Continue Reading"/>
blog

Blogerem być – kilka słów prawdy o nas

Pięć lat temu opublikowałem tekst „Dzień z życia blogera – jak fajnie być na szczycie”.

 

 

27 maja 2007 r.

Ze snu budzą mnie zazwyczaj ciepłe usta kobiety wkładającej do buzi mojego penisa. To jedna z czytelniczek bloga, mam tyle fanek, że codziennie mogę sobie pozwolić na inną laskę. Idę do łazienki, czystej łazienki, bo co trzy dni przychodzą dupy i sprzątają mi chatę w zamian za to, że chwilę z nimi porozmawiam i dam autograf. W kuchni czeka na mnie ciepła kawa, bułeczki, wędlina, jajeczka i czekolada na deser. Za nic nie płacę, mam sponsorów.

Po śniadaniu przez pół godziny czytam smsy z nocy. „Kocham cię”, „Odpisz mi pliizzz”, „Nie mogę przestać o tobie myśleć”, „Czy ktoś taki jak ja ma szanse u takiego faceta jak ty?”, itd… Nie odpisuję. Nie muszę, dla nich satysfakcją jest, że mają mój numer i mogą zaspokoić swoje nocne pragnienia pisaniem do mnie.
Przed południem autoryzuję wywiady, zazwyczaj nie nanoszę zbyt wielu poprawek, dziennikarze już dawno nauczyli się jak pisać o mnie teksty żeby mi się podobały.

Po południu spotkania w zakładach pracy, lancze, honorowe przejścia przez miasto, odwiedziny w szkołach i więzieniach. Wszyscy chcą mnie poznać, dotknąć, powąchać i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ręka mi puchnie od autografów, zwykle wczesnym wieczorem mam wszystkiego dość i wracam do mojego apartamentu, za którego wynajem częściowo pokryty jest z budżetu państwa, jako że jestem istotnym elementem dziedzictwa kulturowego tego kraju.

Gdybym był najpopularniejszym aktorem, piosenkarzem, pisarzem albo politykiem z pewnością tak wyglądałoby moje życie.
A jak to jest gdy jest się najpopularniejszym blogerem?

Budzę się rano. Trzy godziny za późno, bo dwa pieprzone budziki w komórce zawsze dzwonią za cicho, a ten nastawiony w komputerze wyłączam przez sen. Nie pomaga chowanie pod biurko pilota do ściszania głośników. Jak mi się nie chce go znaleźć, wyjmuję wtyczkę z kontaktu wyłączającą cały sprzęt w domu łącznie z lodówką.
Idę do łazienki, oż kurwa, kiedyś się zabiję przez te ręczniki. Dlaczego one nie mogą wisieć?

I gdzie do cholery jest papier toaletowy?
Nastawiam czajnik. Jeśli jestem rozbudzony, pamiętam, żeby nalać do niego świeżą wodę, jeśli nie – poranna kawa w głównej mierze składa się najpierw z osadów żelaza, a następnie z kawy.
Sprawdzam telefon. Nikt do mnie nie napisał? Dziwne.
Sprawdzam maile. Na trzy nowe maile, cztery zawierają spam.
W międzyczasie robię śniadanie. Jak mi się chce robić, mam parówki. Jak mi się nie chce, to też mam parówki.

  Kominek – 5 lat później

Życie Kominka pięć lat temu było takim „parówkowym” życiem. Nigdy nie zapomnę meliny, w której powstawały moje pierwsze teksty, nigdy nie zapomnę, jak starałem się znaleźć gdzieś robotę, aby móc w spokoju pisać bloga, bo w tamtych czasach jedynymi reklamami, z jakimi blogerzy mieli wówczas do czynienia to nigeryjskie spamy i oferty powiększania penisa.

Pierwsze pieniądze nie zacząłem zarabiać po 3 latach, ale dopiero po 4. Pierwsze pieniądze, które już zapewniły mi niezły poziom życie dopiero po sześciu latach. Rodzice nigdy nie odmówili mi pomocy, ale nie zawsze z tej pomocy korzystałem, żyjąc często za kilka złotych dziennie. I pisząc. Pisząc, pisząc, pisząc. Nawet moje byłe do dziś z uśmiechem wspominają pierwsze lata bloga, kojarząc mnie z jednym miejscem – moim biurkiem. Ostatnio jedna zapoznała mnie ze swoim obecnym chłopakiem, on zaś na przywitanie powiedział mi:
– A to ty jesteś ten, który od rana do wieczora siedział przed komputerem?
– Tak, to ja.

Pięć lat minęło.
Wprawdzie nie budzi mnie żadna kobieta, samotność wpisana jest w mój zawód, na całe szczęście nie muszę rozdawać autografów i wciąż nie stać mnie na fajną chatę, ale nie jest źle.
Dziś mój dzień wygląda zgoła inaczej. Coraz częściej zamiast we własnym domu, budzę się w hotelowych pokojach, w samolocie siedzę częściej niż w tramwaju.
Codzienne życie blogera to odpowiadanie na maile, kontakty z mediami, animowanie społeczności na blogach i FB, masa spotkań.W sumie opiszę to w osobnym tekście, takim do którego wrócę za 5 lat.

