Continue Reading"/>
telepone_no_2

Jak przeżyłem trzy dni bez telefonu

 

Telefonie, tyś jest jak zdrowie,
ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
kto cię stracił. Dziś brak twój w całej ozdobie
widzę i opisuję, bo już mam cię przy sobie.

 

Trzy dni bez telefonu to nie był długi czas. Wydawał mi się na tyle krótki, że nawet obawiałem się, czy po takim czasie będę mógł wyciągnąć jakiekolwiek wnioski z eksperymentu. Chyba jednak mogę wyciągnąć.
Oto skrócona relacja z trzech dni:

Dzień pierwszy – środa.
Opisałem go już wam w poprzednim tekście.

 Do uczestników wczorajszych szkoleń – fotorelacja z nich będzie jutro.

 

Dzień drugi – czwartek



Rano luzik. Nie musiałem nigdzie wstawać, więc całkiem legalnie zaspałem, a po przebudzeniu winę zwaliłem na brak dwóch z trzech podstawowych budzików (iPhone i iPad). Tradycyjny budzik dostał w czapę, bo zadzwonił już o 9:00. Nie powinien był zadzierać ze mną w środku nocy.

W lodówce pustki. Czas na zakupy. W Carefour widzę rzędy bombek świątecznych i sztucznych choinek, pojawiły się też czekoladowe mikołaje i różne duperele związane ze świętami, które są przecież dopiero za miesiąc. Zastanawiam się, kto takie coś kupuje już w listopadzie? Zrobię fotkę i zapytam na fejsie. Nie zrobiłem. Nie mam aparatu.

Czekanie w kolejce do kasy. Nuda. No przecież nie wyciągnę Kindle. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek w ostatnich latach stał w kolejce nie używając telefonu. Zawsze albo słucham muzyki albo wchodzę na fejsa, a jak jest długa kolejka – gram.

Wracam do domu. Mail.
„Wiemy, że nie ma pan telefonu, proszę napisać, o której będzie pan dostępny pod adresem. Chcemy wysłać kuriera z prezentem”.
5 minut później kolejny mail. To samo pytanie od innej firmy.
Parę godzin później rozmowa z osobą, która proponuje mi współpracę.
– Zadzwoń do mnie, szybciej pójdzie…
– Sorry, dopiero w przyszłym tygodniu.
Facebook. Z fajną agencją szykujemy kampanię na kominek.es. Nie pogadamy przez telefon. Gadamy na Facebooku.

Późnym popołudniem przypominam sobie, że… już połowa miesiąca. Cholera, trzeba wysłać faktury księgowej i zrobić skany. Nie zrobię skanów. Skaner jest w telefonie.

Przypominam sobie, że… jest już połowa miesiąca. Cholera, trzeba zadzwonić do właścicieli chaty i umówić się na uregulowanie płatności.
Nie zadzwonię.

W macbooku alarmuje mnie kalendarz. „Kominek ES – tekst o kurczaku”. Fajnie, ale fotki robiłem w poniedziałek. Telefonem… Jak do nich dotrzeć? Na całe szczęście były w chmurze.

Idę na miasto. Muszę kupić parę rzeczy. Płacę.
– Fakturę pan sobie życzy?
– Tak, tak, ale… hm… dane firmy miałem w telefonie.
– NIP pan pamięta?
– A skąd! Dobra, będzie bez faktury.

Kończy się dzień. Jutro piątek. Szkolenia. Może być gnój.

Dzień trzeci – piątek


Dżizas, przecież ja nie mam przejściówki do macbooka! Wszystkie prezentacje na szkoleniach robiłem zawsze na iPadzie. Mac ma inne wejścia. Tylko jaka pasuje? Kto może wiedzieć? Zadzwonię do Tkaczyka… Ta, dupa. Napiszę do niego. Napisałem. Wyjaśnił mi co i jak.

Mam 2 godziny do wyjścia z domu. Nie mogę sobie pozwolić na krążenie po iSpotach, które nie mają mojej przejściówki. Nie zadzwonię i nie zapytam. Ba, nie zadzwonię nawet do kogoś znajomego i nie poproszę, by on zadzwonił. Mam szczęście. Łapię na fejsie Paulinę z Cogitors.pl, organizatora szkoleń.
Weź zadzwoń do iSpota w galerii i zapytaj czy mają. I daj mi znać. Tylko na fejsie.
Mieli. Luzik. Jestem uratowany.

