
Kochanie, czas na zmiany
Nigdy nie straciłem nadziei, że ten dzień w końcu nadejdzie i wszystko się zmieni. I nagle stało się. Do autobusu, którym kilka dni temu jechałem na warszawskie zadupie wsiadła kobieta. Nie zauważyłem jej, byłem zbyt zajęty ustawianiem nowych dzwonków w komórce. Trzy minuty później usłyszałem szept. Trzy piękne słowa: podobasz mi się.
Felieton swego czasu napisałem do czasopisma Maxim, które kilka tygodni temu przestało się ukazywać na rynku.
Jeszcze zanim odwróciłem się w jej stronę, poczułem, że serce bije mi mocniej, nogi mam jak z waty, w oczach gwiazdy, a w głowie zaczyna kołatać myśl, że oto bliski już dzień, w którym stanę się mężczyzną. Spojrzałem na nią i zaniemówiłem, ona zaś, niezrażona moim zakłopotaniem, rozpoczęła monolog. O tym, jakie mam piękne to i owo, czego by ze mną nie zrobiła, ile razy, w jakiej pozycji i przy jakim świetle. Jakby od niechcenia zapytała, czy aby przypadkiem nie jest dla mnie trochę za stara?
– Bo ja może nie wyglądam na swoje lata, wciąż wiele mogę, ale wiesz, metryka nie kłamie.
– No widzę właśnie, psze pani…
76-letnia babcia, waga ciężka, w klasycznym babcinym płaszczu z ruskiego bazaru i jeszcze bardziej klasycznym moherowym berecie wymyśliła sobie, że mnie poderwie i była w tym tak przekonująca, że tylko chwila dzieliła mnie od oświadczyn i ustalenia imion dla potomstwa.
Sam nie wiem, czy to już z nerwów czy jeszcze z przyzwyczajenia, zaciągnąłem się elektronicznym papierosem. I to był moment, który miał wszystko zakończyć. Spojrzała na mnie i tonem nieznoszącym sprzeciwu rzekła:
– Ale będziesz musiał rzucić to świństwo. Nic się nie martw, zmienię cię na lepsze.
O nie. Tego było już za wiele.
Nigdy nie dam się zmienić żadnej kobiecie, choć wiele moich byłych próbowało. Bezskutecznie.
Nie schudłem, nie przytyłem, nie zacząłem się golić, ani nie zapuściłem wąsów. Nie przestałem wpierniczać kilogramów czekolady, nie zrezygnowałem z fast-foodów, nie pokochałem Coelho, „”Przyjaciół” i „Mody na sukces”. Nie kupiłem samochodu, nie przeniosłem się do Krakowa, nie chodzę do teatru, a opera kojarzy mi się wyłącznie z przeglądarką internetową. Nie chodzę regularnie na siłownię, nie pływam, nie tańczę, nie uprawiam jogi. O tyle mam lepiej, że nie palę, pijam symbolicznie, nie ćpam nawet paracetamolu i nie chodzę na dziwki, więc te najbardziej powszechne „problemy” mnie nie dotyczą, ale i tak mam więcej wad niż zalet, więc jest co we mnie zmieniać.
Tyle że ja nigdy nie czułem potrzeby, by zmieniać się dla kobiety i nie rozumiem tego wymuszania zmian na partnerach. Wychodzę z założenia, że jeśli z kimś jestem, to biorę tę osobę w całości, razem z jej wadami i zaletami. Jestem pełen podziwu dla osób, żyjących w związkach z partnerami, którzy w jakimś stopniu im nie odpowiadają, acz może dodam dla jasności: podziwiam ich głupotę. Bo jak inaczej można taką relację nazwać? Kompromisową? Kompromisy są dla słabych. Silne jednostki wybierają najlepszy „towar”, choć czasami dają szansę, wybierając gorszy i stosując wobec niego terror.
Dlatego też rzadziej spotykamy partnerów, którzy wzajemnie dla siebie się zmieniają, częściej to ona coś wymusza na nim lub na odwrót. Ludziom brakuje odwagi, by przeciwstawić się partnerowi. Bardzo często dostaję listy o temacie „ona chce, bym się zmienił…”, kończące się pytaniem „co byś zrobił na moim miejscu?”. Odpowiedzią jest kodeks Hammurabiego. Oko za oko, ząb za ząb. Jeśli ona wymaga od ciebie, byś zrzucił kilka kilogramów, ty wymagaj od niej tego samego. Statystycznie ona ma jakąś nadwagę, więc i ma co zrzucać, a jeśli nie ma nadwagi, to znajdź w niej inną wadę. Niech zacznie bardziej o siebie dbać, lepiej ubierać, zajmie cellulitem, zgoli wąsa pod nosem, zetrze hubę z pięty i tak dalej, i tak dalej.
Ale to wszystko nie ma sensu, bo ludzie się nie zmieniają. Jeśli ktoś pije, to będzie pił więcej. Jeśli jest bałaganiarą, to nie stanie się perfekcyjną panią domu. Jeśli ktoś nie czyta książek, to głupi pozostanie i swoją głupotą zarazi wasze dzieci. Przypomnijcie sobie znajomych ze szkoły podstawowej, liceum bądź studiów. Ilu z nich było wówczas grubasami, a dziś mają figurę modeli? Ludzie się n i e zmieniają. Wymuszanie zmian powoduje krótkotrwałą poprawę, po czym po jakimś czasie wszystko wraca do „normy”. Taki swoisty efekt jojo. Jasne, że możesz zmusić bądź przekonać partnerkę do rzucenia palenia i nawet zachęcam do tego, ale warto byś zadał sobie w takiej sytuacji pytanie – czy wymagasz tego dla własnego komfortu czy dla jej zdrowia? Nie oszukujmy się – zdrowie jest tu kwestią drugorzędną, po prostu nikt nie lubi całować się z popielniczką.
Sedno sprowadza się jednak do odpowiedzi na pytanie: co zrobisz, jeśli ona się nie zmieni? Masz tylko dwa wyjścia. Rzucić lub żyć z nią dalej.