W skrócie – tak wygląda mój kalendarz na pierwszą połowę lipca. Zostawiłem na nim tylko pozycje, które były ściśle związane z działaniami wokół bloga.

Przykładowo dziś mam dwa spotkania „byznesowe”, jutro „środa konkursowa” i działania na .IN i .ES, a wieczorem wywiad dla prasy, w czwartek jestem zaproszony na testy dwóch nowych gier, w piątek w południe spotkanie w agencji, choć nie wiem w jakiej sprawie. I tak dalej, i tak dalej.
Żeby nie było wątpliwości – ja się nie żalę. To jest zajebiste życie! Całe lata wierzyłem, że pewnego dnia jako bloger będę miał tak wypełniony kalendarz.
W domu wala mi się pełno kartonów i kopert. Prezenty od firm. Niezobowiązujące. Super. Kto nie lubi otrzymywać prezentów? Pięć lat temu żadna firma nie chciała mi wysyłać nawet spamerskiej kartki świątecznej.

Inspiracją do napisania całego dzisiejszego tekstu był tekst Jacka Gadzinowskiego. „Klawe jest życie blogera?„.
Wyjąłem kilka ciekawszych fragmentów.

  Czy nastąpi przesyt działaniami marketingowymi w blogosferze?

Prawdziwy boom działań na blogosferze dopiero przed nami (…) na początku z małymi kwotami, z małymi działaniami. Z czasem będzie to większa skala, pytanie czy będzie z drugiej strony „możliwość absorpcji” środków finansowych, produktów oraz podejście biznesowe? Między dbaniem o swój wizerunek i budową go przez blogera, a rozmienianiem go na drobne na szkodę swoja i marek (firm które promują się w blogosferze) jest tylko mała cienka granica. Trzeba mieć świadomość, w którymś momencie też nastąpi przesyt takich działań i ich pozytywnych skutków…

Pytanie do czytelników: czy wyobrażasz sobie, że na twoim ulubionym blogu każdego dnia pojawia się nowa reklama, a co drugi, trzeci tekst publikowany przez blogera jest tekstem reklamowym?
Nawet mnie ciężko jest to sobie wyobrazić, ale gdybym to samo pytanie zadał czytelnikom prasy jakieś 130 lat temu, telewidzom programów telewizyjnych w pierwszej połowie XX wieku i słuchaczom radiowym w tamtym okresie, zgodnie krzyknęliby – NIE!. Któżby czytał gazetę, w której jest więcej reklam niż artykułów??? Któżby oglądał stację telewizyjną, w której jest więcej reklam niż bloków programowych?!
A jednak tak właśnie jest. I wszyscy to akceptujemy.
Czy nastąpił przesyt reklamy w prasie i telewizji? Nie. Tracą na rzecz internetu, przede wszystkim prasa, ale to inna bajka. Przesytu nie ma, bo świat przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy.
Wróżę, że podobnie będzie z blogosferą. Dziś jesteśmy na początku komercjalizacji, jeszcze ci mniej postępowi szczekają, że reklamy na blogach to zło, ale ci bardziej myślący wiedzą, że komercjalizacja blogów jest naturalną koleją rzeczy i nie ma w niej nic złego, ani nic dziwnego.

  Kto będzie zarabiał na blogach?

Na pewno też, działania marketingowe i możliwość „zarabiania pieniędzy na swojej pasji, hobby” dotyczyć będzie tylko ułamka (spośród 3 mln blogów w Polsce). 250-400 blogów będzie głownie się w takich działaniach przewijać. To naprawdę mała skala, w porównaniu z tym jaki może być popyt na tego typu możliwość prezentowania produktów. Szybko ten rynek ugotuje się… nie pojawi się więcej pieniędzy na nim, będzie na nim dużo nisko kosztowych propozycji lub też propozycji których blogerzy nie będą w stanie obsłużyć

Kolejny fragment, z którym się nie zgadzam. Oczywiście i z mojej i z Jacka strony to takie wróżenie. Jeszcze długo nie będziemy wiedzieli, po czyjej stronie jest racja.
Przede wszystkim Jacek jest optymistą. Ja twierdzę, że blogerów regularnie zarabiających na blogu nie będzie więcej jak setka.
Rynek się nie ugotuje i nie należy sugerować się głosami plebsu, który już teraz krzyczy, że jak coś się dzieje w blogosferze, to ciągle u Kominka albo kilku tych samych blogerów. Już raz wyjaśniałem – największe kampanie reklamowe w telewizji mają miejsca w tych samych KILKU stacjach. Czy komuś to przeszkadza? Nie. Tak po prostu jest.
To, że najlepsze kampanie reklamowe pojawiają się u tych samych blogerów świadczy tylko o jednym – ci blogerzy mają największy zasięg, są największymi profesjonalistami i działania z nimi dają najlepsze efekty. Proste. Jacek słusznie zauważa, że nie ma co mieć pretensji o to, że inni blogerzy nie dostają ani kawałka tortu. Aby dostać tort, trzeba zostać zaproszonym na bal. A żeby zostać zaproszonym na bal, trzeba coś sobą reprezentować.