Dostaję maila od mamy. No czemu synek nie odbiera telefonu? A przecież synek mówił, że nie może. Mama leci na wakacje. Jest mgła na lotnisku. „Jak napiszą coś w sieci albo powiedzą w telewizji to daj mi znać, bo ja nie wiem czy mam tu zostać czy wracać do domu”.
Odpisuję na maila „Ok. Upewnię się też, czy wycięli wszystkie brzozy”.
Hm, do teraz nie wiem, czy dolecieli. Zaraz zadzwonię. Już mogę.

Jadę do iSpota. Facet chce mi wcisnąć przejściówkę nie_applowską. Nie lubię podróbek. No ale jak sprawdzić opinie na jej temat? Polegam na jego opinii. Twierdzi, że się nada. Biorę.
– Fakturka?
– Znowu to samo… Nie, nie mam firmy. Paragon styknie.

Jadę na szkolenie. Kurde, Nowoursynowska ile? 160? 180? Znowu ten cholerny brak mapy. Nieważne, jakoś znajdę.
Metro. Nuda. Nie, nie wyciągnę Kindla. Za ciasno.
 
Wychodzę z metra Ursynów. Dobra, pamiętam, że trzeba iść kawałek prosto i skręcić w lewo w Ciesielskiego, tam iść prosto aż dojdę do Nowoursynowskiej. O to jak trafić do budynku pomartwię się później.
Fajnie, tyle że nie ma ulicy Ciesielskiego. Dochodzę do metro Stokłosy. WTF? Skręcam w lewo.
– Jak dojść do Nowoursynowskiej?- pytam taksówkarza.
– A stąd to nie wiem. Daleko.
– No jak daleko jak 700 metrów?
– No niech pan idzie prosto. Chyba.
Good. Pan idzie prosto.
– Jak dojść do Nowoursynowskiej? – pytam kobietę w wózkiem, sprzedawcę w sklepie, dziewczynę na przystanku i tak ciągle idąc, tracąc czas prawdopodobnie zbliżam się do celu, który miał być tak blisko. Paulina czeka, ja spóźniony, nawet nie napiszę, że żyję i będę. Nie mam jak.
W końcu trafiam na kompleks SGGW. Tam miła kobieta, chyba jakaś profesorka, wyjaśnia mi, że… o tam na końcu hen daleko jest mój cel.
Nieopodal właściwego budynku wyciągam macbooka. Trochę dziwnie wygląda facet, który na chodniku grzebie w laptope. No ale tam był screen z mapką kompleksu budynków.
Tak celowałem, aby być o 15:00 na miejscu. Przybyłem 15:40. Tylko dlatego, że pomyliłem stacje metra. Powinienem był wysiąść na Stokłosy i pójść kawałek do przodu. Z telefonem bym się nie spóźnił. Albo z mózgiem, bo mogłem pomyśleć i lepiej zapamiętać, jak dotrzeć na miejsce.
 
Nie mogę zrobić zdjęć na szkoleniu. Proszę organizatorów, aby mi cyknęli coś ładnego.
 
Brak sieci. Wifi w budynku na hasło. Na szczęście ktoś mi je udostępnia.
Włączam kompa, kalendarz alarmuje „Sprzątaczka – weekend”. Kurde, no! Ona będzie u mnie jutro czy w niedzielę? Nie napiszę do niej, bo nie używa komputera. Mogę tylko zadzwonić. Ale nie mam telefonu, a tym bardziej numeru do niej, bo jest w książce adresowej… Olać to.
 
Wieczorem impreza dla blogerów, zorganizowana przez Ilonę Patro. Teoretycznie wiedzieliśmy jak tam dojechać, ale gdybym miał telefon, włączyłbym mapy lub GPS.
 