Jeśli ją rzucisz, to jakim słowem określisz uczucie, które zniszczone zostało przez coś tak błahego jak papieros? Gówniane. To całkiem sporo mówi o Tobie i Twoich wymaganiach, nie sądzisz? Druga opcja – jeśli jej nie rzucisz, to co z Ciebie mężczyzna, skoro nie potrafisz przemówić do rozumu nawet własnej kobiecie, a ona nie czuje potrzeby bycia dla ciebie kimś lepszym? I tak źle i tak niedobrze, bo prawda jest taka, że kiedy coś nam w kobiecie nie odpowiada, to jedyną rozsądną zmianą, jaką możemy zrobić, jest zmiana na inną kobietę.
„Kobiety nie zmienisz. Możesz ją zamienić na inną, Ale to i tak nic nie zmienia…” 🙂
a ja uważam, że zmiany to naturalna część związku. będąc ze sobą dostosowujemy się do siebie i nie ma w tym nic złego. możemy nawet tego nie czuć, ale zaczynamy inaczej patrzeć na pewne sprawy, zmieniać jakieś szczegóły bo czujemy, że cieszy to naszych parterów i polepsza związek.
nie wierzę w spotkanie dwóch obcych ludzi, którzy nagle okazują się dopasowani pod każdym względem. taka idealna harmonia to dużo serca, ale też i trochę pracy nad poznawaniem i spełnianiem swoich oczekiwań 🙂
oczywiście nic na siłę! mówię o procesach, które zachodzą bezboleśnie, naturalnie.
,, oczywiście nic na siłę! mówię o procesach, które zachodzą bezboleśnie, naturalnie.” – jeśli coś zachodzi bezboleśnie, to z reguły nie jest to wada, o jakich pisze kominek.
„Przypomnijcie sobie znajomych ze szkoły podstawowej, liceum bądź studiów. Ilu z nich było wówczas grubasami, a dziś mają figurę modeli? Ludzie się n i e zmieniają.”
Znam przypadki gimnazjalno/licealnych tłuściochów, co schudli w późniejszych okresach swojego życia, zaczęli o siebie dbać i do dzisiaj się tego trzymają. Znam takich, co palili dużo, a teraz wcale i zyje im się z tym dobrze. W przeciwną stronę tak samo – znam/znałem zagorzałych sportowców i okazy zdrowia, które teraz słysząc słowo ‚sport’ pociągają łyk browara i zaciągają się fajkiem. Co do książek, to sam nie czytałem kompletnie niczego, bo nie lubiłem, a co zmieniło się po 18tu latach życia i stałem się zwolennikiem książek. Przykładów mam trzecie tyle…
…Także SORY BATORY
No tak… Mój syna, gdy miał 4 latka, to był malutki, a teraz jest wielki. Faktycznie! Ludzie zmieniają się :-)))
„Przypomnijcie sobie znajomych ze szkoły podstawowej, liceum bądź studiów.”
Proszę czytać ze zrozumieniem następnym razem. Zresztą, mogę to odnieść do mojej całej wypowiedzi.
Widzisz Przemzo, napiszesz prawdę i zaraz cię bojówka Kominka zjedzie absurdalnymi argumentami.
A ja myślę, że chodzi bardziej o naszą mentalność… Szkolne „gwiazdy”, które latały w kółko na solarium kończą jako niezbyt rozgarnięte sprzedawczynie w osiedlowym sklepie, klasowy idiota jeździ na tirach, a superambitna dziewczyna która rezygnowała z imprez na rzecz jutrzejszej klasówki, teraz pracuje po 12 godzin w korporacji… Przede wszystkim nie zmieniają się nasze priorytety… my dorastamy razem z nimi. To że, ktoś rzucił palenie nie świadczy jeszcze o niczym.
Myślę ,że priorytety się jednak zmieniają , jesli ktos jest choc troche refleksyjna osoba , to „od gimnazjum” zdązył juz przewartosciować w głowie pewne sprawy. Ale zgodze sie z reszta wypowiedzi
Kocham Kominkowe wpisy!!:)
true story
Gdyby ludzie nie szli na kompromisy, było od chusteczki ciut-ciut ludzi samotnych. a ludzie boją się samotności. Więc łączą się w pary z kimś, kto nie odpowiada im do końca i tak niosą razem przez życie wspólny kredyt mieszkaniowy. Jest to cholernie smutne. I niesprawiedliwe.
A ja jestem sama, bo mam wymagania i nie polecę na „bele co”. Nawet nie straszne mi wchodzenie w wiek koci bez połówki przy sobie, ale jeśli mam z kimś być, po to tylko, by mieć się do kogo przytulić, to ja tak nie chcę.
A z drugiej strony brakuje bratniej duszy. Tylko takiej naprawdę bratniej – takiej, która będzie dla mnie idealna. Nie chcę bubla. Mam zatem wybór: bele co bądź czekać na moją bratnią duszę.
To se poczekam. Na szczęście kocha mnie Mass Effect, on mnie rozumie 🙂
Magdo, Twa wypowiedź rozsiewa kiełki nadziei w mym sercu. Pozdrawiam.
Ludzie tkwią w problemowych związkach, bo tak jest łatwiej. Skoro już jesteśmy razem rok, dwa, trzy teoretycznie ,,przyzwyczailiśmy” się do wad naszych partnerów. Pisząc prawdę nie mamy innej opcji, więc przymykamy oko na jego/jej niedoskonałości.
Problemowe związki tworzą problemowi ludzie. Po prostu trzeba mieć oczy szeroko zamknięte, Eugeniuszu 🙂
Tą hubą na piętach poprawiłeś moje poczucie humoru 🙂
Poprawił poczucie humoru..?:) A kolor włosów też poprawił?:)
Leśniczy ze swoją lubą sarenką z hubą na piętach przędą nić żywota cienką w czas
wielkiego postu. Lecz mocna ich miłość być może. W sieci trafia się lepszy kąsek, raz jest lepiej, raz gorzej po prostu.
Dorzucę od siebie, że jedynym sposobem, by zmienić drugą osobę, jest jej dać tyle akceptacji, by powoli w końcu sama chciała się zmienić. Może wtedy sama dojrzeje do zmiany i mając wolną rękę – zrobi to dla siebie – ludzie zwykle są egoistami i chętniej chudną dla zdrowia, niż dla partnerki. Poza tym istotna jest jeszcze kwestia ambicji – często nie przyjmujemy nawet słusznej rady, gdyż jest ona narzucana przemocą, wolimy błędne ścieżki, ale SWOJE. Z kolei LUFA PRZY SKRONI CUDU NIE CZYNI, powoduje albo w/w efekt jojo, albo nawet efekt bumerangowy, z czystej przekory i złośliwości.