  Blogerzy nie traktują siebie poważnie

Nie wiem, czy byłbym w stanie tak zeskalować działanie na tym blogu, by „mieć klawe życie” i tylko z tego żyć. Tak może powiedzieć może kilku osób (blogerów) w tym kraju i pewnie można ich policzyć na palcach ręki. A to nie jest klawe, do powszechnej szczęśliwości która mogłaby być wieszczona.

Ano właśnie. Bloger nie ma klawego życia. Niektórzy z nas mają niezłe życie z perspektywami na zajebiste. Rzecz w tym, że nie da się prowadzić bloga na boku. Ja 7 lat temu zaryzykowałem wszystko i poświęciłem wszystko, aby kiedyś żyć z bloga. Moi znajomi robili kariery w sprzedaży, zakładali rodziny, brali kredyty i płodzili dzieci, a ja pisałem cholernego bloga. Czy było warto? Było. Nie zarabiam dziś tyle ile bym chciał, ale zarabiam dużo więcej niż zarabiałbym jako dziennikarz prasowy. A w przyszłości będę zarabiał dużo więcej niż wszyscy dziennikarze razem wzięci. I nie tylko ja. Każdy tak może. Każdy pojedynczy bloger, nawet taki, który dziś ma 15 czytelników.
Problemem większości blogerów, którzy chcieliby utrzymywać z bloga, a nie wiedzą jak, jest to, że oni nigdy nie dali sobie szansy, by podporządkować życie pisaniu bloga. Robiąc na pół etatu nigdy nie dorobisz się milionów. Różne szuje podcinają blogerom skrzydła. Gdy zaczynałem pisanie bloga, byłem debilem pełnym kompleksów, gdy złagodziłem wizerunek byłem beztalenciem odcinającym kupony od dawnej sławy, gdy zacząłem zarabiać, okazało się, że jestem sprzedajną dziwką. Teraz, kiedy nawet małpy zaczynają rozumieć, że komercja nie zabija niezależności blogera, słyszę, że jestem wszędzie, ze wszystkimi, a w ogóle to wszystko niedługo padnie.
Na drodze każdego blogera stanie legion baranów, chcących za wszelką cenę udowodnić mu, jak bardzo jest beznadziejny. Na szczęście ten legion to mniejszość. Tyle że krzykliwa i wyróżniająca się.

  Blogerzy są frajerami

Więc czy jest klawo?
Jeśli mierzyć to ilością piwa, biletów, zaproszeń, książek, sprzętu sportowego to pewnie tak. Ale jeśli zapłacić trzeba rachunki, kupić paliwo do samochodu, wydać trochę kasy na wyjazdy wake czy kite, utrzymać się z tego… wcale nie. Eldorado nie ma.

Nie ma, ale wielu blogerów na własne życzenie nie zarabia tyle, ile by chcieli. Teraz będzie kilka słów prawdy o tych wszystkich „profesjonalistach”.

Codzienne oferty reklamowe dzielą się na trzy kategorie:
– firmy, które chcą mi coś wysłać lub gdzieś zaprosić
– firmy, które oferują mi korzystanie z ich asortymentu. „Jeśli czegoś potrzebujesz, damy ci i nic w zamian nie wymagamy”.
– firmy, które chcą współpracować reklamowo na blogu.

Jak każdy popularny bloger, zarabiam na blogu. Jak niewielu – utrzymuję się z niego. Jako jedyny – robię z innych blogerów frajerów.
Nie ma tygodnia, abym nie dostał oferty od kogoś, kto chce współpracować z innymi blogerami. Nie ma tygodnia, abym nie zgarniał całego lub większości budżetu na działania w blogosferze. Wytłumaczył mi to niedawno jeden z pracowników pewnej agencji.
– Widzisz Kominek, my bardzo chętnie płacimy blogerom za pracę. Bo tak trzeba. Tylko po kiego czorta mamy płacić blogerom, którzy sami do nas piszą, że chcą to i tamto do testów, recenzji, konkursów i nie żądają kasy?
– Mówisz tu o szafiarkach, które dadzą dupy za dżinsy?
– Nie, mówię tu o czołowych blogerach. Tych, co rzekomo najwięcej zarabiają na blogu i lansują się w mediach.
– Pierwsza dziesiątka mojego rankingu wpływowych blogerów?
– Też, ale nie tylko. Druga także.
– Naprawdę robią za darmo?
– Tak.
– To na czym zarabiają?
– Nie wiem. Banerki? Może jak ktoś im napisze, że zapłaci, to biorą? W każdym razie z tobą robiliśmy dwie akcje. Tobie płaciliśmy pełną stawkę, im ani grosza. Dostali „produkt xxx” i to była ich zapłata. A raz nawet musieli zwrócić.
– Fajnie, ale jak to się wyda…
– To co? Nie jesteśmy frajerami. My płacimy uczciwie blogerom za pracę, ale jak ktoś nie żąda zapłaty to wybacz, dopraszać się nie będziemy.

