Bry. Cisza. To ja sobie ponadrabiam 🙂
Zdanie utworzone przez Dżona tak oto bym napisała:
“Po przejrzeniu kilku (więcej NIŻ kilkU naraz nie da się obejrzeć, by od razu nie rzygnąć – sorry, wiem, że pora śniadaniowa) stron, zapodanych przez bigyellou, stwierdzam, że to naprawdę pojebany naród jest, ci Amerykanie.”
A teraz muszę się z Wami podzielić tym, co mi się dziś przydarzyło. Mieszkam w osiedlowym bloku od niedawna, więc może to normalne, ale ja byłam w szoku. Dziesiąta rano, dziś. Budzi mnie akordeon i tamburyn. Myślę sobie, nieee, trafiłam na sąsiada-miłośnika cygańskiej muzy. Ale zaczynam się rozbudzać i rozkminiać – po pierwsze, muzyka od sąsiada by się nie przemieszczała, po drugie – w muzyce od sąsiada nie byłoby radosnych wstawek “Dzien dobre, pane, dzen dobree!”. Wstałam, wyszłam na balkon, wyjrzałam, patrzę w dół, a tam rumuńska (chyba) rodzinka: na oko 20-letni chłopak gra na akordeonie “Sokoły”, starsza kobieta wali w tamburyn i pcha wózek z dzieckiem. Chłopak i kobieta przekrzykują się “dzien dobreee!”, uśmiechają się, machają mi… Spojrzałam z miną “wtf!?” i wróciłam do mieszkania.
Myślę sobie, że to był najbardziej bezczelny sposób żebrania, jaki można było wymyślić, może poza pukaniem do drzwi. Przyzwyczaiłam się już do grajków w tramwajach, na przystankach, nawet w kolejce czasami, ale pod własnym oknem? Szczyt, tylko jeszcze nie wiem, czego.