Zresztą zmienianie partnera jest błędem w założeniu – po cholerę wybierać grubasa, by go potem odchudzać, zamiast od razu poderwać modela? To jest po prostu nieopłacalne z punktu widzenia ekonomii uczuć – mniej się człowiek umęczy, zdobywając szczupłą dziewczynę, niż męcząc grubą odchudzaniem – z Wigry 3 możesz zrobić kolarkę, ale nie nigdy będzie tak dobra jak kolarka wykonana fabrycznie…
Zresztą zmienianie typu „może być jeszcze lepiej” zamiast „jest dobrze, cieszę się z tego,” jest typowo babską cechą (por. książka Kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa). to juz podchodzi pod grecką „hybris”, czyli ważenie się na więcej, niż bogowie człowiekowi przepisali…
Świetny komentarz! Pozdrawiam Panie Marku.
To chyba Konfucjusz powiedział: „Widziały gały co brały, więc nie narzekaj…”
Oczywiście pewne zmiany i tak się pojawiają. Całe życie balansujemy między jednym, a drugim ALE to proces samoczynny i niezauważalny.
Jak druga osoba wymaga takich zmian, bo coś tam, to nie wróży nic dobrego.
RAZ: z faceta wychodzi tresowana małpka – a to przeciwieństwo bycia pełnowartościowym facetem.
DWA: dziewczyna robi się roszczeniowa i rozpieszczona – bo zawsze dostaje to, czego chce.
TRZY: w końcu to się rozpadnie, bo już „nie jesteś taki, jak wtedy kiedy Cię poznała”
Oto cała, bolesna prawda. Kobietom wydaje się, że ich wielka miłość zmieni mężczyzn. Tymczasem trzeba sobie od razu znaleźć kogoś, kto nam odpowiada albo dać sobie więcej czasu na poszukiwania. I niech to przy okazji będzie ktoś, kto również nas zaakceptuje z całym „dobrodziejstwem inwentarza”. Wiem, umrę w staropanieństwie.
Spokojnie, spokojnie. Mam wrażenie, że założymy sobie tutaj u Kominka Klub Kociar 😉
Ja myślę, że czasami wybieramy osobę znając jej wady, które są wadami według więkoszści ludzi, poradników itp., ale skoro wiedząc o tych wadach wybraliśmy tą osobę to prawdopodobnie nasza podświadomość je akcjeptuje. Często chcemy mieć po prostu to co koleżanki i koledzy, bo wstyd nam się przyznać, że nie wierzmy w ideały. To jest infantylność, której się pozbywamy z wiekiem, albo nigdy.. chyba poruszylam inny temat, nie ważne.
Kominku – poznasz niedługo jakąś słit laskę, która cię omota totalnie i zobaczysz. Tylu moich kolegów miało takie podejście, a teraz noszą siaty pełne ciuchów z Zary za swoimi słoneczkami. Lajf is brutal.
wiem jedno jak się od początku chce kogoś zmienić oznacza to ze ten ktoś nie jest dla tego kogoś…. i nadzieja ze ktoś się zmieni pod nas jest bez sensu bo tak nie będzie …kocha się kogoś takim jakim jest a nie jakim chce się żeby był .
Ludzie lubią się oszukiwać 🙂 Najpierw miłość, później lepiej poznajecie się i jest rozczarowanie, ale człowiek głupi nawet nie wie kiedy miłość znika na rzecz przyzwyczajenia i tkwi później w gównie, bo jest tchórzem i boi się spróbować jeszcze raz, z kimś innym.
Co to za miłość, która widzi tylko zalety? 🙂
Najpierw miłość, później lepsze poznanie? to chyba z góry zakłada problematyczny „związek”
Zdaje mi się, że już o tym było, ale, widać… temat rzeka 🙂
Powtórzę zatem to, co już kiedyś napisałam: zakochana ( raczej nawet zauroczona tylko ) kobieta uwielbia zalety swojego obiektu zauroczenia, wady traktując trywialnie: ” on jest tylko człowiekiem ” lub gorzej: ” nikt nie jest idealny „. Zauroczenie mija, miłości nie ma, no i te wady zaczynają żyć swoim życiem, a zalety już ich nie pokrywają. Następuje faza „zmienił się!”, a on te wady ma od zawsze. Kobieta stwierdza, że nadszedł czas na zmiany, a on ucieka. I przez to mamy ten tekst :))
Jednak dobrze, że jestem kobietą. Uff… 😉
Pozdrawiam przemiło 🙂
Czyli lepiej jednak się nie zakochiwać, tylko bezczelnie przejść do fazy ,,zmienił/a się”. Na początku związku, opluwając swojego partnera, wadami jakie wnosi. Unikniemy tym samym rozczarowania, oraz trwania w nadziei że on/ona przeobrazi się z poczwarki w pięknego motyla/ćmę.
Pozdrawiam również.
Coś Ci się pomieszało, Eugeniuszu, bo chodzi tylko o to, aby kochać, a wtedy widzimy więcej.
Braaaaaaaaaawo! Bis! Dobry wpis!
Dlatego ja nigdy nie zmienię stylu życia, ubierania, kolorów szminki, paznokci, włosów DLA KOGOŚ. Kocham szare płaszcze, nowe buty i moje włosy. Jeden próbował mnie przekonać do tego bym nie nosiła szarości, bym nie malowała paznokci na czarno, drugi bym się przefarbowała, trzeci bym przestała chodzić na całodniowe zakupy, a najlepiej to nie ścinała grzywki. A każdy z nich miał wiele do zarzucenia.
Faceci są jak burza – mijają, a ja nadal będę sobą. Chudnę dla siebie, kupuję dla siebie, żyję dla siebie. Wspólne to my możemy mieć firanki w domu a nie poglądy.
Ostatnio tłumaczyłam mojej córce – jeśli spotkam pana X który każe wyrzucić mi z szafy wszystko co żółte, potem spotkam pana Y który poprosi o pozbycie się fioletu to na koniec zostanę z pustą szafą.