Święta prawda. Nie jest tak, że agencje nie chcą płacić blogerom. Chcą. Nie jest tak, że agencje mają nas wszystkich za frajerów. W ostatnich miesiącach współpracowałem za kilkunastoma firmami, z kilkudziesięcioma toczyłem rozmowy, które nie zakończyły się pozytywnie, ale nie przypominam sobie, aby jakaś agencja potraktowała mnie jak frajera. Czasy się zmieniły, niestety nie zmieniła się mentalność wielu blogerów, którzy dadzą się zerżnąć w dupę byle tylko dostać coś do testów, recenzji, konkursu, byle tylko mieć coś przed konkurencją (to akurat w mniejszym stopniu, ale też).

Bartery są bardzo kuszące. Ja sam wiele razy z bólem zwieracza odmawiałem współpracy firmie, która nie miała pieniędzy na reklamę, a miała dobry produkt. Godzinę temu otrzymałem ofertę zrobienia akcji, o jakiej byłoby głośno wszędzie. Powiedzmy, że temat dotyczy pewnych „zabiegów ze skalpelem”. Niestety firma nie ma kasy na współpracę. Ani grosza. Nie godzę się na to. Co z tego, że mój blog zyska kolejne punkty do lansu, skoro nic na tym nie zarobię? Wolę poczekać rok lub dwa, a pojawi się na pewno firma, która za to zapłaci.

W kilku fajnych kampaniach zabrakło mnie tylko dlatego, że inni blogerzy robili je za darmo, ale odkąd przyjąłem zasadę, że za darmo współpracuję wtedy, kiedy firma niczego ode mnie nie oczekuje, a za oczekiwania zawsze trzeba płacić, moje zarobki skoczyły dziesięciokrotnie. D z i e s i ę c i o k r o t n i e.
Wbrew pozorom u mnie nie ma dużo reklam. Ja po prostu umiem robić duży buzz wokół każdej współpracy, a nie jak inni blogerzy – pierdolną tekścik konkursowy i mają w dupie efekty. Firma zapłaciła, firma traci, bloger zyskuje. Jak biorę kasę, to biorę niezłą kasę, ale czuję się odpowiedzialny za wyniki, nawet jeśli konkretnych efektów nigdy nie obiecuję. Zresztą nie tylko ja. Ostatnia współpraca z Martini, którą robiłem razem z Fashionelką, czy akcja majowa z Peugeot z Segrittą pokazuje, że dobrze dobrani blogerzy potrafią zdziałać cuda. Oczywiście na miarę blogosfery, a nie całej galaktyki.

 

 

Bo bloger nie tylko musi mieć zasięg i dobrze wyglądać na zdjęciach. Firmy boją się i bardzo słusznie, że się boją, przeprowadzać grubych akcji na blogach, ponieważ wielu blogerów nie ma zielonego pojęcia, co robić, aby klient był zadowolony. Dam przykład sprzed kilku dni – jedna przemiła blogerka dała dupy po całości. Nie dość, że spóźniła się z opublikowaniem tekstu konkursowego, źle podlinkowała, to w dodatku minutę po jego publikacji – wrzuciła kolejny tekst. Ze swoimi stylizacjami. Tekst konkursowy, za który wzięła kasę, został „przykryty” i był niewidoczny dla jej czytelników. I jak tu z kimś takim współpracować? Jak później agencja ma wytłumaczyć klientowi sens współpracy z blogerami? Albo durni blogerzy nauczą się profesjonalizmu albo jeszcze długo najlepsze kampanie będzie robiła garstka blogerów, którzy są gwarancją jakości.

 

 

PS Jeśli za 5 lat nie będę pisał do was z apartamentu na Manhattanie, to znaczy, że jednak nie warto być blogerem i schrzaniłem sobie życie. A mogłem iść na polibudę…

 

Komentarze

  1. Konrad 10.07.2012 13:38

    Skup się na zagranicznym blogu to za 5lat będziesz miał apartament ze spiralnymi schodami.

    • kate_alice 10.07.2012 17:38

      ruchomymi.
      mówiłam że Kominek ma się angielskiego uczyć.

  2. Agneeze 10.07.2012 13:40

    Przeczytałam z przyjemnością. A słowa o zaangażowaniu (‚Robiąc na pół etatu nigdy nie dorobisz się milionów.’) odnoszą się nie tylko do sfery finansów, tak jest niemal z każdą dziedziną życia – chcesz osiągnąć konkretny cel, musisz włożyć w to wszystkie swoje siły, chęci i środki.

  3. Andrzej 10.07.2012 13:41

    Dużo ostatnio polemizujesz.

