Pewnie ktoś tam na stołku te moje wypociny uznał za ciekawe. Dostałam stypendium. Pakować się czy się nie pakować? Lecieć nie lecieć? Byłam szczęśliwa z moim, ale coś mi podpowiadało, że jeśli nie skorzystam z tej okazji to nasz związek się popsuje, że jak wąż wkradnie się w niego żal, pretensje, obarczanie winą za niespełnione marzenia, niewykorzystane szanse. Mój na mnie tylko spojrzał, zatankował auto do pełna i zabrał nas do Gdańska, gdzie grzecznie złożyłam wniosek wizowy w konsulacie. Potem odwiózł mnie do Warszawy na lotnisko i już mnie nie było. Myślę, że zarówno on jak i ja wiedzieliśmy, że zmiany są dobre, że czasem trzeba myśleć o sobie, że tą drugą połówkę trzeba puścić, choćby i na drugi koniec świata, żeby do nas wróciła szczęśliwa i spełniona, że zatrzymanie kogoś na siłę z czystego egoizmu nie przyniesie nic dobrego. Czasem trzeba komuś pozwolić „odejść”. Rzeczywiście wymagało to od nas odwagi, przynajmniej ode mnie, bo ja w ogóle strachliwa kobieta jestem. On mnie w Chinach odwiedził, ja przyjechałam na Święta, a potem zorganizowaliśmy w Wiedniu przyjęcie na cześć mojego powrotu do domu. Teraz myślę, że wycieczka do Chin była przygodą w moim, życiu, ale na pewno nie przygodą mojego życia. Jeszcze miliony zmian przed nami, których nie mogę się doczekać.
Bez zbednego slodzenia,ale text po prostu dobry. Moge sie wrecz z nim utozsamic..Ja wlasnie nie dawno podjelam sie takiej ucieczki. Porzucilam swoje dotychczasowe (jak teraz sie okazuje), udane zycie, swoich przyjaciol,wrogow i wszystko co mialam na rzecz swojego kaprysu mieszkania nad morzem..Mialam odwage i bylam egoistka,jak piszesz na koniec, i teraz tylko tesknie za tym co bylo i juz nie wroci. BOwiem ja nie wroce,przeciez nie mozna robic kroku w tyl,nie mozna sie cofac,prawda?
Im jestem starszy tym bardziej zgadzam się z tym co napisałeś. Myślmy o sobie, o naszych marzeniach i celach. Im bardziej je realizujemy tym bardziej i my i wszyscy dookoła nas (na dłuższą metę) są szczęśliwsi. Im bardziej idziemy na kompromisy tym bardziej i my i Ci na których nam zależy na tym tracimy/tracą… może bzdury, ale z mojego życia.
Dzięki temu tekstowi przemyślałam swoje sprawy, odważyłam się zerwać z chłopakiem… Mija dziś jakieś 4 tyg od tego czasu i jestem wreszcie szczęśliwa. Dzięki
Ciągle brakuje mi odwagi.. jestem nieszczęśliwa ale boję się cokolwiek zmieniać.. (głównie dlatego by nie zranić innych… )
Jedno „tak” .. potrafi skomplikować życie 🙁
życzę wszystkim rozważnych i udanych decyzji !
Właśnie jestem na rozdrożu swojego życia.Są dwie drogi.Będzie cierpiała jedna osoba napewno.Obecnie jestem w związku z mężem.Po ślubie 3,5 roku a w całości 11 lat.Po 11 latach wyprowadziłam się z naszego domu bo czułam że się duszę…Poznałam faceta pół roku temu i mieszkam z nim teraz.Nie wiem czy to zauroczenie,bo jak mąż pisze do mnie żebym wróciła, to tęsknię i chciałabym wrócić bo pisze tak jakbym chciała i mówi mi że wszystko zrozumiał,te 11 lat swoich błędów.Ale jak sobie przypomnę te wszystkie krzywdy to zbiera mi się na niesmak tego małżeństwa.Ten nowy facet był przy mnie w tych trudnych momentach dla mnie,ale to ja muszę się określic.Ten nowy facet stworzył mi prawdziwy azyl ucieczki,jest bardzo uczuciowym facetem,rodzinny (o takim kimś marzyłam).Wiem jedno,że jak odejde od niego to on przeżyje wielki zawód.Wiem,że wina lezy po mojej i męża stronie.Czy walczyć o małżeństwo czy być egoistą i być szczęśliwą osobą z innym?
Przyznam szczerze, że nie słyszałam wcześniej o Tobie i o Twoim blogu, dopiero tydzień temu przypadkiem natknęłam się na Twoje teksty… i co? one wyprowadzają moje „poukładane” życie z równowagi. Sprawiają, że myśli, które od dłuższego czasu kotłowały się w mojej głowie coraz bardziej zaczynają mnie uwierać. Ja ich po prostu nie umiałam złożyć do przysłowiowej „kupy”, ale dzięki, że zrobiłeś to za mnie.
