Ja was chyba zacznę bić. I to nie tak gołą ręką po twarzy, bo niektóre kobiety prosiłyby o więcej i mocniej, ale tak paskiem po dupie.
Człowiek zadaje proste pytanie: na jaką część ciała patrzysz w pierwszej kolejności oceniając atrakcyjność partnera?
Człowiek wam pisze, że macie pominąć takie ogóły jak waga, wzrost, twarz…
No to wy piszecie, że twarz, że waga, że wzrost. Piszecie, że nie ma tak, że patrzycie na jedną część ciała, tylko na kilka. Ba, piszecie mi nawet, że patrzycie na mózg, bo to inteligencja i charakter jest ważny.
Jedna z czytelniczek zagięła mnie tym pytaniem, bo na pozór wydaje się proste, ale czy aby na pewno?
No to powiedzcie, ale pomijając takie ogóły jak wzrost, waga, ogólna budowa ciała, twarz – jaka jest ta pierwsza część ciała, na widok której do waszego mózgu dociera informacja szufladkująca osobę jako atrakcyjną bądź godną co najwyżej „zostańmy przyjaciółmi”? Czytaj więcej →
Nocą. Ja chyba polubię tę muzę, a już na pewno lubię ludzi, którzy się nią parają.
Dobiega końca moja szybka wizyta w Kołobrzegu. Jutro wracam. Spędziłem tu parę niezapomnianych dni i jedną niezapomnianą noc. Właściwie to jechałem tu głównie po to, by przeżyć tę jedną noc, bo to noc, która zdarza się tylko raz na 10 lat. Bynajmniej nie chodzi tu o cielesne doznania! Kiedyś, w takim jednym zapomnianym już tekście pisałem wam, że mam takie miejsce, w którym wszystkie pytania, jakie sobie zadaję, pozostają bez odpowiedzi. Po dwóch latach mogę napisać ciąg dalszy tego tekstu.
W planach jest także trzecia część. Pojawi się na przełomie lipca i sierpnia w 2021 r.
Dlaczego ja wcześniej nie miałem pojęcia, że istnieje jazz.
Nie miałem czasu policzyć wszystkich zgłoszeń, ale tak na oko, patrząc na oba blogi, na których jest organizowana kampania, to chyba mamy jakiś rekord bloga. Grubo ponad setka chętnych. Przyznam, że początkowo zastanawiałem się czy to wypali, bo przecież nie każdy może sobie pozwolić na dojazd do Warszawy w czwartek i jeszcze nocleg.
Obawy okazały się bezzasadne.Jako że zdecydowana większość prosiła o podwójne, to nawet ci, którzy chcieli pojedyncze, też dostaną podwójne zaproszenia.
Tak wiele powstało poradników robienia loda, a mimo tego wciąż ciężko jest nam spotkać kobietę, która wie, o co w tej zabawie chodzi. Mało tego – wciąż ciężko jest spotkać faceta, który potrafiłby zrozumieć, jakim trudnościom musi stawić czoła kobieta pragnąca perfekcyjnie possać. Czytaj więcej →
Wpis ten miał zostać wrzucony już w środę, ale się nie wyrobiłem, bo padła mi bateria w laptopie, a Polskie Koleje Państwowe nie wynalazły jeszcze elektryczności. I doładować się nie dało. Z Warszawy do Kołobrzegu jechałem dłużej niż kiedyś leciałem do Meksyku. Miałem też ciekawą miejscówkę – tuż obok toalety.
Ale ja nie o tym miałem. Bo w Warszawie na dworcu podeszło do mnie dwóch czytelników płci brzydszej. Generalnie nie lubię jak ktoś obcy mnie zaczepia, w dodatku sakramentalnym pytaniem „czy ja pana już gdzieś nie widziałem?”, ale obaj byli tak bardzo sympatyczni kulturalni, że gdy po 2 minutach poszli swoją drogą krzyczałem w myślach „błagam! nie zostawiajcie mnie!!”.
Jeden z nich tytułował mnie „panem”. Co jest zrozumiałe, bo na Facebooku jestem Pan Kominek, w komentarzach też pan, sam piszę o sobie jak o panu, ale powiedzmy to sobie wyraźnie: w realu nie jestem panem. Nigdy nie będę. Pan postarza, a ja jeszcze w kwiecie wieku!
Formy „pan” używamy wobec mnie tylko żartobliwie. W realu można i trzeba mówić do mnie jak do człowieka: Tomku, Kominku, mój mistrzu, itd…
Jeśli kiedyś każę na siebie mówić „pan”, to znaczy, że jestem już bardzo, bardzo stary i trzeba mnie zakopać.
Po tym jak kolejny raz zapytano mnie o „sposoby na poderwanie faceta”, ale takie z głową i pomysłem, a nie żeby wyglądało jak „tani podryw„, postanowiłem wam zdradzić wielką tajemnicę ludzkości. Czyli mężczyzn.