Świetna metafora na końcu! Taka prawdziwa, a ubrana w bardzo delikatne słowa. Spodobała mi się niesamowicie 🙂
Niestety,ale tak jest. Pewne małe wady, „niedociągnięcia”na pewno będą, tak samo jak i sobie samym mamy czasem coś do zarzucenia.. Ale rozpoczynanie związku z nastawieniem pt. „to mnie się nie podoba, dlatego zaraz nauczę go inaczej myśleć,mówić itp.” jest po prostu niepoważne. I przede wszystkim egoistyczne – nie rańmy z premedytacją innych ludzi 🙂
Zmieniają, zmieniają…ale to już raczej po rozstaniu. Na złość tym,co ich zostawili.
„Rzucić lub żyć z nią dalej”. Każdego dnia zastanawiam się, co ostatecznie wybierze mój facet. Bo jego wiara w to, że się zmienię powędrowała chyba w to samo miejsce, co wiara, że dzieci przynosi bocian, a zdanie, jakie kobieta najczęściej wypowiada w obecności hydraulika brzmi „przeczyść moją rurę”. Chyba, że zanim to do niego dotrze to wzajemnie się pozabijamy. Ale wtedy będzie o nas głośno i Kominek będzie miał pretekst do kolejnego tekstu o tym, ze ludzie są głupi.
Nie zgodzę się tylko z porównaniem z lat szkolnych. Ja bylam cale życie grubaskiem, ale jakoś tak gdy skończyłam 25 lat, powiedziałam sobie „dość” i już od kilku miesięcy jestem laską:-) Muszę się pilnować, ale zmiana jest możliwa. Oczywiście, że nie drugiego człowieka, ale siebie. Ty też sie zmieniłeś. Nie palisz. Zmieniłeś to w sobie bo się zaakceptowałeś i pokochałeś.
Lubię Twoje wpisy za ten ukryty podtekst:”Kobieto idealna, czekam tu na Ciebie. I moje wady też. Tylko przyjdź”.
Jak miał na imię, ten dla którego się zmieniłaś? Obstawiam że zwał się ,,brak zainteresowania ze strony przeciwnej”. Tekst przywołuje zmiany innego kalibru, a właściwie ich brak.
Pudło. Jestem w związku od sześciu lat:-) ale dopiero teraz jest super:-) „gdy chcesz kogos zmieniać, zacznij od siebie i zobacz co się stanie”.
Mój P. do mnie dołączył i trenuje p90x:-)
Czyli 6 lat tkwiłaś w beznadziejnym związku, odchudziłaś się i teraz niby jest super. Fajnie.
Pudło. Jestem w związku od sześciu lat:-) ale dopiero teraz jest super:-) „gdy chcesz kogos zmieniać, zacznij od siebie i zobacz co się stanie”.
Mój P. do mnie dołączył i trenuje p90x:-)
Co? Przecież Ty nie byłaś żadnym grubaskiem.
Byłam byłam 😉 Zmiany są fajne. A Kominek po prostu nie spotkał jeszcze kobiety dla której mógłby stracić głowę i dlatego w Jego tekście nie ma fałszu.
Ale bym chciala kiedyś zobaczyć to szaleństwo 😉
Jak można nie lubić „Przyjaciół: oO ?
Love Kominek.
wszystko płynie jak powiedział heraklit.
ludzie się zmieniają. czasami na lepsze, częściej na gorsze.
rzadziej chudną, częściej tyją.
zwykle z wiekiem się starzeją, choć bywa, że młodnieją w oczach.
wszak medycyna czyni dziś cuda.
z chłopca wyrasta kobieta, a koleżanka zamienia się w wąsatego sąsiada.
i wreszcie przychodzi taka głęboka refleksja: zamienił stryjek siekierkę na kijek
Jeśli ktoś się naprawdę podoba, to nie ma się wielkiej ochoty go zmieniać. Do drobiazgów można się przyzwyczaić. Kiedyś prawie się zakochałam w brzydkim facecie z meszkiem na głowie jak u starego dziadka, a miał 20 lat. Miał w sobie TO COŚ co mnie pociągało i nawet jego brak urody w niczym nie przeszkadzał.
„Przypomnijcie sobie znajomych ze szkoły podstawowej, liceum bądź studiów.”
Proszę czytać ze zrozumieniem następnym razem. Zresztą, mogę to odnieść do mojej całej wypowiedzi.
Bo mężczyzna patrzy na kobietę i myśli: ” OBY SIĘ NIE ZMIENIŁA”
A kobieta patrząc na mężczyznę pomyśli: ” JA GO JESZCZE ZMIENIĘ”
🙂
Nie od dziś wiadomo,że naród głupi uwielbia komplikować sobie życie , a potem tak cierpią, on taki zły, ona się czepia o wszystko i nawet im nie przyjdzie do głowy ze cierpią z własnej głupoty.
To o czym mowi kominek ultra czesto sie sprawdza, jednak z punktu widzenia psychologii charakter jest nabyty, wiec swiadomie, jezeli samemu sie tego bardzo chce, da rade doprowadzic do trwalych zmian. Chociazby ze szkolnej łajzy nabrać ogromnej pewnosci siebie zmuszając się do systematycznego poszerzania strefy komfortu: publiczne zabieranie glosu, podbijanie do obcych lasek na ulicy, uczeszczanie na brutalne sztuki walki. Mimo to uważam, że jest to okropnie trudny i długi proces i w wypadku gdy zmianę wymusza druga osoba, możemy ten stopień trudności znacznie spotęgować.
Kominku, przykro mi to mówić, ale dlatego wciąż jesteś samotny. Jednak życzę Ci żebyś jak najszybciej znalazł tą idealną. 🙂
Co do pierwszego zdania, jemu pewnie tez jest przykro. Co do drugiego, czemu życzysz mu źle? Wiadomo, że nie jest sympatycznym typem, ale jak chcesz go dźgnąć, zrób to w inny sposób.
