12 godzin w PKP, cztery pociągi, dwa sie zepsuły. ja to zawsze mam szczęście. pisze z komóry bo żadna warsowa czy konduktorska świnia nie chce mi dać na moment ,jeden cholerny moment gniazdka, abym podładował laptopa i opublikował
tekts. a specjalnie go jeszcze na dworcu pisalem.
no ale to co teraz widzicie to tez niczego sobie, historyczny wpis bo nigdy z fona nie pisałem. tylko nie wiem gdzie tu sie tytuł wpisuje. będzie bez tytułu. chyba.
Ja też jestem już zmęczony zmianami, ale wszystko wskazuje na to, że to już koniec. Jeszcze moje dwa anioły – Ania i Marek nanoszą ostatnie poprawki, dopieszczamy kolorki i czcionki, ale już większość zrobiliśmy. Wiecie, ja mam coś takiego, że albo od początku czuję klimat albo nie i negatywne nastawienie we mnie narasta. Poprzedni ciemny i ponury szablon podobał mi się tylko pierwszego dnia, potem ciągle coś mi nie pasowało i coraz bardziej wkurzał. Na tym czuję się znakomicie. Lubię jasność, kocham wygląd tytułowej czcionki, nawet stopka jest śliczna. Zostanę przy tym szablonie i tej kolorystyce, bo ona odpowiada mojej wizji rozwoju www.kominek.in.
Zresztą był jeszcze jeden powód, który mnie przekonał do zmiany. Czegoś nie przewidziałem wcześniej…
Aby tradycji tekstów wyjazdowych stało się zadość, dziś relacja foto. Niestety w miejscu, gdzie jestem nie ma możliwości robienia takich zdjęć, jakie serwowałem z Tajlandii czy Meksyku, co tylko potwierdza moje beznadziejne położenie.
Stan konta na środę – 4 dolary.
Ja już chcę do domu:(
Czasami wśród setek wiadomości zaczynających się od „hej, pogadasz”, „hejka, nie jestem taka jak wszystkie…”, „hej, co sądzisz o…?”, dostaję wiadomości, na które wypada odpisać.
Napisała to pewna nierozsądna czytelniczka w komentarzu pod jednym z wcześniejszych wpisów. Inna jeszcze dodała, że nie odpowiada partnerowi na pytanie, ilu miała przed nim, bo „wiem jak to się skończy”. Oj dziewczyny, pozwólcie, że pan wam coś wyjaśni…
Niedobrze mi. Kręci się głowie, spać się chce, osłabione to jakieś ze mnie jest. Coś mi zaszkodziło albo to już pora na mnie…
Musiałem wam o tym napisać, bo na nic innego nie wystarcza mi sił, a mam ambitny plan jeszcze przez jakiś czas codziennie aktualizować wszystkie blogi. Nawet gdy jestem umierający.
W ciągu ostatniego tygodnia pojawiło się 7 tekstów. To tyle samo ile opublikowałem przez cały czerwiec.
Kiedyś było mniej a dłużej, teraz codziennie, ale krócej. No nie zawsze, bo ja się lubię rozpisać, akurat ostatnio dłużej na kominek.tv, ale generalnie idea jest taka, że nie długość robi jakość, tylko wyrazista treść.
Uczciwie przyznaję, jestem zaskoczony, że w ciągu całego tygodnia nie było ani jednego komentarza marudzącego, że zmiany poszły na gorsze. A ostrzegałem Iwonki, że kasowania i banowania będzie masakrycznie dużo, że poleje się krew i będą musiały zabijać własnych braci i siostry. Spodziewałem się, że dojdzie do komentobójstwa jak podczas pamiętnego 2006 r. gdy przestawałem pisać o seksie. Wtedy odszedł na wieki co czwarty czytelnik.
Ale jest spokój. Może to cisza przed burzą.
Jeszcze wszystkich kart nie odkryłem, bo to dopiero tydzień, ale jestem ciekaw ilu na dziś mam przeciwników zmian, ilu osobom teksty z ostatniego tygodnia w ogóle nie przypadły do gustu.
