
Śmierć tweeta warta
Ci, którzy nigdy nie kochali, wspomnienia po nas ograniczają do jednego zdania – pisałem kilka lat temu odnośnie tego, w jaki sposób rozpamiętujemy swoich byłych partnerów. Mówimy o nich „była świetna”, „dobra w łóżku”, „miał małego”. O tych darzonych głębszym uczuciem, potrafimy mówić bez końca.
Teoria Tylko Jednego Zdania doskonale sprawdza się w serwisach społecznościowych.
„It’s him. He died” napisała kobieta o swoim mężu. Przez kilkadziesiąt minut relacjonowała wypadek, nie wiedząc, że zginął w nim jej ukochany. Zabawne, co?
Jeśli porównacie treści wpisów pod postami i statusami dotyczącymi urodzin dziecka i czyjejś śmierci, zauważycie, że właściwie niczym się nie różnią. Są tak samo lakoniczne, tak samo czułe i równie bezwartościowe.
Paul Walker był drugoligowym aktorem filmów klasy B. Jego śmierć powinna nas obchodzić tak samo, jak obchodzą nas zgony aktorów tej samej klasy. Są niezauważalne. Tak samo jak bez większego echa przechodzą zgony osób, które zrobiły coś dobrego dla świata. Umierają na co dzień. Tylko nielicznych wspomina się mocniej, ale robimy to tylko wtedy, kiedy daną śmierć nagłośnią media. Nie słyszałem o żadnym przypadku zbiorowej żałoby w serwisach społecznościowych po kimś, kogo media pominęły. A dziś czytam, że jacyś kierowcy z Łodzi(!) chcą oddać hołd Walkerowi przejeżdżając przez miasto (WTF?!). Zobaczycie, pewnego dnia będziecie „cierpieć” po śmierci jakiegoś tam statysty. Tylko dlatego, że media powielą news o jego zgonie. Jak można sobie robić taką sieczkę z mózgu? Kim do cholery był pieprzony Walker dla przeciętnego Polaka? Dwiema godzinami seansu sponsorowanymi przez torrenty? Dżizas…
Bo śmierć to także kwestia marketingu, a tweetnięcie o niej – to sprawa wizerunkowa. Dlatego celebryci z różnym czasem reakcji pisali o Walkerze. Niektórzy mocno się spóźnili, a swoje 140 znaków czynili w przerwach między dłubaniem w nosie, a obgryzaniem paznokci.
Nie wierzycie? A przyjrzałem się tym celebrytom. Wybrałem kilkoro, bo szkoda miejsca na więcej.
Zauważacie podobieństwa?
Ten sam dzień, ta sama śmierć, ten sam żal i równie szybki powrót do normalności. Screeny robiłem w dni śmierci Walkera i dzień po. Nieutulony smutek, rozdarte serce, wielki żal był aktualny tylko do kolejnego statusu, w którym życie znowu było piękne, optymistyczne i radosne.
Zastanawiam się, co oburza ludzi, którzy uważają, że takich statusów nie wypada lajkować?
Tym bardziej, jeśli są katolikami. Przecież śmierć to zapowiedź życia wiecznego.
Lajkuję statusy o czyjejś śmierci, bo w ten sposób nie oszukuję samego siebie. Cudza śmierć jest dla nas niczym więcej jak jednym z wielu newsów, którymi jesteśmy codziennie bombardowani. Czy ktoś z was nosi żałobę po Walkerze? Czy któryś z tych jego zapłakanych przyjaciół wyglądał, jakby nosił po nim żałobę? Trochę paradoksalnie twierdząca odpowiedź na to pytanie nie świadczyłaby zbyt dobrze o tej osobie, bo publiczne obnoszenie się z żałobą to przecież też byłaby kwestia robienia sobie dobrego PR.
Status śmierci w serwisach społecznościowych zrównał się ze statusem narodzin nowego człowieka, a także obchodzenia dnia urodzin. Właściwie to zrównał się się z tym, czym jest wrzucenie na fejsa samojebki lub kolejnego zdjęcia kota. To po prostu news do przetrawienia lub wyplucia.
Pamiętam, jak dawno temu z Babcią Kominkową przeglądałem stare rodzinne zdjęcia. O dosłownie każdej z osób mogłem usłyszeć jakąś historię, a w głosie babci wyczuć nutkę żalu, że tej osoby już nie ma. Śmierć była doświadczeniem prywatnym. Nie celebrowało się czyjegoś zgonu, nie chodziło się po mieście, nie okazywało smutku i nie miało pretensji do obcych, że na nasz widok mają dobry humor. Wyglądałoby to co najmniej idiotycznie.