Nie mogę zrobić żadnych zdjęć na imprezie, ani zameldować się na fejsie.
Reverof podchodzi do mnie, prosi bym coś potrzymał. Jestem zaaferowany rozmową z Maćkiem Budzichem i Fashionelką. Przerywam, odchodzę z nią na bok. Robi mi zdjęcie.
Patrzę na to, co trzymam.
To telefon.
Oczami wyobraźni widzę, że właśnie wygrała 5 tysięcy złotych, gwarantowane osobie, która w trakcie 3 dni złapie mnie z telefonem.
Widzę jej radość, skacze do góry, cieszy się, jakby wygrała w totolotka. Ja załamany.
Po chwili łzy w oczach. Nie moje. Jej. Poruszyła aparatem.
Nie ma świadków, że ten telefon był włączony.
Ostatnia szansa na wygranie 5 tys. przepada. Nie udało się to wcześniej dwóm moim byłym. Inne osoby nie próbowały mnie oskubać.
 
Proszę Karolinę Dynysiuk, aby zamówiła mi taksówkę.
– Jaką?
– Obojętnie. Nie pamiętam numeru na swoją.
Była 30 minut do północy, a ja potrzebowałem jeszcze kupić coś na wszelki wypadek na przeziębienie. Bolało mnie gardło, prawdopodobnie od 4-godzinnych szkoleń, ale lepiej dmuchać na zimne i coś łyknąć na noc. Pytam taksówkarza, jakie apteki są czynne? On nie wie. Ja też nie wiem. Nie sprawdzę na sieci.
Wybija północ. Włączam telefon. Parę nieodebranych rozmów, parę smsów od ludzi, którzy nie czytają bloga. Generalnie spokój. Większość wiedziała o akcji.

 

 

Wyniki sondy:

 

Jedyny wniosek, jaki można z niej wyciągnąć… połowa z was nie ma smartfona 🙂

 

 

 
To były trzy dni z życia blogera. Takie zwyczajne. Ani razu od telefonu nie zależało, czy zarobię milion dolarów, uratuję komuś życie. Ani razu nie potrzebowałem go tak pilnie, że byłbym zmuszony przerwać akcję. Blisko było, gdy nie mogłem znaleźć drogi na szkolenie, a właściwie to zamówić szybko taksówki, która by mnie podwiozła tam. Nie było blisko, gdy moja była napisała mi maila „Tomek, odbierz, musisz o czymś wiedzieć”. Uznałem, że niczego dobrego nie można dowiedzieć się od swojej byłej o 8:00 rano. Zresztą na Facebooku na profilu prywatnym wywiązała się wczoraj fajna dyskusja o tym, czego chciała ode mnie moja była.
Mimo to nie było łatwo. Przed eksperymentem wiedziałem, że telefon służy mi nie tylko do dzwonienia i smsowania, ale nie miałem pojęcia, że aż tak często z niego korzystam. W takich zwyczajnych, a nawet błahych sprawach. Trzy dni to za mało, by się czegoś nauczyć, ale gdyby eksperyment potrwał trochę dłużej, to myślę, że nauczyłbym się lepszej organizacji i czasu i zaplanowanych działań. Telefon rozleniwia człowieka, myśli za mnie. I dobrze. Niech tak już pozostanie.

 

 

Komentarze

  1. Monika Perszowska 17.11.2012 21:03

    No to chyba: gratulacje! 🙂 Nie napisałeś jednak, co wydarzyło się w Twoim telefonie jak już go przywróciłeś do życia? To jest chyba najbardziej interesująca część eksperymentu. Myślę, że nie tylko dla mnie…

    • ania 17.11.2012 22:25

      no przecież jest napisane:
      „Wybija północ. Włączam telefon. Parę nieodebranych rozmów, parę smsów od ludzi, którzy nie czytają bloga. Generalnie spokój. Większość wiedziała o akcji.”

      • Monika Perszowska 17.11.2012 22:34

        No tylko tyle, dlatego nie zauważyłam, a do tego jestem po łysce… Proszę o wybaczenie!

  2. Mglisty 17.11.2012 21:04

    Gratulację przetrwania! W naszych czasach to trudne zadanie! Podobno, że teraz mają być 3 dni bez wc?

    • Monika Perszowska 17.11.2012 21:10

      Śmierdząca sprawa, a tym bardziej, że do wc wcale nie trzeba wejść, żeby skorzystać… Ale o czym my w ogóle… !