    Celne uwagi though. Podobają mi się 🙂

  4. Marcin Michno 10.07.2012 13:43

    Motywujący tekst

  5. Tomek O. 10.07.2012 13:50

    Czekam na Twoją książkę i zakładam drugiego, lifestylowego bloga. Nie opłaca się blogować w ciemno, bez planów na blogową przyszłość.

  6. mameja_na_etacie 10.07.2012 13:51

    Za pięć lat będziesz obecne czasy wspominał jako parówkowe, obiecuję. 🙂

  7. Joanna 10.07.2012 14:07

    Nie zazdroszczę. Masz czas na prywatne życie ?

    • Wilzek 12.07.2012 23:22

      Właśnie! Lepiej mieć normalne życie zamiast blasku fleszy bo pieniądze szczęścia nie dają.. Ale co będę gadal, o gustach sie nie dyskutuje. To tylko moje zdanie.

      • Kenji 13.07.2012 19:03

        I nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki! Czy coś tam…

  8. Szymon Urbanek 10.07.2012 14:09

    Myślę że po publikacji książki spokojnie będzie Cię stać na apartament na Manhattanie 🙂

  9. Kamila Łońska-Kępa 10.07.2012 14:12

    Zastanawiałeś się kiedyś co by było, gdyby to blogowanie Ci nie wypaliło?
    Pytam z pozycji osoby która boi się pierdzielnąć etat i zająć się tylko pisaniem.
    Niby do odważnych świat należy ale z tyłu czaszki kołacze się co będzie jeśli dobiję do setki czytających i na tym się skończy.
    Ps. Życzę Manhattanu. I jak czytam Twoje argumenty, to faktycznie to sensowne, że „jesteś wszędzie”.

    • Katja Martita 10.07.2012 14:29

      Raczej nie zadaje się pytań „co by było gdyby?”. Poza tym im dłużej się zastanawiasz, tym większe prawdopodobieństwo, że masz więcej do stracenia (awanse, podwyżki i inne tego typu bajery). Jeśli jesteś nastawiona na pracę nad tym co kochasz na 150% to nie ma bata, żeby nie wypaliła.

    • Kalashnikov 10.07.2012 16:28

      Zapomnij. Jeśli zastanawiasz się nad tym, boisz się i analizujesz do tego stopnia to znaczy, że nie masz wystarczającej motywacji, pasji i energii do osiągnięcia „sukcesu”.

      Kominek (jak i każdy inny człowiek sukcesu, który stawiał wszystko na jedną kartę) pewnie nie raz zastanawiał się „a co jeśli nie wyjdzie?”, ale mimo tego szedł w zaparte – myśl ta pojawiała się, bo jest myślącym człowiekiem, ale nie dominowała na tyle żeby go powstrzymać przed czymkolwiek.

      Banalny przykład, ale prawdziwy – to tak jak z miłością. Bez sensu jest się pytać „czy jestem zakochana?”. Kiedy będziesz, będziesz to po prostu wiedzieć. Póki co skup się na swoim etacie 😉

      • Kamila Łońska-Kępa 10.07.2012 17:42

        Nie pytam „czy jestem zakochana?”, ale na pewno rozważam czy warto dla tej miłości rzucić wszystko.
        To są dwie odrębne sprawy.
        Tu tak samo, chcę pisać, ale nie chcę by moje dziecko jadło tynk (ja tam mogę nawet dobrze mi to zrobi)
        A nie chce mi się wierzyć, że myślenie nad wyjściem awaryjnym jest równoznaczne z porażką.
        To znaczyłoby, że sukces osiągają tylko furiaci.

    • mefjuu 10.07.2012 16:42

      Akurat właśnie kończę „Odpowiedź” Asaarafa i Smitha. Książka traktuje o tym, jak stworzyć firmę, która będzie osiągać sukcesy. Jest tam sporo wskazówek praktycznych, ale przede wszystkim opisuje sposób w jaki powinno się myśleć, żeby te sukcesy osiągać.

      W ostatnim rozdziale pada ładne zdanie, które podsumowuje sens tej książki: „Ludzie myślący z rozmachem nie mają w głowie miejsca na pojęcie ‚klęska’ „. I bez takiego myślenia nie powstanie chyba żaden dobry blog, żadna dobra książka, ani żadne inne dobre przedsięwzięcie…

  10. Anka Sikorka 10.07.2012 15:13

    A ja sobie wyobrażam więcej reklam, chcę, zeby mojemu ulubionemu blogerowi bylo dobrze i wygodnie w zyciu, zeby to zycie bylo ciekawe, bo ciekawe zycie przeklada sie na ciekawe teksty. Proste. Reklamy sa wszedzie, dlaczego akurat tu mialyby mi przeszkadzac? Z tego, co widze, blogosfera zaczyna podchodzic profesjonalnie do kampanii reklamowych, i dobrze.