Dziś nie możemy dotykać zdjęć. To nic. Możemy je tagować. Dziś większość zdjęć ma status „public”. Mimo że każdego dnia wzajemnie obserwujemy swoje życie, zdobywamy o sobie ogromną wiedzę, nieporównywalną z relacjami poprzednich pokoleń, to po naszej śmierci – wszystko, czego dokonaliśmy – zostanie sprowadzone do 140 znaków. Albo nawet mniej.
Najbardziej cieszę się, że nie będę musiał na ten cyrk patrzeć.
A najśmieszniejsze jest to ile osób lajkuje stronę „Paul Walker – Pamiętamy.” To jest śmieszne, dobrze poczytać twój post kominku.
To naprawdę taki lans twitnać o śmierci jakiegoś aktora? Chyba nie nadaję się na celebrytkę, bo na to bym nie wpadła 🙂
No bo wiesz Kominek: dziś świeczki na twitterze i facebooku, a jutro chrzty, komunie i śluby przez internet. Świat idzie do przodu. Trzeba iść z najnowszymi trendami.
Szkoda człowieka i tyle. Szkoda każdego człowieka, który ginie w wypadkach drogowych. Czy to oznacza, że dla każdego robimy wielką akcję w social mediach? Nie. Niech pamiętają Ci co powinni i chcą pamiętać.
W przypadku tego pana dopiero po tym newsie przeklikałem kim był i gdzie grał – głównie dlatego że pisano jaki był zdolny i porównywano do Deana. Zawsze w takich momentach mam wrażenie że mnie coś ominęło – jak w przypadku Aaliyah czy Amy które po śmierci okazywały się ikonami muzyki i symbolami pokolenia.Przynajmniej na tydzień.
Ten tekst mi się podobał.
Masz już 5pkt u mnie. pozdr
Smutne jest to, że z czyjejś śmierci robiona jest tania sensacja..
Na mnie wrażenie robi pisanie frazesów na wallu osoby, która zmarła – kolejny trend po świeczkach z nawiasów, czy ewolucja głupoty?
Jestem katolem i nadal nie rozumiem lajkowania informacji o śmierci. Oburzam się? Nie, niesmak czuję, bo są rzeczy, których lubić nie sposób. Dziwne, że na koniec piszesz o tym, co stoi w sprzeczności z śmierciowymi lajkami, które ponoć rozdajesz, by się nie oszukiwać. Gdy zgon staje się informacją obdartą z jakichkolwiek ludzkich uczuć, rzeczywiście nie chcę tak samo jak Ty patrzeć na ten cyrk. Niemniej to nie od informacji zależy, czy ktoś ją lajknie, tylko od lajkującego, jego mózgu i resztek szacunku oraz zdrowego rozsądku. Jesteśmy społeczeństwem informacyjnym – zgoda, ale czy zalani informacją i zalewający nią innych mamy być od razu bezduszni? Nie. Na to się nie zgadzam.
Wydanie przez ciebie dwóch książek póki co) to też takie zabezpieczenie, że coś więcej po tobie zostanie niż puste miejsce na serwerze 😉
Okrutny żart, ale tak jak piszesz. Świat jest brutalny i pędząc rozdeptuje wartościowe pamiątki, bez chwili refleksji. Ta chwila jest, owszem. ale bardzo krótka. Za krótka moim zdaniem. Mam tutaj na myśli docenienie i celebrowanie życia, a nie gonienie ciągle za czymś. Ponoć w innych regionach kraju (nawet kraju) żyje się wolniej. Warszawka (nie wspominając o wielkich miastach w innych krajach) żyje w pędzie i sama też się niestety do tego przyczyniam. A może to tylko taki charakter…
ja myślę, że ci których ta śmierć na serio obchodziła nie twitują ani nie lajkują tylko żałują jak wspomniana Babcia Kominkowa swoich bliskich, no i koniec końców to się chyba liczy…
a jak było z M. Jacksonem czy Amy Winehouse? Identycznie. Tylko, że wtedy nagle każdy mówił, że słuchał ich muzyki, nawet jeśli za żadne skarby na świecie takich osób by się o to nie podejrzewało. Sad… Ale trzeba się umieć wmieszać w tłum i być „trendi”.
mnie śmierć Walkena obeszła. Zgasł najpiękniejszy błękit męskich oczu, jaki kiedykolwiek widziałam.
So true…
Szkoda mi Paula Walkera i szkoda Rogera Rodasa, który zginął prowadząc auto, ale nikt o tym nie napisał i nie wspominał zbyt często, bo Roger niestety nie był sławny.
Swoją drogą lubię szybkich i wściekłych – samochody, kobiety, Diesel i niewiele myślenia nad treścią dla odprężenia.
Tak samo było po śmierci WH, MJ i wielu innych. Nagle okazuje się, że wszyscy są wielkimi fanami i cała facebookowa tablica jest w zniczach RIPach i smutnych statusach.
Taaa, trzeba się załapać w strumień informacji,który jest na topie. „A nóż widelec, napiszą o mnie jak bardzo cierpię z powodu śmierci gościa, którego wcale nie znam” – pomyślała Edzia Górniak i jebnęła wpis na fb.