W dzisiejszym losowaniu nagród w konkursie organizowanym przez markę Baifem, które losowaniem wcale nie było, bo nagrody rozdzielane są sprawiedliwie oraz niesprawiedliwie, wielka komisja w jednoosobowym składzie, którego jedynym przedstawicielem była moja nieskromna osoba, padły następujące numery:
12 godzin w PKP, cztery pociągi, dwa sie zepsuły. ja to zawsze mam szczęście. pisze z komóry bo żadna warsowa czy konduktorska świnia nie chce mi dać na moment ,jeden cholerny moment gniazdka, abym podładował laptopa i opublikował
tekts. a specjalnie go jeszcze na dworcu pisalem.
no ale to co teraz widzicie to tez niczego sobie, historyczny wpis bo nigdy z fona nie pisałem. tylko nie wiem gdzie tu sie tytuł wpisuje. będzie bez tytułu. chyba.
Ja też jestem już zmęczony zmianami, ale wszystko wskazuje na to, że to już koniec. Jeszcze moje dwa anioły – Ania i Marek nanoszą ostatnie poprawki, dopieszczamy kolorki i czcionki, ale już większość zrobiliśmy. Wiecie, ja mam coś takiego, że albo od początku czuję klimat albo nie i negatywne nastawienie we mnie narasta. Poprzedni ciemny i ponury szablon podobał mi się tylko pierwszego dnia, potem ciągle coś mi nie pasowało i coraz bardziej wkurzał. Na tym czuję się znakomicie. Lubię jasność, kocham wygląd tytułowej czcionki, nawet stopka jest śliczna. Zostanę przy tym szablonie i tej kolorystyce, bo ona odpowiada mojej wizji rozwoju www.kominek.in.
Zresztą był jeszcze jeden powód, który mnie przekonał do zmiany. Czegoś nie przewidziałem wcześniej…
Aby tradycji tekstów wyjazdowych stało się zadość, dziś relacja foto. Niestety w miejscu, gdzie jestem nie ma możliwości robienia takich zdjęć, jakie serwowałem z Tajlandii czy Meksyku, co tylko potwierdza moje beznadziejne położenie.
Stan konta na środę – 4 dolary.
Ja już chcę do domu:(
Czasami wśród setek wiadomości zaczynających się od „hej, pogadasz”, „hejka, nie jestem taka jak wszystkie…”, „hej, co sądzisz o…?”, dostaję wiadomości, na które wypada odpisać.
Napisała to pewna nierozsądna czytelniczka w komentarzu pod jednym z wcześniejszych wpisów. Inna jeszcze dodała, że nie odpowiada partnerowi na pytanie, ilu miała przed nim, bo „wiem jak to się skończy”. Oj dziewczyny, pozwólcie, że pan wam coś wyjaśni…
Niedobrze mi. Kręci się głowie, spać się chce, osłabione to jakieś ze mnie jest. Coś mi zaszkodziło albo to już pora na mnie…
Musiałem wam o tym napisać, bo na nic innego nie wystarcza mi sił, a mam ambitny plan jeszcze przez jakiś czas codziennie aktualizować wszystkie blogi. Nawet gdy jestem umierający.
W ciągu ostatniego tygodnia pojawiło się 7 tekstów. To tyle samo ile opublikowałem przez cały czerwiec.
Kiedyś było mniej a dłużej, teraz codziennie, ale krócej. No nie zawsze, bo ja się lubię rozpisać, akurat ostatnio dłużej na kominek.tv, ale generalnie idea jest taka, że nie długość robi jakość, tylko wyrazista treść.
Uczciwie przyznaję, jestem zaskoczony, że w ciągu całego tygodnia nie było ani jednego komentarza marudzącego, że zmiany poszły na gorsze. A ostrzegałem Iwonki, że kasowania i banowania będzie masakrycznie dużo, że poleje się krew i będą musiały zabijać własnych braci i siostry. Spodziewałem się, że dojdzie do komentobójstwa jak podczas pamiętnego 2006 r. gdy przestawałem pisać o seksie. Wtedy odszedł na wieki co czwarty czytelnik.
Ale jest spokój. Może to cisza przed burzą.
Jeszcze wszystkich kart nie odkryłem, bo to dopiero tydzień, ale jestem ciekaw ilu na dziś mam przeciwników zmian, ilu osobom teksty z ostatniego tygodnia w ogóle nie przypadły do gustu.
Zrobimy dziś badania i powtórzymy je za pół roku. A kolejne za rok.
Głosowanie na nic nie będzie miało wpływu i niczego nie zmieni. Ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu blogowanie było obowiązkiem a nie przyjemnością. Od tygodnia znowu kocham pisanie, czuję to, co dotychczas odczuwałem tylko przy tworzeniu tekstów z wypraw. Czystą radość z pisania.
Bez względu na wynik głosowania, radości tej już nie oddam. Ja po prostu zlikwiduję opozycję. Jak zwykle zresztą.
PS Od dziś w godzinach 23:00 – 8:00 będzie na blogu gaszone światło. Kto chce się przekonać o co chodzi musi tu trafić w tym przedziale czasowym 🙂
Pamiętam jak dziś, gdy pierwszego dnia pobytu robiliśmy rekonesans hotelu i Andrzej zadeklarował, że zamierza dokonać jednego z najbardziej bohaterskich czynów w swoim życiu. Zejść pod wodę. Bez maski, rurki i całego akwalungu, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Na głębokość 1.30 m. Bo akurat głębszych basenów tam nie mieliśmy.