Zrobimy dziś badania i powtórzymy je za pół roku. A kolejne za rok.
Głosowanie na nic nie będzie miało wpływu i niczego nie zmieni. Ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu blogowanie było obowiązkiem a nie przyjemnością. Od tygodnia znowu kocham pisanie, czuję to, co dotychczas odczuwałem tylko przy tworzeniu tekstów z wypraw. Czystą radość z pisania.
Bez względu na wynik głosowania, radości tej już nie oddam. Ja po prostu zlikwiduję opozycję. Jak zwykle zresztą.
PS Od dziś w godzinach 23:00 – 8:00 będzie na blogu gaszone światło. Kto chce się przekonać o co chodzi musi tu trafić w tym przedziale czasowym 🙂
Pamiętam jak dziś, gdy pierwszego dnia pobytu robiliśmy rekonesans hotelu i Andrzej zadeklarował, że zamierza dokonać jednego z najbardziej bohaterskich czynów w swoim życiu. Zejść pod wodę. Bez maski, rurki i całego akwalungu, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Na głębokość 1.30 m. Bo akurat głębszych basenów tam nie mieliśmy.
Podczas poprzednich wypraw bez problemu udawało mi się opisać wszystko to, co uważałem za najciekawsze. Gdybym chciał zrobić to samo teraz, teksty z wyprawy skończyłyby się za jakieś dwa tygodnie. Zauważyliście, że praktycznie cały czas siedzieliśmy we wiosce Majów? A to było zaledwie parę pierwszych dni z naszego pobytu, stąd w fotorelacjach starałem się za pomocą zdjęć pokazać wam to, czego opisać nie mogłem.
Coś w tym jest, że nawet wtedy, kiedy mamy udane życie, zwykle jest ono dalekie o tego, jakie sobie wymarzyliśmy. I sam nie wiem, czy to dobrze jest czy źle. Może po prostu warto się poddać.
Kiedy indziej pomyślę, co jest piękniejszym widokiem o poranku – sufit, bok łóżka, twarz kobiety, której imienia nie znasz czy Indianina z czterema dziurami w nosie?
Zapewne wyda się wam to nieprawdopodobne, ale krótko po północy cały hotel udał się na wieczny odpoczynek. Nie było sztucznych ogni w mieście, imprez na plaży, całonocnej zabawy do białego rana. Gdzieniegdzie tylko na wiklinowych fotelach zaległy się wielkie tłuste cztery litery Amerykanów, Czarnych i Kolorowych, a wzdłuż wybrzeża maszerowały watahy europejczyków z termosami wypełnionymi piwem bez gazu.
Z badań, których wyniki opublikował „Journal of Personality and Social Psychology”, wynika, że w związkach heteroseksualnych trzy czwarte mężczyzn wyznaje swej partnerce miłość średnio aż sześć tygodni wcześniej, nim zdecyduje się zrobić to kobieta. Deklaracje te padają jednak rzadziej, gdy zdobędą już oni kobietę. (…) Mężczyźni dążą do zbliżenia, bo pragną seksu, natomiast kobiety decydują się na seks, bo oczekują, że jego konsekwencją będzie wzajemna bliskość.
Mężczyźni pierwsi wyznają miłość
Wszystko się zgadza, ale po co komu miłość?
Nawet najbardziej atrakcyjni ludzie tracą na atrakcyjności, gdy mówią, że w swoim życiu już kochali poprzednich partnerów.
To świadczy tylko o tym, że dla nich miłość nie jest najważniejszym i najbardziej intymnym z uczuć. A to z kolei świadczy tylko o tym, że są niedojrzali emocjonalnie.
Bo skoro już kilku kochali, to co zostawiają dla nas? Jakim wyższym i piękniejszym uczuciem mogą nas darzyć, abyśmy nie czuli się zrównani z tymi, którzy ich miłość przecież odrzucili?