Mam nadzieje, że będę miała na tyle odwagi, aby…uciec 🙂
Trudno się żyje z duszą uciekiniera, jednak nie ma chyba nic słodszego niż smak gwałtownej zmiany, nieoczekiwanych ucieczek w każdej dziedzinie życie. Ten dreszczyk, to właśnie szczęście.
Lubię wracać do tego tekstu, to jeden z moich ulubionych. Umacnia mnie w przekonaniu, że wolność jest wartością nadrzędną 🙂
słyszałam o Kominku..ale nie wiedziałam, że tak dobrze pisze ;p lubię czytać, słuchać ludzi z krytycznym spojrzeniem na świat, ale i mającego dystans.
aLe do rzeczy… toć nie będę tutaj słodzić Kominkowi ( z całym poważaniem )heh,
odnośnie tego tekstu- jak na moje warto wybierać zmiany jeśli nie czujemy się w czymś dobrze, bądź z kimś…ale na pewno nie powinno się ich podejmować pod wpływem impulsu. Powinny być mimo wszystko przemyślane- chociaż przez jedną noc 😉
z mojego doświadczenia- 7 lat byłam w związku z chłopakiem, który wydawał mi się idealny. Dlaczego aż 7? skoro mówię, że mi się wydawał idealny?
nie wiem czy to jest kwestia wrodzonych genów, czy wychowania w rodzinie…- ale zawsze wszystkie zachowania ( które mi w jakiś tam sposób nie pasowały ) tłumaczyłam.., ze przecież my tak mamy… kochamy się, i na pewno dojdziemy do porozumienia w kwestiach spornych… ( tj. i ludzi wokół ).
jednak nie- poczułam w pewnym kulminacyjnym momencie, że mam dość. Ze przecież ja mam naprawdę dość, żeby wykłócać się o rzeczy, które w mojej drabince idealnego partnera są oczywiste…- a u niego tak naprawdę nie są. Bo co? bo kocham? i co z tego? Dlaczego ja na to się godzę? przecież ja tak nie chcę, i nie wyobrażam sobie być naprawdę spełnioną i szczęśliwą kobietą w sposób jaki on sobie wymyślił.
wielki the end..nastąpił w historii dwojga ludzi, zapatrzonych w siebie tak, że hoho… i pytania zewsząd, i twierdzenia wokół…”przecież jak to możliwe? ślub miał być, oni się przecież tak kochają…”
widownia dalej karmiła się naszą historią..- „co on pocznie? co ona pocznie?takie plany..”
ja uciekłam- tak! uciekałam…ale nie od niego..nie od widowni..( w końcu fajnie skoro się jeszcze mówi o kimś- tzn., że żyje 😉 ) i znalazłam się w wielkim mieście, z daleka od domu. Sama. Uciekłam szukać szczęścia. I nawet jak mam chwile zwątpienia..- wiem, że i tak to był dobry krok- mam, co chciałam: rozdaję sama karty w swoim życiu i nie pozwalam, żeby ktokolwiek robił to za mnie, nawet za maską uczucia. Tj. chciałam- to, czego mi brakowało- to, o co walczyłam.
ps morał w podsumowaniu mojej historii ( jeśli trudno się jest go dopatrzeć wyżej;)- taa…uciekać jeśli naprawdę wiemy, że tego chcemy ). Ja chciałam. Mimo sentymentu, szacunku i posiadania wiedzy, że to naprawdę wspaniały gość jest- wiem, że nie nam pisana była ta historia. Wiem to na pewno.
ps i dlaczego przemyśleć zmianę? ucieczkę? bo impulsy, chwile nie mogą decydować o naszym dalszym życiu. Ucieczki przed problemami i latanie tylko za przyjemnościami też nie są dobrą opcją. Dlatego też nie żałuję tych 7-miu lat…- bo przecież w 6-tym roku mimo wszystko walczyłam i chciałam walczyć.
Racja Kominku.
A Ja kiedyś byłem w jednym związku. Odszedłem bo byłem nieszczęśliwy. Teraz jestem sam i też jestem nie szczęśliwy. Seks z innymi kobietami przestaje mnie cieszyć zaraz po.
Nie umiem znaleźć nikogo na jej miejsce.
Nic nie jest białe albo czarne.
nic też nie dzieje się bez przyczyny… świat jest kolorowy… raz pod górkę, raz z górki..spadać można przez wieki, podnosić się przez chwilę..i na odwrót.
ja też nie umiem znaleźć nikogo na Jego miejsce..,
ale mam inne… kwestia podejścia. nikt nie zastąpi Ci mamy, nikt nie zastapi Ci Twojej najpiękniejszej miłości. Chyba, że inna mama, inna miłość.