Miałem w liceum koleżankę, na którą nigdy nie zwracałem uwagi, bo była grubą okularnicą. Kiedy spotkałem ją dwa lata temu w klubie to gdyby mi się nie przedstawiła to bym jej w życiu nie poznał. Laska jak marzenie – szczupła, śliczna, zadbana, z soczewkami zamiast tych obrzydliwych kujonek, świetnie ubrana, nogi do nieba i cała reszta. Przedtem też myślałem, że ludzie się nie zmieniają. Od dwóch lat jest moją dziewczyną i dzięki niej też zadbałem o siebie, razem biegamy, chodzimy na siłownię i zdrowo się odżywiamy. Nie chcę tu wyjść na jakiegoś cieniasa, ale po prostu ją kocham i warto było dla niej zmienić trochę swoje przyzwyczajenia. Ludzie naprawdę mogą się zmienić jak chcą.
mój mężczyzna z dnia na dzień odstawił dla mnie papierosy.
ja odstawiłam niedawno jego z dnia na dzień.
ale i tak myślę, że ze mną wszystko OK i to nie dlatego że jestem ruda.
Podoba mi się Twój komentarz i to nie dlatego, że jesteś ruda 🙂
Kominku, ciekawi mnie, ile trwał Twój najdłuższy związek?
Pozwolę dołączyć się do pytania.
słynne sto dni, jak mniemam. coś w tym złego?
jeśli sto dni to jednak Kominek chyba ekspertem w sprawach miłosnych nie może być? To mnie po prostu najbardziej bawi 🙂 w nieco ponad 3 miesiące nie da się całkiem poznać człowieka, przywiązać do niego a już tym bardziej dawać porady miłosne innym ludziom i myśleć że się kobiety zna.
Czy ty jesteś tu za karę?
Twój post dał mi do myślenia. Zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami i ja również nie rozumiem trwania w związku z kimś kto nie odpowiada nam choć w małej mierze.
Wiesz, nie zawsze można znaleźć kogoś kto będzie od razu idealny i nie będzie się od niego oczekiwało zmiany, ale nie jest dla Mnie sprawiedliwe to że to zawsze mężczyzna musi się zmieniać dla kobiety, po prostu nieuczciwy układ, to zawsze żeńska część związku oczekuje od swojego partnera że będzie super wysportowany, przystojniejszy, szczuplejszy albo nie będzie chodził na dziwki, ale trzeba sobie zadać pytanie takie jakie Ty postawiłeś, czy druga strona będzie w stanie zrobić to samo czego oczekuje?
Ale co Ty pieprzysz, Kominek. Oczywiście, że ludzie się zmieniają. Nie mówię tutaj o terrorze typu „jak nie zaczniesz sprzątać skarpetek spod łóżka, to z nami koniec”, na skutek którego facet w cudowny sposób z bałaganiarza zamienia się w pedanta. Mówię o małych kompromisach, które – imho – wcale nie świadczą o słabości, a o inteligencji emocjonalnej (i w ogóle inteligencji) człowieka. Jeśli kogoś kocham, szanuję, podziwiam i jeszcze seksualnie na niego lecę, to – choć zdaję sobie sprawę z wad tej osoby – robię dużo, żeby nasz związek układał się jak najlepiej. Przykład? Jestem z bałaganiarzem i palaczem. Sama lubię porządek, a palenie rzuciłam skutecznie dwa lata temu. Nie powiem, że nie wkurwia mnie sterta ciuchów walająca się u T. po podłodze. Ale kiedy wchodzę do niego do pokoju i na dzień dobry potykam się o (wstaw cokolwiek), biorę głęboki wdech i … nic nie mówię. Po prostu patrzę na niego, uśmiecham się, kręcę głową i zaczynam rozmowę na temat, który chciałam z nim poruszyć. Tyle. Wiem, że zrzędzeniem nic nie ugram – i tak posprząta, kiedy będzie miał taki kaprys. Tak samo on wie, że nie zmusi mnie do gotowania, prasowania i bawienia się w „mamuśkę”. No way. Staramy się za to zmieniać w mniejszych sprawach. Np. on ugotuje dla mnie obiad, kiedy wracam z pracy, choć niekoniecznie chce mu się stać przy garach 2 godziny, a ja mu zrobię masaż, chociaż najchętniej bym to po prostu olała i poszła spać. Nikt nie powiedział, że musisz zmieniać człowieka globalnie – z resztą jaki sens jest wtedy być z taką osobą? Ale małe rzeczy, małe zmiany, takie „perełki”, dzięki którym wiesz, że ktoś Cię naprawdę kocha i jesteś dla niego zajebisty/-a, sprawiają, że nie myślisz nawet o wadach drugiej osoby. Po prostu cieszysz się, że z nią jesteś. The end.
my sami się zmieniamy i dopóki robimy to dla siebie – jest wspaniale, bo się rozwijamy. Życie to ciągła zmiana. Tylko jak mają za tym nadążyć nasi partnerzy? Przecież oni też się zmieniają.
Czyli monogamia wykluczona? 😉
Jakiegoś elementu mi tu brakuje do całości życiowej układanki…
Co rozumiesz pod słowem kompromis jako czynnik dla słabych , jeśli myślisz że jesteś pępkiem świata to już sie mylisz na starcie , czasem warto iść z kims na układ czyli uzgodnić współny kompromis – napisz jak jesteś taki „mądry: co to masz na myśli .
„czasem warto iść z kimś na układ” – i tu dziękuję nie wiem komu lub czemu, że wierzę, że można inaczej. Tak zwyczajnie zrobić coś dla kogoś i nie czekać na nic w zamian, nie czując się przy tym emocjonalną szmatą. Z miłości płynie wszystko co najlepsze, bez słowa „poświęcenie” w tle.
Niemalże zawsze się z Tobą zgadzam, a wpisów nie komentuje bo nie jestem fanem pisania ,,Tak, Kominku, masz racje :)”. Ale tutaj niestety nie mogę i nie umiem.
Do momentu, że ludzie się nie zmieniają i tego o grubych. Sam w liceum byłem grubasem z nadwagą wchodzącą w otyłość. Schudłem 30kg, wagę trzymam rok, nie zanosi się na żadne jojo.
To samo tyczy się mojej dziewczyny – jak się poznaliśmy to paliła. Głupio mi to przyznać, ale to nie było zbyt inteligentne z jej strony. Nakłaniała mnie by to zmieniła. Skończyło się tak, że kontakt się urwał. Po 4 miesiącach powrócił na koleżeńskie tory, a dalej potoczyło się trochę lepiej.