    • Mario 10.07.2012 19:51

      Dlaczego akurat tu miałyby Ci przeszkadzać reklamy? Mi na przykład wszędzie przeszkadzają, jeśli są w nadmiernej ilości, to po prostu męczące. Lubisz oglądać film na Polsacie przerywany co 20 minut bloczkiem reklamowym (również 20 minutowym)? Lubisz wpychane do ręki/pod drzwi/do skrzynki ulotki? Lubisz iść na film do kina, zapłacić ~20 zł i oglądać najpierw 25 minut reklam (pracuję w kinie, więc czas nie jest przesadzony, a i wiem jak ludzi to wkurza). Lubisz „wyskakujące okienka” gdziekolwiek w internecie? itd. itp… Ja tego wszystkiego nie lubię niestety, więc i wolałbym, żeby bloger miał inne źródło zarobków, a bloga pisał „po godzinach”, dla przyjemności i pasji z pisania. Notabene i tak lubię Kominka, bo choć często się z nim nie do końca zgadzam, jego teksty zmuszają do myślenia, i ogólnie ciekawie się czyta.

  11. Paweł Lipiec 10.07.2012 15:13

    Optymista z tą setką. Teraz sensownych osób do współpracy jest ile? 20? 30? Przy „wygładzeniu” parametrów może 50…

  12. Ania 10.07.2012 15:17

    co prawda to prawda, za oczekiwania zawsze trzeba płacić, a tym samym swoja pracę cenić 😀

  13. Piotr J. Synowiec 10.07.2012 15:30

    Darmowa praca nigdy nie będzie doceniana. Przykład u mnie w kwestii doradztwa. Np w branży internetowej, ludzie zupełnie inaczej traktują porady, kiedy bierze się od nich 200 zł za godzinę, a zupełnie inaczej, kiedy są to porady „gratis” do zlecenia lub w celu złapania zlecenia.

    A wszystko sprowadza się do prostej rzeczy. Popytu i podaży. Kto nie zna prawa popytu i podaży traci.

    Co do powyższego pytania Kamili, co by było gdyby blogowanie nie wypaliło.
    Nie ma żadnej branży w której mamy gwarancje, że cokolwiek wypali.

    Żyjemy w czasach w których bezpieczne opcje, takie jak etat, stają się niebezpieczne (co będzie jak stracisz ten etat i okaże się, że za parę lat Twoja praca jest bez problemu wykonywana przez np. komputer?).
    I w drugą stronę, to co niebezpieczne jest najbardziej bezpieczną opcją, jaką możemy przyjąć.

    Wyjście poza strefę komfortu pozwala rozwijać się praktycznie w dowolnym i nieograniczonym niczym kierunku. Idziemy tam, gdzie chcemy, a nie gdzie powiedzą nam, że „chcemy”/”powinniśmy iść”.

    Niestety nie mogę się zgodzić z tym, że jak się zajmuje tym, co się kocha na 150% to nie ma bata, żeby nie wypaliło. Nie ma czegoś takiego jak nie ma bata. Zawsze jest bat, bo bez tego bata nie byłoby rozwoju. Albo się dopasowujesz i na każdy problem który pojawi się na drodze reagujesz w sposób „okej, kolejne wyzwanie, czas je rozwiązać”, dzięki temu każdego dnia ucząc się tego, czego nie nauczy Cię żaden etat, albo się po prostu poddajesz.

  14. Jacek Gadzinowski 10.07.2012 15:32

    Zasunąłbym jakimś truizmem, do takiej polemiki…

    Generalnie, jeśli za 5 lat odpalę cygaro, pływając na kajcie na Karaibach lub na wake na FLorydzie, powiem tak „ten koleś miał rację”. Ale jest jeszcze wiele mielizn (marketingowych), a przede wszystkim trzeba mieć pomysł na siebie i konsekwencje. Jak zawsze w życiu.

    Lubie takie polemiki i chciałbym ich więcej widzieć. Możemy mieć różne spojrzenie. Ale TRYND jest jednek 😉

  15. Jacek Gadzinowski 10.07.2012 15:35

    I jeszcze jedno chciałem powiedzieć, bo czytajac też BRANŻOWCY /agencje, firmy etc.

    W relacji z blogerem: raz jest mniej „kasy”, raz wiecej „kasy”. Ale, nie ma co się oszukiwać: czasy samplingu i low budget działań na blogach sie skończyły. Przynajmniej jeśli mówimy o tych 100-200 topowych. I nie mówie tego z pozycji bloger, ale z pozycji też firmy 360commerce która czasem z blogerami przeprowadza działania. Oszukiwanie się że „relacja”, „ładne maile”, „personalizacja komunikacji” wszystko załatwi jest drogą donikąd. Wiec nie ma co owijać w bawełnę… czy robić „bułkę przez bibułkę”. Tak prosze państwa, nadeszła komercjalizacja. Ze wszystkimi tego dobrymi i złymi elementami. (sorry za ew. literówki, piszę z tel. kom)

  16. MM 10.07.2012 15:40

    a jak widzisz siebie na starość? kasa na emeryturze itp? jestem ciekawa..