Takich przypadków jak ona jest wiele, chociaż jej głupota jest wybitna 😉
Nie wiem czemu, ale myślałam, że Ty tego tematu nie poruszysz.
W moim rodzinnym albumie jest z kolei sporo zdjęć z pogrzebów, na szczęście moi dziadkowie byli ostatnim pokoleniem fotografującym trumny na pamiątkę 😉
[*]
chlip. i co teraz będzie? 🙁
No właśnie, on przysłonił wszystkim inną bardziej ważną śmierć mianowicie Brian Griffin zmarł, ostatni liberalny piesek.
„nosił po nim żałobę”
Po co nosić po kimś żałobę? To jest spisek twórców czarnych rzeczy.
Jezusie nazarenski!
Juz z samego rana, do mojego biura zbiegli sie departamentowi geye i jeli jeden przez drugieko plakac, ogladajac galerie jego zdjec z google. Jeden nawet wyzalil sie: „dlaczego on?, dlaczego wlasnie on?! Spojrz na jego oczy – powiedzial kierujac monitor w moja strone i… zobaczylam jego oczy – Tak piekni ludzie nie powinni umierac. Smierc jest taka niesprawiedliwa! Kto inny to zrozumiem, ale on?!!
Wyszlam do kibla bo chamstwa nie zniese. A to byl dopiero poniedzialek.
Jaj pier… Fast and furious. Juz chyba nie taki fast…
Śmierć tego pana stworzyła idealną okazję do napisania tego tekstu. Podobnie było z M. Jacksonem- było BUUM i ucichło. Z nim podobnie będzie i podobnie z tym tekstem. Ludzie są podatni na sensacje i tyle. Co jakiś czas krąży w sieci jakaś historia, którą każdy czyta, ogląda, po czym i tak wszyscy zapomną.
zwyczajowo się zapala [*} temu kto odszedł …taki gest.
a „Kim do cholery był pieprzony Walker dla przeciętnego Polaka? ”
Był człowiekiem.
Zwyczajowa zapala się prawdzie znicze, a jeśli zwyczajowo zapalasz wirtualne dwa nawiasy z gwiazdka coś z Tobą konkretnie nie tak. Za miesiąc dwa kolejny aktor czy inna Whitney się zapije, zaćpa, przywali w drzewo jadąc 250 km/h, znów zrobi się szum i znów miliony nawiasów będzie krążyć po świecie.
Chyba nie mogło zgrać się lepiej opublikowanie tego tekstu, Kominku. Sprawdź czy Twój newsfeed na Facebooku rownież zapełniony jest po brzegi wirtualnymi zniczami i RIPami dla Nelsona Mandeli. Co ciekawsze, założę się o pół królewny i całą flaszkę że doskonała większość publikujących nie ma absolutnie żadnej wiedzy na temat zmarłego. W przypadku Walkera można było jednak mowić o gwieździe dobrze zarabiającej produkcji.
Się zaczyna…
Cyrk w mediach miedzynarodowych juz na 120 fajerek, gdzie nie spojrze tam Mandela…
własnie mój r. powiedział, że nelson mandela nie żyje…na co ja: so what?
na co on: u have right, so what?
Genialny ten tekst.. taki do bólu prawdziwy.. a ostatni akapit wbija w ziemię 😉 plus jakże optymistyczna zakończenie 😉 to jest najbardziej pocieszające, że ten cyrk nas ominie 😀
Ludzie opamietajcie sie wreszcie i zajmijcie sie swoim zyciem a nie jakimis medialnymi newsami,ktore staja sie chwilowa sensacja.Inaczej nasze zycie przecieknie nam poprostu przez palce,bo skupimy sie na sprawach malowaznych dla nas samych i wlasciwie nieistotnych.
Ty masz uczucia!!! Wow, nie podejrzewalam cie o to 🙂
Edyta Górniak znowu przebiła wszystkich:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=558188260923565&id=199500850125643
Jak wysmażyłem na jednym z portali komentarz w podobnym tonie, może nawet delikatniejszym, to dowiedziałem się o sobie bardzo ciekawych rzeczy.
Taki jest świat. Nie każdy wierzący nosy krzyż na piersi i nie każdy kto go ma – ma też coś pod nim.
Sami w to włazicie, a potem narzekacie.
Nie ma obowiązku mieć konta na FB.
Nie ma obowiązku upublicznianie swoich zdjęć, mogą być nadal własnością wyłącznie nasz i naszych najbliższych.
Nie ma obowiązku rozpowiadać światu o sobie – tak naprawdę kogo to obchodzi?Nie ma obowiązku tweetować czy robić cokolwiek innego w sieci. Po co ? Dla kogo? jaki przyświeca cel?
Kompletnie tego nie rozumiem.