Dążę do tego, że ludzie się zmieniają, jeśli tego chcą. Tak jak ja stwierdziłem, że bycie grubasem nie jest fajne, tak ona stwierdziła, że palacz to synonim idioty.
Oczywiście chodziło mi o to, że nakłaniałem ją, nie ona mnie, śmieszny błąd.
Czyli mamy dwie możliwości:
1/ Szukamy kobiety idealnej, i tylko z taką się zwiążemy. Choć powszechnie wiadomo, że kobiety idealne nie istnieją, bo zawsze znajdzie się lepsza, bardziej ponętna, z większymi cyckami.
2/ Wybieramy taką partnerkę, u której jesteśmy w stanie, chcemy i potrafimy zaakceptować takie czy inne – mniejsze albo większe – wady. To oczywiście na rzecz jej rozlicznych zalet, które przyćmiewają nam te drobne niedociągnięcia.
Rzecz jasna, można jeszcze zmieniać raz za razem. Żadnych zobowiązań, żadnej stabilizacji, i wciąż „świeży towar”,
Jednym słowem – co kto lubi.
Nie zgadzam się, owszem nie da się nikogo ”ulepszyć” , ”zmienić” każdy ma wady i zalety i nikt nie jest idealny. Jednak mimo to trzeba znaleźć w sobie tą sztukę akceptacji odmienności drugiej osoby tylko tak możemy żyć normalnie w społeczeństwie nie uważając się jednocześnie za pępek świata. Jeśli z kimś jesteśmy w związku to przyjmujemy go takim jednak respektujemy inne poglądy i to właśnie jest kompromis. Nie rozumiem i myślę że jest niedojrzały twój punkt widzenia , że upraszczając należy zostawić i zmienić na lepszy model osobę która nam nie pasuje? nie rozumiesz że każdy człowiek jest inny, ma inne poglądy, inne zdanie, inny punkt widzenia niekoniecznie zgodny z twoim? w każdym można znaleźć ”coś” obojętnie co będzie nas drażnić i irytować i niezależnie ile razy będziesz zmieniać na lepszy model za każdym razem będzie to wracać. Nie chcę umoralniać, ale nie ma ludzi idealnych…Podrawiam:)
You have to change to stay the same
Nie każdy musi być z każdym – spokojnie przełykając ślinę powiedział Stefan z na przeciwka.
Codzienność to kompromisy więc witajcie marni i słabi. Każdy wybór jest w jakiejś części kompromisem. Z czegoś rezygnujesz zawsze, aby coś innego dostać.
Łatwość wyrzucenia do kosza i wzięcia z półeczki nowego pudełka jest hmmm chyba mocno złudna.
Każdy krok zostawia ślad, każdy wybór i choćby trąbić przez jerychońskie trąby to nic tego nie zmieni.
A co, gdy mając rodzinę nagle okaże się, że jednak te 3 kilo nadwagi to problem?
A co, gdy po drugim porodzie brzuszek już nie będzie taki jędrny?
Rzucić wszystko i poszukać czegoś świeżego. A jak.
Jakie to proste.
Kominku napisz coś na temat: „Odpowiedzialności”
pozdr
„…Nie chodzę regularnie na siłownię, nie pływam, nie tańczę, nie uprawiam jogi. O tyle mam lepiej, że nie palę, pijam symbolicznie, nie ćpam nawet paracetamolu i nie chodzę na dziwki, więc te najbardziej powszechne „problemy” mnie nie dotyczą”
Dla mnie jesteś idealny!
A co jesli akceptuje jego balagniarstwo i tak dalej..
ale kiedy pojawilo sie dziecko, przestal zwracac na nas uwage. czy to wystarczajacy powod by odejsc? bo proby zmiany jego nastawienia do nas, spelzy na niczym. on woli grac w gry komputerowe, siedziec na silowni, a ja z dzieckiem sama sobie… a nie ma 20 lat..
Czy tylko ze mną jest dokładnie odwrotnie? Nigdy nie staram się nikogo zmienić na siłę, czasem po prostu uznaję, że ta jedna głupia wada to za dużo i kończę znajomość. Za to każdy jeden facet zmienia mnie w innego człowieka czy tego chce, czy nie. Chyba jestem ‚kameleonem’, podświadomie zmieniam się w kopię faceta. A szkoda, bo taka fajna ze mnie babka!
Coz, szczegolnie kobiety maja tedencje do zmiany czegos tam w facecie badz jego caleg. Moje drogie panie jest na to doskonaly sposob. Trzeba faceta zmienic na inny model czyli zapamietajcie sobie raz na zawsze! Faceci sa niereformowalni.
Wiecie co? A ja się zmieniam, od pewnego czasu – nie odnoszę tego do związku, tylko w ogóle. I zmiany są dobre. Szkoda tylko, że tak rzadko podejmujemy ten wysiłek.
Głęboko wierzę że ludzie się zmieniają!
Sama muszę się zmienić, bo jak na razie to mój związek z samą sobą zaczyna mnie irytować!
Nie myślałeś o tym, żeby napisać książkę z tego typu artykułami, „w odpowiedzi” na tą o zołzach? (Dlaczego mężczyźni kochają/poślubiają zołzy?) Taki „poradnik” dla mężczyzn.
Chyba, że już jest taki, chociaż świeże spojrzenie byłoby mile widziane. 😉
Druga książka będzie coś takiego zawierała.
W takim razie nie mogę się doczekać. 🙂
Zmienianie się dla kogoś nie ma sensu. Ja zmieniam się dla siebie, bo czuję taką potrzebę i chcę ulepszyć swój charakter, czy po prostu albo aż swoje życie. Takie zmiany wpływają motywująco na mnie i zazwyczaj taka przemiana jest początkiem jakiegoś nowego etapu. Czy zmieniłabym się dla partnera? Nie. Albo mnie pokocha taką jaka jestem albo nie jest wart mojego uczucia. Oczywiście to działa w dwie strony.
„Ilu z nich było wówczas grubasami, a dziś mają figurę modeli?”