I wszystko ma swoją wartość. Oczywiście jak wszystko sobie poukładamy w głowie, bez żadnych blokad na innych ludzi. Co do seksu z innymi kobietami- nie dziwię się, seks bez miłości to jak wyżycie się zwierzęcia- tak to niestety porównuję… ( chociaż rozumiem poczynania ).Po prostu szukaj w nich najpierw kobiecości ogólnej ( mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli ), dużo później seksu..- i dopiero wtedy zobaczysz, że są jednak fajne i fajniejsze od Twojej eks. pozdrawiam Cezar, ps pozwoliłam sobie na tak obszerny odpis Tobie…, bo kiedyś czułam podobny problem.
Zajebisty tekst. Poryczałam się, głupia, ale właśnie kogoś, kto mi strzeli takie kazanie, było mi trzeba. Dzięki, Kominku.
Hej,
dużo tu kadzenia Twojej osobie. Jestem „starą dupą” i ciągle zachodzę w głowę jak Ty to robisz? Skąd tyle odwagi i wiedzy w Twoich wypowiedziach. Dzięki za te orzeźwiające kopniaki. Dzięki, dzięki…. i dzięki za brak zakazu zaglądania do Ciebie w wieku wskazującym na zużycie…
masz racje. Na codzień jestem kominkiem, mówie co myśle i gdzieś mam czy się to komuś podoba czy nie. Każdy myśli, że tak jest łatwiej i mam dużą odwagę w życiu. Ale tak naprawdę jestem ofiarą, ofiarą która boi się odejść bo ktoś jest dla niej dobry i nie zasłużył na to. Pisz więcej bo to ma sens.
Pingback: 10 najlepszych tekstów 2012 roku | Kominek IN
Jakbym czytał siebie…
Zwierciadło. Nie czekam na ostatni dzień roku, by podjąć decyzję, właściwie nie wiem na co czekam, chociaż odpowiedzi mam przed sobą. Boję się kolejnej zmiany, pół roku temu porzuciłam przyjaciół, rodzinę, studia i wyjechałam do Francji by zmienić siebie, przeżyć przygodę. Gdy minęły pierwsze miesiące Paryż ze spokojnej przystani przekształcił się w uwierającą rozmiarami ”kawalerkę”. Wpędzę się w depresję, jeśli będę kontynuować życie dla innych> Chce żyć dla siebie, jako jednostka, egoistycznie, bez zgadzania się na reguły innych i życia w miejscu, gdzie jestem otoczona zasadami tworzącym nie raj, a piekło dla mej wolności.
Miałam męża i półtoraroczne dziecko. Uciekłam na 3 miesiące do Edynburga, bo czułam się szmatą, nikim. Pojechałam sama, w ciemno. Poradziłam sobie. Gdybym tego nie zrobiła, z pewnością wcześniej czy później podjęłabym próbę samobójczą. Tylko że nikt nie wierzył w to, że się rozsypuję, dowodem tego mogłyby być dopiero moje zwłoki. Ja jednak chciałam żyć. Gdybym, popełniając samobójstwo, opuściła dziecko na zawsze, być może by uwierzono, że coś było nie tak, jak powinno. Ale ja „dla kaprysu” opuściłam je na 3 miesiące i wróciłam znacznie silniejsza i świadoma własnej wartości, na tyle, że waliło mnie, jak inni oceniają moje postępowanie. A oceniali oczywiście bardzo surowo, na moim miejscu nikt by nie porzucił dziecka…
Myślę jednak że uciekanie od codzienności i bliskich jest w stanie prędzej czy później nas zgubić. Myśląc realistycznie w końcu zabrakło by nam przyjaciół i rodziny. Wiele osób wyjeżdżających z kraju np. w celach zarobkowych i tak wraca tutaj, bo właśnie brakuje im ciepła najbliższych oraz domu. Życie w pędzie potrafi znudzić szybko. Wiadomo człowiek zmiennym jest 🙂
Przeraża mnie to, jak bardzo masz podobne myślenie do mojego, z tym, że tu ludzie piszą ‚spoko, fajnie, podoba mi się, masz racje’ itd… a mi mówią, że jestem egoistką. 🙂
`Kiedy czujemy się dobrze w czyimś towarzystwie, chcemy tę osobę przy sobie zatrzymać.
Kiedy ktoś wyjeżdża na bardzo długo, próbujemy zatrzymać lub obarczamy go naszą tęsknotą.
Gdy odchodzi od nas ktoś, kogo darzymy uczuciem, próbujemy zmienić jego decyzję. (…) Nie pozwalając ludziom odejść, nie okazujemy im naszego szacunku. `
Piękne słowa. 🙂
Ja również przeczytałem wpis jednym tchem i jestem zafascynowany tylko ciągle mnie gnębi jedna rzecz…. Co powiesz na ucieczkę z domu w wieku 15 lat ale tylko na np. 2 dni (w czasie festiwalu na któtym mi bardzo zależło i długo na niego czekałem) rodzice wiedzą o festiwalu i o moich staraniach ale dwa dni przed powstały problemy rodzinne i nie mogę na niego jechać…. Czy znienawidzą mnie za to? Proszę o odpowiedź.