    • Jacek Wójcik 10.07.2012 15:52

      Przecież Kominek mówi że nie będzie stary więc emerytura mu nie grozi…

    • Dawid Szwajca 10.07.2012 16:51

      Do 30 lat, a tylu nigdy nie skończy Kominek, progu emerytalnego na pewno nie obniżą.

    • Michał Wójtowicz 15.07.2012 15:40

      Z tym, co zus będzie oferował większości Polaków to kominek akurat dużo nie straci.
      Myślę, że i emeryturę ma zaplanowaną i to już dawno.

  17. Szymon Baszak 10.07.2012 15:50

    Motywujący tekst,dzięki. Mój pierwszy blog miał około 2.000 wyświetleń w rok, nie poddałem się, teraz, na nowym blogu, mam ponad 100.000 w dwa miesiące, co może nie jest jakimś fenomenalnym wynikiem ale i tak widzę sporą różnicę.

  18. Krzysiek 10.07.2012 15:52

    Szkoda, że firmy nie podchodzą profesjonalnie do kampanii. Przykład – na skrzynkę mailową mojego małego bloga przychodzi mail (od jakiejś agencji reklamowej o tytule) „Zapraszamy serdecznie do współpracy”. Otwieram, a tam miła pani Natalia tłumaczy, że ma mojego maila z legalnego źródła i czy jestem zainteresowany. Odpowiadam, że tak, ale proszę o szczegóły. W odpowiedzi otrzymałem listę produktów i cennik ich usług.

    Nie wiem na czym miała polegać „współpraca”. Może na tym, żebym kupił sobie coś u nich? Ja będę miał koszulkę, a oni kasę.

  19. Kamil 10.07.2012 16:00

    Jak się jest blogerem „niszowym” i w dodatku traktuje się swoje zajęcie dorywczo to ciężko o kominkowy kalendarz. Co nie znaczy, że nie może być interesująco i nie można dostać ciekawych propozycji.

  20. Mateusz Ochman 10.07.2012 16:21

    Ten tekst dał mi wiatru w żagle, ale obawiam się, że nie na każdym blogu da się zarobić (i nie mam na myśli niszy „moje życie”).

  21. Filip Michta 10.07.2012 16:31

    Co do twojego PS: Jeśli za 5 lat nie będziesz pisał z Manhattanu to nie znaczy, że się udało. Z Manhattanu możesz pisać za 2 lata, a za 5 pisać siedząc na tarasie willi na twojej prywatnej wyspie gdzieś na Pacyfiku… 🙂

  22. Jacek Gadzinowski 10.07.2012 16:46

    Jeszcze 1 w sprawie „czy jest klawo” 😉 Było piwo, teraz czas na warsztaty kiperskie… temat się rozwija. + za pomysł.

  23. Katarzyna 10.07.2012 17:33

    Nie mogę się oderwać od Twoich tekstów.

    • kominek 10.07.2012 17:35

      Też tak mam.

  24. Justyna 10.07.2012 18:38

    Ciężko jest mi zrozumieć, że nie potrzebujesz kobiety by móc dzielić się z nią swoim szczęściem.

    • kominek 10.07.2012 19:07

      Potrzebuję, ale żadna mnie nie chce.

      • A. 12.07.2012 15:29

        Coś tu śmierdzi…

  25. Filip Zbyszyński 10.07.2012 19:49

    Tak sobie myślałem… Nie obawiasz się, że niedługo staniesz się „gwiazdą” i „celebrytą”? Że zaczną uganiać się za Tobą z aparatami i rozsiewać plotki po pudelkach i innych szmatławcach?

    • kominek 10.07.2012 22:08

      Nie.

      Ale i na to jestem przygotowany.

      • Filip Zbyszyński 10.07.2012 23:45

        Masz sobowtóra?

  26. Faustyna Maciejewska 10.07.2012 21:08

    Bardzo dobry wpis, jestem płotką bo piszę bloga na temat mało oblegany, ale już drugą propozycję współpracy mam i trochę boję się czegokolwiek wymagać bo cieszę się że w ogóle ktoś docenił moją pracę. Może nie powinnam?

    • kominek 10.07.2012 22:07

      Ktoś docenił?
      Propozycji nie dostaje się, bo ktoś cię docenia, ale bo ktoś chce na tobie coś zyskać.

      • Faustyna Maciejewska 11.07.2012 10:33

        Chodziło mi raczej o to ze ktoś stwierdził że warto się u mnie reklamować, przy okazji połechtana jest moja próżność bo zazwyczaj lecą przy tym komplementy jakiego wspaniałego bloga tworzę. Fajnie że ktoś chce coś na mnie zyskać i przy okazji coś zyskuję na tym ja. Nigdy przez głowę mi nie przeszło że z pisania bloga można cokolwiek mieć oprócz odwiedzin i komentarzy.
        Bo jednak propozycje reklamodawców świadczą o tym, że blog jakiś poziom reprezentuje i to jest miłe.