Znam jednak takie co miały figurę modelki, a dziś są… szkoda słów. I to w ciągu 3 lat 🙁
Po za tym powinieneś zamieścić jakieś ostrzeżenie na początku felietonu. Gdy doszedłem do miejsca z 76-letnią babcią spadłem z krzesła ze śmiechu 🙂 Mogło się skończyć tragicznie!
Pingback: Wygodne związki | Męskie Pisanie
true story tj to, ze znam małezenstwo, które rozpadło się przez papierosy… to nie chodzi o sam fakt palenia, tylko postawienia na swoim, jak mozna uzalezniać wpolne zycie od tego że ktos pali, tak samo jak można sobie czegoś nie odmówic w imię dobra zwiazku… i tak w kółko… samo istnienie takiego „problemu” świadczy o tym, ze to nie są ludzie stworzeni do życia razem…
a zmiany….same w sobie nie sa złe….pod warunkiem że robimy cos z przekonania a nie z zawziętości, uległości, podporzadkowania, źle postrzeganej miłości…
nic nie „musieć” w związku…jedynie chcieć, nie oceniać, nie pytac dlaczego, ufać, nie kontrolować, nie zabraniać, wspierać-nawet w najwiekszej głupocie, która przestaje być głupotą tylko dlatego że jest ważna dla drugiego….
przykład, „honeyyyyyyy nie ma tych zielonych szpilek w rozmiarze 36!!!!!”:( ” efektem jest rajd po wszystkich odpowiednich sklepach w poszukiwaniu butów, i kometarz: nastepnym razem kup od razu!
Nie wiem o czym jest ta gadka skoro miłość nie istnieje,
Jak ja uwielbiam twoje teksty, to chyba nie zdajesz sobie nawet sprawy. Nie ma nic bardziej energetycznego niż pyszna kawa i twoje „pisanie” z samego rana, jeszcze niczym zacznie sie pracę. Serdecznie pozdrawiam
Zgadzam się w 100% z pidzamowa. Zmiana nie koniecznie musi być czymś złym lub co najmniej strasznym jeśli przychodzi naturalnie. Jak jemu na niej zależy (i z wzajemnością) to obydwoje będą starać się do siebie dopasować – co z kolei nie oznacza, że staną się tacy sami pod każdym względem. I tu mądre słowa pidzamowej – prawdopodobieństwo, że spotkasz kogoś, kto od razu będzie idealnie pod każdym względem pod Ciebie zoptymalizowany jest naprawdę niskie. Poza tym – jak kobieta chce mieć chłopa, który będzie dokładnie taki jak ona to niech się zastanowi się nad zmianą orientacji 😉
Nigdy nikogo nie zmienimy, dla mnie szczesciem I miloscia jest kochac kogos pomimo jego wad!!!
to idiotyczne, że kobiety wymuszają coś na swoim partnerze, zupełnie tego nie rozumiem. Nie mam też litości dla facetów, którzy np są za bardzo zazdrośni i ograniczają w ten sposób swoją dziewczynę. Każdy z partnerów powinien mieć swoją przestrzeń i swój czas, inaczej to nie działa.
Nie zgadzam się z tekstem, że ludzie się nie zmieniają. Wszystko jest w zasięgu naszych możliwości. Jeżeli palisz i to lubisz to rób to dalej, jeżeli ci to przeszkadza, bo źle się potem czujesz, to rzuć. Ludzie się zmieniają, ale to musi wyjść od nich samych, a nie od otoczenia.
Może tylko ja tak trafiam, ale niełatwo teraz znaleźć fajną laskę, która NIE pali. Epidemia jakaś.
A przykład z grubasami blaknie. Wśród moich znajomych z nadwagą/otyłością mniej więcej połowa schudła „na stałe”. Biorą się za siebie nawet ci, którzy nie mieli dużego problemu z wagą.
Coś w tym jest 🙂 ja czytałem, że pali 30% młodych kobiet, bo czują się przy tym modnie i seksownie, stąd opakowania papierosów projektowane „pod kobiety”, stanowiące gadżet do torebki, atrakcyjny wizualnie, dodający szyku. Dodatkowo wiele kobiet bez papierosa nie ma czego zrobić z rękami podczas różnych sytuacji towarzyskich, nie ma z kim plotkować, gdy koleżanki z biura wychodzą na dymka (niektóre zaczynają palić po to, by mieć przerwy w pracy – sic!), swoje też czyni stres. Do tego totalnie z dupy przekonanie (oparte na filmowych kliszach i schematach), że papieros jest seksowny 😛 ja bym patykiem takiej popielnicy nie ruszył, pocałunek z kimś takim jest obrzydliwy, zresztą cała przesiąka dymem i zwyczajnie śmierdzi…. W tej kwestii byłaby krótka piłka – pety albo ja, zresztą przy potencjalnej ciąży, dzieciach itp. bym tego wymagał z całą bezwzględnością, mam prawo żyć w atmosferze bez dymu, niech palacze się trują nawzajem, ja wystarczająco nawdycham się jadąc motorem po Wisłostradzie…
hmmm… a ja i tak schudnę i rzucę palenie, żebyś się ze mną umówił 🙂
O nie, to tylko słabi ludzie się nie zmieniają. Silni są w stanie przezwyciężyć swoje słabości (czyt. nadwaga, czekolada, huba).
„Przypomnijcie sobie znajomych ze szkoły podstawowej, liceum bądź studiów. Ilu z nich było wówczas grubasami, a dziś mają figurę modeli?”
To akurat kiepski przykład, bo większość tych, którzy byli wyśmiewani w gimnazjum za nadwagę, jak się wzięli za siebie, to teraz trzymają się duuuużo lepiej niż ci, którzy ich wyśmiewali. Kilka miesięcy temu spotkałam jedną taką, która 10 lat temu ciągle mi mówiła jaka to ja gruba jestem, a teraz sama w XL musi wałki upychać.
A co do reszty artykułu – są wady, które można zaakceptować, są takie, których zaakceptować się nie da. Co z tego, że facet przystojny i inteligentny, ale tańczyć nie umie? A jak umie tańczyć, to lubi podarte spodnie… Trafić na takiego, którego zaakceptuję w całości to jak trafić szóstkę w totka. Czy ja mam zbyt wysokie wymagania? Inni biorą co im w ręce wpadnie i ponoć są szczęśliwi, a ja nie mogę przecierpieć jak facet tańczy jak gówno w przerębli…
Współczuję takich problemów. Łączę się w bulu i nadzieji…
A wg mnie człowiek może się zmienić. Im później tym trudniej. Ale nie ma nic niemożliwego. Musi tylko bardzo bardzo chcieć:)) Ja sama jestem przed bardzo trudnymi dla mnie zmianami. Najbardziej co muszę zmienić, to sposób patrzenia na siebie, na innych ludzi..