  3. Łukasz 17.11.2012 21:17

    Ciekawy eksperyment. Aż sam spróbuje wytrzymać kilka dni bez telefonu i tabletu a jestem osobą która gna za technologią. Ale spróbuje 😉

  4. Aneta 17.11.2012 21:32

    Tulę i gratuluję:)!

  5. marian 17.11.2012 21:44

    Telefon ogłupia i odzwyczaja od myślenia. A wystarczy najpierw sprawdzić na mapie gdzie iść.. Bankomaty mają szyldy widoczne z dużej odległości, a informacje o całodobowych aptekach są na witrynie każdej apteki. Rozkłady jazdy są na przystankach, a odkąd zjeździłam całe lewobrzeże Warszawy w poszukiwaniu pracy i mieszkania zawsze wiem gdzie jestem i jak najkrótszą drogą wrócić do domu. Co nie przeszkadza mi zabłądzić tuż przy Centralnym:)
    Dobrze jest się pozbyć tego cholerstwa raz na jakiś czas i poużywać mózgu.

    • Monika Perszowska 17.11.2012 22:39

      Nie tak dawno, bo tylko dwanaście lat temu żyłam bez „komórki” i… żyłam 🙂 Najbardziej cieszy mnie w tej historii to, iż posiadanie owego wynalazku nie wpłynęło na częstotliwość rozmów na żywo, bo to jest dla mnie najważniejsze, a to że pomaga żyć szybciej, to już co innego i fajnie z tym 🙂

  6. elka 17.11.2012 21:46

    Ciekawe doświadczenie.Używam telefonu,sporo,ale nie do wszystkich wymienionych aplikacji.Nie gram i nie oglądam filmów,za to czasem piszę na skype do mamy,podczas karmienia córeczki,właśnie wtedy mi się dłuży:) albo czytam wypociny blogowe Tomka T.

  7. looqash.com 17.11.2012 22:04

    No dobra, ale kiedy emisja programu? Byłeś początkiem czy końcem całego projektu?

  8. orzech-wloski 17.11.2012 22:15

    Niedobra Rev 🙁

    • Reve 18.11.2012 00:53

      Tam niedobra. Sprytna! Wykorzystałam po prostu sytuację, jak typowa kobieta, kiedy ktoś jej ufa 😉 Poza tym to, że trzymał, nie znaczy, że go używał, a miał używać! Więc i tak na niczym go nie przyłapałam. Ot, sobie żarcik zrobiłam, w każdym razie mina komini, kiedy się skapnął, że trzyma telefon – bezcenna 😀 !

  9. loo[cenzura nicka bo spam – przyp. iwonka] 17.11.2012 22:43

    To nie jest tak. Spróbuj sobie tak 3 dni bez telefonu pożyć to zobaczysz do ilu rzeczy Ci jest potrzebny. I weź pod uwagę, że np. ludzie którzy siedzą codziennie 8h w pracy nie potrzebują tych wszystkich funkcji smartfonowych co freelancerzy. Ludzie z rodzinami na karku też nie, bo mają inne zajęcia i jeszcze mniej czasu na siedzenie na fb. Takim łatwiej byłoby pozbyć się telefonu nawet na tydzień. Poza tym Tomek akurat najwięcej razy wspomniał o braku możliwości zadzwonienia do kogoś albo odebrania telefonu po prostu.

  10. Arachne 17.11.2012 23:14

    Myślę, że eksperyment miałby sens, a na pewno byłby dużo ciekawszy, gdyby uczestnicy musieli rozstać się na jakiś czas nie tylko z telefonem komórkowym, ale i ze wszystkimi pozostałymi mobilnymi urządzeniami. Taki zupełny powrót do czasów sprzed ery podręcznej elektroniki. Jak myślisz, możliwy, czy już nie?