        • Grzeczny Chłopiec 11.07.2012 19:42

          Kominkowi chodziło zapewne o to, że odzywają się nie dlatego, że masz dobre jakościowo fotki i nad każdym wpisem siedzisz pół dnia, tylko dlatego, że ma zasięg/zaangażowanych użytkowników i mogą na tobie (pośrednio) zarobić.

  27. Marcin Kosedowski 10.07.2012 22:21

    Chciałem napisać, że twoja rozmowa z przedstawicielem agencji musi być ściemą, bo przeglądając TOP10 twojej listy na pewno nie znajdzie się tam znanych bloggerów, którzy mogą brać coś na darmowe testy.

    Nawet przejrzałem ich blogi, żeby napisać, że niczego nie testują… i zobaczyłem, że rzeczywiście na połowie TOP10 pojawiają się testy jakichś produktów. To, że np. Antyweb dostaje do testów komórki albo tablety (do zwrotu), to dla mnie jasne, bo tak samo działa prasa, ale zdziwiłem się strasznie widząc materiały promocyjne np. u Artura Kurasińskiego. Poważnie to jest za darmo?!

    PS Żeby nikt mi nic nie wytykał: wszystko co ja reklamuję jest za procent od sprzedaży.

    • kominek 10.07.2012 23:54

      Rozmowa nie jest ściemą i niekoniecznie musi chodzić o testy.
      Prawda jest taka, że to, za co ja biorę kasę, inni blogerzy robią za darmo.
      Są frajerami.

      • Marcin Kosedowski 11.07.2012 00:33

        Właśnie chyba źle się wyraziłem. Ja chciałem pisać, że to ściema, już sobie przygotowywałem listę, że ktoś z twojego TOP10 to nie ma reklam, inny ma oznaczone, a jeszcze inna ma blog o reklamach.

        Chciałem, dopóki nie przejrzałem ich blogów i wierzę, że przedstawiciel agencji mówił prawdę.

        • kominek 11.07.2012 10:34

          Super, ale gdybym miał pewność że chodzi o Antyweb lub Kurasa, to bym ich wskazał. Akurat ten pierwszy doskonale wie jak robić biznes. Nie jest moim celem psucie opinii znajomym blogerom, dlatego trochę brzydko zrobiłeś podając ich jako przykłady.

  28. ala ma kota 10.07.2012 22:28

    Zagraniczny blog nigdy nie odniesie takiego sukcesu, chyba ze komin sie przeniesie do USA i pozna tamtejsza mentalnosc, ale poznac mentalnosc nie bedąc Amerykaninem jest bardzo ciezko, poniewaz inaczej patrza ludzie na urodzonego w USA a takiego Polaka . Inaczej zachowuje ise USA w stosunku do USA , a USA do POL. Chyba ze tematyka zagranicznego bedzie inna od obecnej

  29. manti 10.07.2012 22:48

    Wiesz jaki jest przepis na sukces?
    Fałdy.
    Fałdy, które robią się od wiecznego siedzenia przy biurku i pisania.
    To ja się pytam, gdzie są Twoje? 🙂

    • Przemek Jaworski 12.07.2012 15:38

      On (Kominek) ma na czole od myślenia 😀

  30. Tomek 12.07.2012 11:37

    double chin?

  31. RadaZ 13.07.2012 13:16

    Na Manhattanie za 5 lat? Marzenia. ;P

  32. Dagmara 16.07.2012 22:41

    „PS Jeśli za 5 lat nie będę pisał do was z apartamentu na Manhattanie, to znaczy, że jednak nie warto być blogerem i schrzaniłem sobie życie. A mogłem iść na polibudę…” Oczywiście,że będziesz! Stajesz się powoli marką,właściwie już nią jesteś. A Radazami i tymi innymi nie ma powodu się przejmować.Takich jest mnóstwo. Byli są i będą. A teraz będą się tacy namnażać. Kominku,rób dalej to co robisz! Życzę dalszych sukcesów.

    Niestała Komentatorka,ale za to stała czytelniczka- Dagmara

  33. Zuzia Tonak 22.07.2012 22:09

    Zasłużyłeś, wypracowałeś sobie to:)

  34. optymizm 25.07.2012 11:23

    Ale niektórzy prowadzą bloga po prostu dla frajdy:)

  35. Darek 01.08.2012 18:36

    Właściwie to istnieje blogosfera w której niemal każdy post to reklama. Wydawnictwa i księgarnie internetowe wysyłają więcej książek niż jesteśmy w stanie przeczytać. Za to o pieniądzach można zapomnieć 🙂

  36. Radoslav 02.08.2012 21:04

    gratuluje to jest twoj sukces!!!!!!!

  37. Maruda 07.08.2012 16:35

    Blogi powoli odchodzą w odstawkę, teraz nastała era vlogów.

  38. Pingback: Zapłacę blogiem, czyli dlaczego blogerzy ciągle dostają i chcą coś za darmo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Connect with Facebook

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>