Życzę wszystkim, żeby znaleźli taką drugą połówkę , której nie trzeba zmieniać , z którą będziecie lubili to samo, z którą będziecie się dobrze czuli i uzupełniali, taką jak ja znalazłam na końcu świata 🙂
a drobne zmiany wliczcie w koszta,które przyniosą duży zysk 😉
Ludzie sie nie zmieniają… To bardzo powszechne powiedzenie House’a ( taki serial…) .
Tez tak myslałam. I po części mysle nadal. Ale wtedy przypominam sobie siebie z liceum… a siebie na studiach , w pracy. Zupelnie inna osoba. Otwarta , – 7 kg, zadbana. Także „ludzie sie nie zmieniają”.. gówno prawda. Jesli mówimy o zmienianiu się „dla partnera” – tez gówno prawda… Czytając ten artykuł zastanowiłam się 2 razy… w sumie…może i racja. ALE. Poczułam sie nawet źle , bo poprosiłam swojego faceta żeby nie golił brody….( taki fetysz) , więc otwarcie spytałam… Czy czujesz sie w jakikolwiek sposób uciemiężony tym , że próbuje Cie zmieniać? Odpowiedział prosto..”Czym?”. Powiedział tez, że to jest ok mówienie sobie co nam się podoba a co mniej. Ja się jemu podobam w sukienkach – aczkolwiek akceptuje mnie w spodniach z gumką , bo mi wygodniej. Te zmiany… Musze przyznać racje w tym , że można pocałowac w pupę taka osobe , która chce zmieniac diametralnie nasz styl, przyzwyczajenia itp. Bo te cechy..to my. Ale te małe zmiany.. jak np. symboliczna broda- nazwałabym to raczej.. wydobyciem cechy. Moja radośc z brody daje radośc jemu i juz przestaje byc udręką. – takie banalne , a jakże moim zdaniem klarowne wytłumaczenie.
A jeżeli jeszcze całkiem niedawno był jaki trzeba a teraz z dnia na dzień jest coraz gorzej? pomogło na chwilę (kuźwa – od mamuśki), że może za bardzo się czepia, że jestem jakaś przygaszona i znów to samo. To takie bezdennie głupie (tak, tak – przyznaję rację) ale aż serce boli na myśl, że mamy nie być razem. Są chwile cudowne i są makabryczne, miliony litrów przelanych przeze mnie łez. A jedenak siedzi we mnie, że facet jest dobry: nie pije w nadmiarze, nie pali, uczciwy, pracowity, gotuje, pomaga w domu… A seks jest nieziemski. Ale z drugiej strony przypiernicza się o wszystko co możliwe (serio, nawet parę rzeczy na stole = awantura przed dwunastą w nocy, a ja jestem tą chaotyczną bałaganiarą, wszędzie rozpierdziel i potem mam 2 razy więcej roboty), nie słucha, wiecznie odwraca kota ogonem, wykorzystuje to, że jestem impulsywna, żeby zwalić całą winę na mnie i bym to ja musiała przepraszać. I tak właśnie dzieją się w naszym związku różne problemy i nawet nie mogę poczuć, że on coś rozumie. Ponieważ wiecznie to ja latam i przepraszam ponieważ tak zagra, że w końcu wykrzyknę „ty idioto!”
I teraz co? Tu mam świetnie, tam mam dziadostwo.
I taka myśl mi się tylko w głowie kotłuje: „czy można w ogóle liczyć na coś więcej niż mam?”
Chłopak ma pasje, jedną nawet mamy wspólną. Ale nie pamiętam by poza tą jedną wspierał mnie lub akaceptował te typowo moje.. (m.in. piszę, śpiewam, oglądam anime)
Nie chwali mnie (ponoć robi to do innych), nie docenia, nie chce ze mną wychodzić (typ wiecznie zmęczony, a ja wciąż jestem przecież młoda!).
No i co, Panie Kominku? Postaw mnie Pan na nogi, opiernicz, walnij w łeb czy cokolwiek!
Ludzie przeważnie się nie zmieniają. To jest bliższe prawdy moim zdaniem. Zauważ, że każdy się zmienia wraz z nabywaniem nowych doświadczeń. Może nawet nie chce świadomie nic zmieniać w sobie, ale to się dzieje w nieświadomości, bo każde doświadczenie odciska swoje piętno. A jeśli ktoś ma na celu rozwój osobisty i jest otwarty na próbowanie nowych podejść i sposobów myślenia. Taki człowiek może się zmienić, dla przykładu może zacząć być bardziej systematyczny w pracy, jeśli uzna, że tego potrzebuje. Obserwujesz partnera i widzisz w nim coś co Ci się podoba i chciałbyś to sam zastosować. I bum – zmieniasz się, pod warunkiem, że zmiana ta Ci odpowiada. Dla przykładu partner dba o swoje ciało, i Ty się od niego uczysz i się zmieniasz…
Jeśli chodzi o związki i relacje, faktycznie trudno jest zmienić zachowanie w nich. Dlatego, że wzorce relacji z najbliższą osobą, zwykle matką, wyuczone w dzieciństwie, zmienić można na ogół jedynie przez psychoterapię i długi proces. Również życiowa hierarchia wartości danego człowieka pozostaje zwykle stała. Dla jednych będzie zawsze ważna rodzina, dla innych wysoki status, jeszcze innych spokój itp. Ale to jest inna kategoria spraw niż sprawy typu czy jest się bałaganiarzem, czy nie, czy dba się o siebie czy nie. Wniosek jest taki, że jest pewien rdzeń osoby, który się na ogół nie zmienia – zestaw wartości i hierarchia, oraz cechy tymczasowe, które są jedynie emanacją rdzenia – są sposobami manifestacji rdzenia osoby i one się zmieniają łatwo pod wpływem nauki.