  11. karolina 17.11.2012 23:55

    po faktury możesz wrócić bodajże w ciągu 30dni od otrzymania paragonu, tylko musisz go mieć ze sobą;)

    • aana87 18.11.2012 02:34

      Po faktury dla firm to w ciągu 7 dni, 30 dni mają osoby nie prowadzące działalności 🙂

  12. manti 17.11.2012 23:57

    Bez fejsa byś zginął podczas tego eksperymentu.
    Każdy by zginął 🙂

    • kuzu 18.11.2012 01:21

      jesteś zatem blogowym duchem 😉

      • manti 18.11.2012 12:22

        Gorzej. Podobno w ogóle nie istnieję ….
        a skoro tak jest – to jestem Tworem Waszej wyobraźni, fantazji …. ach! CUDOWNIE 🙂

    • goła pionierka 18.11.2012 08:55

      Tylko mięczaki potrzebują fejsa. Jak wrzuciłam mój telefon do puszki śledzi w oleju (nie pytaj, jak to możliwe) to kilka dni żyłam bez telefonu, a konta na fejsie, tabletów i innych takich nie mam. Funkcjonowałam zupełnie normalnie. Patrzyłam z której strony mech rośnie na drzewach i już wiedziałam jak iść. Przykładałam ucho do torów tramwajowych i obliczałam, za ile przyjedzie tramwaj. Zlokalizowałam najbliższą pocztę i wysłałam mamie list, że będą na obiedzie w piątek i poproszę rosół. Normalne życie.

      • manti 18.11.2012 12:24

        Dwa razy mój telefon próbował popełnić samobójstwo.
        Raz – skacząc z łóżka do filiżanki z małą czarną. Drugi raz – z torebki do zlewu z wodą i naczyniami.
        Ciężkie to życie ze mną …

  13. Bernadetta Wyszyńska 18.11.2012 10:09

    Może i telefon po części rozleniwia i po części myśli za nas ale zdecydowanie, zwyczajnie ułatwia życie.
    Choć powszechnie wiadomo, że to wynalazek szatana 😉

  14. Jadźka 18.11.2012 11:43

    Hehe, a spróbujcie się z kimś umówić na mieście i nie wziąć telefonu. A jak jednej z osób coś wypadnie? Spóźni się? Zabłądzi? No nie da rady, nie odnajdziecie się bez telefonu, choćby to było miejsce tak klasyczne jak warszawska patelnia czy rotunda. I pomyśleć, że jeszcze 15 lat temu człowiek sobie jakoś radził.

    A do zabijania czasu, czy to w komunikacji miejskiej, czy kolejce w supermarkecie, polecam czytanie książki (papierowej!). Ja dziś nie ruszam się nigdzie bez książki w torebce, no chyba że idę do klubu i mi się w torebuni nie mieści ;/

    • marian 18.11.2012 20:17

      Pod rotundą bywają czasami takie tłumy, że ciężko jest przejść nie mówiąc o znajdywaniu znajomych. Kiedyś po prostu się umawiało w konkretnym miejscu i się czekało.Za czasów przedkomórkowych jeździłam do koleżanek po 100 km do nieznanych mi miast i zawsze się znajdywałyśmy. Kwestia cierpliwości. Dzisiejsi ludzie wpadają na spotkanie, czekają 10 sekund i już się niecierpliwią.

  15. Klaudia 18.11.2012 19:47

    Wczoraj wieczorem znalazłam tego bloga i pół nocy i cały dzień na nim przesiedziałam… rewelacyjny z Ciebie człowiek, dzięki za to co robisz ; D

  16. Pingback: Day 2 & 3 – wkurza, ale ma zalety. | Tech Mania

  17. Heinrich Ulv Petersen 19.11.2012 17:53

    Kominku, dla mnie parę minut bez telefonu (gdy bateria padnie) to ciężki okres. Ta świadomość, że w każdej chwili ktoś może zadzwonić. Dziś zmieniły się priorytety… Postęp = pewne uzależnienie od sprzętów. Ale warto się czasami zatrzymać. Gratuluję wytrwałości.

  18. Pingback: Trzecie spotkanie blogerów | BLACK DRESSES – blog lifestylowy

  19. NiebieskiKamyk 05.01.2013 18:04

    Zastanawiam się, jak ja bym przeżyła 3 dni bez telefonu i internetu. Abstrakcja! Z drugiej strony to przykre, że ludzie w dzisiejszych czasach są tak bardzo związani z telefonem, komputerem, iPadem, internetem i innymi pierdoletami. Niewolnictwo XXI wieku.

    PS. Tak, przyznaję się bez bicia – to mój pierwszy komentarz na tym blogu.

  20. Pingback: Świat w kolorze kawy z mlekiem – rozmowa Pawłem Urbańskim o życiu osoby niewidomej | Kominek IN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>